Po raz 11. z Lublina wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa. Wyjście na pątniczy szlak poprzedziła msza święta w archikatedrze lubelskiej. W tym roku uczestnikom EDK towarzyszą słowa „Nie ma, że się nie da”.
– Każdy, kto odważył się wyjść na Ekstremalną Drogę Krzyżową, już jest zwycięzcą – mówi ksiądz Mirosław Ładniak. – Wiadomo, że nie każdy dojdzie. Ale nie o to chodzi. Ważne, żeby zmierzyć się ze sobą, z własnymi słabościami, z tym, że człowiek w ciągu tej nocy musi nie raz, nie dwa przezwyciężać zniechęcenie. Ci, którzy wyszli na EDK, wyszli już ze swojego komfortu, by w takiej ciężkiej drodze poznawać siebie na nowo.
CZYTAJ: Nadchodzi zaćmienie Słońca. Jak je bezpiecznie oglądać?
Każdy z uczestników idzie z własnymi intencjami i myślami: – Idę, aby przeżyć to duchowo, odpocząć psychicznie i pomodlić się za zdrowie najbliższych. Chcę przemyśleć, zastanowić się, podziękować, wyciszyć, docenić. Mam podziw dla tych wszystkich osób, które idą, bo wyruszyły i osoby starsze, i dzieci. Serce się raduje – mówią pątnicy.
Na 9 trasach uczestnicy pokonają w samotności lub w niewielkich grupach od 30 do 50 km. Najdłuższa trasa – czarna- ma 51 km długości i prowadzi z Lublina do Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy. Jest to tzw. trasa samotna.
LilKa / opr. ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska