Prezydent USA Donald Trump (na zdj.) zapowiedział, że jeśli państwa członkowskie NATO nie wypełnią swoich zobowiązań finansowych wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego, nie będą mogły liczyć na pomoc Stanów Zjednoczonych.
Decyzja amerykańskiego przywódcy to kolejna odsłona napiętych ostatnio relacji między USA a Europą. – Z czego one wynikają i do czego mogą doprowadzić – o to doktora Wojciecha Michnika z Katedry Stosunków Międzynarodowych i Polityki Zagranicznej Uniwersytetu Jagiellońskiego pytał redaktor Tomasz Nieśpiał.
– Do czego mogą one doprowadzić? Tu scenariuszy jest kilka. Jeden z nich, najczarniejszy, to formalny „rozwód” między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Może on odbyć się na kilku płaszczyznach. Najbardziej bolesna z nich to wyjście Amerykanów z NATO. Może nie polityczne a wojskowe, czyli osłabienie środków, które USA przeznaczają na Pakt Północnoatlantycki i wsparcia militarnego – stwierdza dr Wojciech Michnik. – Drugi scenariusz to byłoby zamrożenie się na własnych pozycjach, czyli coś, co obserwowaliśmy trochę podczas pierwszej prezydentury Trumpa, kiedy nie przepadał on za europejskimi przywódcami i w ogóle tego nie krył. Wtedy też prezydent Macron wygłosił słynne słowa o „śmierci mózgowej NATO”, jakby próbując pobudzić europejską „nogę” Sojuszu.
– Trzeci scenariusz pozostawia pewien promyk nadziei. W jego wyniku może ten „lodowaty prysznic” mógłby spowodować, że państwa europejskie w ramach NATO zaczęłyby bardziej poczuwać się do wspólnego bezpieczeństwa. Ale niestety ten ostatni scenariusz wydaje mi się najmniej prawdopodobny, ze względu na to, jak dużo czasu zajmuje Europie obudzenie się. Od 2008 roku było już kilka dzwonków alarmowych. I za każdym razem na chwile jest zerwanie się: „Zróbmy coś”, ale później okazuje się, że albo nie ma narzędzi albo woli politycznej, żeby za tym pójść – mówi dr Wojciech Michnik.
A może Europa ma wygórowane oczekiwania wobec Stanów Zjednoczonych? Dziś Amerykanie mówią, że Ukraina, Europa Środkowa czy cała Unia Europejska to nie jest priorytet dla administracji i społeczeństwa amerykańskiego.
– Nie przerobiliśmy lekcji sygnałów ostrzegawczych, które płynęły nie tylko a administracji Trumpa, ale z różnych rządów USA, z zasadzie od 2009 roku i czasów Obamy. Gdyby nie pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, nie mielibyśmy dalej tych wygórowanych oczekiwań, ponieważ amerykański środek ciężkości w polityce zagranicznej przesuwa się w stronę Azji i Pacyfiku, ale też Ameryki Łacińskiej. I Europa nie jest dla USA już tak priorytetowa jak 20 lat temu. A my mamy stare myślenie, że jesteśmy „pępkiem świata” i jak to może być, że Amerykanie uważają kogoś innego za ważnego – wyjaśnia dr Wojciech Michnik. – Wydaje mi się jednak, że z punktu widzenia globalnego dla USA może to nie być najlepsza decyzja, ponieważ stabilna Europa to kontynent, którym Amerykanie nie muszą się martwić. Nie widzę żadnego sensu w zupełnym zerwaniu więzi transatlantyckich, żeby „gnać” do Chin i „brać się z nimi za łby”. Europejczycy są potrzebni USA, jeżeli Amerykanie chcą być globalnym mocarstwem.
– Amerykańskie elity intelektualne to wiedzą. Ale czy da się to zrobić w dzisiejszym świecie polityki, gdzie liczy się tu i teraz? Myślę, że część administracji Trumpa zdaje sobie sprawę z istotności Europy, ale ona jest na razie w mniejszości – uważa dr Wojciech Michnik. – Społeczeństwo amerykańskie będzie patrzyło bardziej na to, co Europejczycy będą w stanie mu dać. Według logiki transakcyjnej Amerykanie przez lata dawali nam sporo – parasol bezpieczeństwa, dzięki któremu Europejczycy dorobili się odpowiedniego poziomu ekonomicznego.
Czy można pokusić się o stwierdzenie, że hasło Trumpa Make America Great Again bez Europy nie będzie możliwe do realizacji?
– W stopniu płytkim, populistycznym jest ono do zrealizowania, bo bardziej chodzi w nim o przywrócenie pewnej wizji Stanów Zjednoczonych z przeszłości – opowiada dr Wojciech Michnik. – Ale w długofalowej strategii, jeżeli potraktowalibyśmy to hasło w skali globalnej, wydaje mi się, że będzie bardzo ciężkie bez sojuszników, którzy byliby z USA na dobre i na złe. A poza Europą widać ich niewielu. I Amerykanie mogą pozostać kiedyś na placu boju sami.
Tymczasem według przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen sprawiedliwy i trwały pokój w Europie leży również w interesie prezydenta USA Donalda Trumpa, ale w jej ocenie Trump nie osiągnie go bez wsparcia Unii Europejskiej.
MaTo / opr. ToMa
Fot. PAP/EPA/CHRIS KLEPONIS / POOL