Trwa rozpakowywanie oraz inwentaryzacja setek eksponatów związanych z rodziną Kuncewiczów, które otrzymało w spadku Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym. To dziesiątki pudeł z dokumentami, książkami i innymi pamiątkami, które przyleciały ze Stanów Zjednoczonych z domu wnuka Marii i Jerzego Kucewiczów – Aleksandra.
Tym samym zakończyły się czteroletnie starania by te przedmioty trafiły do Kazimierza Dolnego, gdzie znajduje się Willa pod Wiewiórką, a więc Dom Kucewiczów. Niektóre z tych eksponatów reporter Polskiego Radia Lublin oglądał wspólnie z kierownikiem Kuncewiczówki, Moniką Januszek-Surdacką. – Te pudła rzeczywiście mniejsze i większe, niektóre jeszcze nierozpakowane, inne na chwilkę tylko uchylone. Na nich są także rzeczy, które już wydobyliśmy z czeluści – oparte o ściany obrazy, w środku przepiękna półmetrowa rzeźba Matki Boskiej Ostrobramskiej dłuta Ireny Lorentowicz, przyjaciółki Domu Kuncewiczów. No i skarby, nieodkryte przedmioty, a jednocześnie rzeczy skłaniające do refleksji: co po nas zostaje? Jakie przedmioty opowiadają historię naszego życia, naszych pragnień, marzeń, pasji, związków z Kazimierzem? To wszystko tutaj widać jak w kalejdoskopie.
– O spadku dowiedzieliśmy się w 2018 roku, po śmierci wnuka Marii i Jerzego Kuncewiczów, Aleksandra – mówi Izabela Andryszczyk, dyrektor Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym. – Z ciekawostek możemy powiedzieć, że do trzech razy sztuka, gdyż dopiero za trzecim razem udało się ten spadek przewieźć. Pierwsze dwa razy były małymi skuchami. Samochód zawracał albo samolot został odwołany i nie doszło do załadunku. Procedury były bardzo długie. Te cztery lata dały nam nieźle w kość, ale faktycznie możemy powiedzieć: uff, mamy to, mamy u siebie spadek Marii i Jerzego Kuncewiczów.
– O historii rodziny Kuncewiczów każde z tych pudeł może nam opowiedzieć osobną opowieść – mówi Monika Januszek-Surdacka. – Najciekawsze przedmioty leżą na przykład na stole. W jednym pudełku są medale Witolda Kuncewicza. Najczęściej w historii rodziny opowiada się o rodzicach – o Jerzym, polityku i filozofie, o Marii, śpiewaczce i pisarce. Syn pozostaje w ukryciu, a tymczasem ta wąska tasiemka z napisem „marynarka wojenna” otwiera kolejną historię losów tej rodziny.
– To najlepsze miejsce, gdzie te rzeczy powinny być – mówi Maks Skrzeczkowski, dyrektor Kazimierskiego Ośrodka Kultury, Promocji i Turystyki. – Po 4 latach przeleciało to do Polski. Jest tam chyba ze 30 pudeł. Najbardziej mnie cieszy, że nie do końca wiemy, co tam jest. To będzie odkrywanie i wyczarowywanie królika z kapelusza. Olbrzymia ilość artefaktów, przedmiotów z historią, która czasem jest nam nieznana i będzie odsłaniana.
– Rozpakowując te folie i wyciągając przedmioty sami nie wiemy, czego możemy się spodziewać – mówi Izabela Andryszczyk. – Misio mnie wzruszył – nie jest to może misio celebryta, nie ma tutaj charakterystycznej metki, sugerującej, że wart był tysiące złotych. To zwykła pluszowa zabawka, pewnie z lat 60. XX wieku. Nie wiem, czy misio jest Amerykaninem czy Polakiem. Bardzo swojsko patrzy mu z pyszczka, więc podejrzewam, że może to być prezent, który mały Aleksander Kuncewicz, wnuk państwa Kuncewiczów, dostał od swojej babci. Ten misio do nas wrócił, ale to również pokazuje, jakie my możemy znaleźć przedmioty w tych pudełkach. To mogą być rzeczy ogromnej wagi – tak jest z fotografiami z lat 20. i 30. XX wieku, które tu odnaleźliśmy, ale może to być pudełko z tym przysłowiowym miśkiem, który być może nie stanowi wartości obiektywnej, ale emocjonalny ładunek zawarty w tej zabawce jest chyba ogromny.
CZYTAJ: Gdyby nie ona, nie byłoby Domu Kuncewiczów. Kazimierskie przypomnienie Ireny Lorentowicz
– Mnie bardzo interesują zdjęcia i słyszałem już o zdjęciu z 1928 roku, które przedstawia pierwszy Dom Kuncewiczów, zanim została wybudowana ta willa, którą mamy do dziś – mówi Maks Skrzeczkowski. – Bardzo mnie ciekawi jak to wyglądało, choć domyślam, się, bo są w okolicy domki z tego czasu, które wyglądają prawdopodobnie bardzo podobnie. Fotografia jest nośnikiem pamięci i bardzo realnym obrazem, nie trzeba się tego domyślać, tylko można to zobaczyć. Chcę się przenieść w podróż w czasie, czyli przeglądanie zdjęć.
– Te pięć pudeł już nam odsłoniło ciekawe skarby – mówi Izabela Andryszczyk. – Rzeczy, które zawierają elementy wyposażenia codziennego, czyli jakaś filiżanka, kubek, który był dotykany przez Kuncewiczów, który był ich ulubionym i z nimi podróżował. Bo trzeba powiedzieć, że to są rzeczy, które być może wyemigrowały z nimi do USA w 1939 roku. Być może kupili je tam na miejscu, ale na pewno były to rzeczy, które były obok nich. Obrazy, książki, grafiki, które otrzymywali w prezencie od swoich znajomych artystów. Każda paczka otwiera nową historię.
– Najcenniejsze dla mnie jest nie to, co w tej chwili znajduje się w tym pomieszczeniu, a prawa autorskie do twórczości Marii i Jerzego Kuncewiczów – mówi Monika Januszek-Surdacka. – Te książki na nowo mogą być wydawane, mogą wejść do obiegu czytelniczego, zyskiwać kolejnych czytelników. I to jest dla nas ogromna szansa i ogromna przyjemność. To precedens, że takie maleńkie Muzeum jak nasz oddział, jest właścicielem praw autorskich do twórczości osób, które niegdyś mieszkały w tych pokojach,
Inwentaryzacja pozyskanych zbiorów potrwa kilka miesięcy. Najcenniejsze z eksponatów zostaną zaprezentowane we wnętrzach Kuncewiczówki w nowym sezonie turystycznym.
ŁuG/ opr. DySzcz
Fot. Łukasz Grabczak