Ponad milion złotych mniej trafi do budżetu Lublina z tytułu sprzedaży „małpek”, czyli wódki w butelkach mniejszych niż 300 mililitrów. Do zakupów zniechęca wysoka cena małych alkoholi.
CZYTAJ: Lubartów: 19-latek produkował płyny do e-papierosów [ZDJĘCIA]
Po niektórych klientach nie widać nałogu
Od zakupu „małpki”, czyli wódki w małej butelce, dzień rozpoczyna kilkaset tysięcy Polaków. W niektórych sklepach osiedlowych w Lublinie takich „małpek” dziennie sprzedawanych jest ponad sto. Klienci od świtu przychodzą między innymi do sklepu Klaudii Jasińskiej przy ulicy Lubartowskiej w Lublinie. – Najczęściej rano, kiedy idą do pracy. Przychodzą w strojach roboczych, budowlanych, ale są też ludzie ładnie ubrani, po których nie widać, że piją alkohol. Jeśli ktoś pracuje, to może sobie pozwolić na lepsze alkohole, a ci bardziej „typowi” wybierają najtańsze.
Podobnie jest na miasteczku akademickim w sklepie Klaudii Grzesiak. – Jest bardzo duży wybór setek, aczkolwiek cenowo poszły one do góry. Smakowych jest bardzo dużo. Najczęściej idą jednak dwusetki.
Od kilkunastu lat sprzedaż „małpek” w Polsce utrzymywała się na wysokim poziomie. Jeszcze w 2019 roku Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych alarmowała, że po „małpkę” każdego dnia sięgają 3 miliony Polaków. W tym roku nastąpiła zmiana widoczna w urzędowych statystykach. Wpływy z tzw. opłaty małpkowej maleją, co potwierdza Joanna Stryczewska z Urzędu Miasta w Lublinie. – Tegoroczne wpływy wyniosły około 2,9 miliona złotych i są mniejsze od ubiegłorocznych. W ubiegłym roku było to 4,1 miliona złotych. Wpływy z tytułu opłaty obowiązują od 2021 roku. Środki te w połowie stanowią dochód gminy, na których terenie prowadzona jest sprzedaż i w połowie stanowią dochód NFZ.
Mniejsza sprzedaż „małpek” to tylko iluzja
Mniejsza sprzedaż „małpek” jest widoczna w większości samorządów. W podlubelskiej gminie Jastków z tytułu „opłaty małpkowej” w poprzednich latach do gminnego samorządu trafiało ponad 80 tysięcy złotych. Teraz jest mniej, z czego cieszy się wójt, Teresa Kot. – W ubiegłym roku bardzo niepokoiliśmy się tym wzrostem, dlatego że nie jest to kwota, która cieszy. To jest trochę na takiej zasadzie, że „rano idę do pracy, kupię małpkę i wyrzucę do kosza”, bo tych butelek wokoło było widać bardzo dużo. Zauważamy istotny spadek jeśli chodzi o te wpływy. Wykonanie na listopad to jest 66 tysięcy złotych, czyli już jest 20 tysięcy mniej w stosunku do ubiegłego roku.
Psycholog i psychoterapeuta Ireneusz Siudem w urzędowe dane wierzy, ale zwraca uwagę, że mniejsza sprzedaż „małpek” to tylko iluzja. Ludzie przerzucili się na większe pojemności.
– Głównym powodem jest ekonomia. Łatwiej i przede wszystkim taniej jest kupić pół litra, a nawet litr niż cztery butelki czy też dwie. Ludzie nie przestali pić – wszelkie dostępne badania pokazują, że mamy jednak do czynienia ze wzrostem użycia alkoholu. Nie jest to wzrost drastyczny, mówiąc fachowo, nazywa się to tzw. trendem ustabilizowanym, ale jednak wzrostowym.
CZYTAJ: „Małpki” ciągle popularne. Polacy w szponach nałogu
Większe spożycie alkoholu widać chociażby po liczbie osób trafiających do Centrum Interwencji Kryzysowej, czyli na lubelską izbę wytrzeźwień. Do końca października odwiedziło ją ponad 2200 osób, to więcej niż w całym 2022 roku.
Niechlubny rekordzista w lubelskim ośrodku był ponad 200 razy. Najmłodszą osobą była 14-latka z dwoma promilami w organizmie.
FiKar / opr. LisA
Fot. pixabay.com