Shade, człowiek przemiany (wyd. Egmont) to jeden z tych komiksów, które odmieniły rzeczywistość. Komiksu. Nie tylko amerykańskiego i nie tylko przez Amerykanów tworzonego. Głównego bohatera tej serii wykreował Steve Ditko, czyli artysta, który m.in. jako pierwszy (jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku) rysował Spider-Mana. Już podczas tworzenia tej słynnej serii Ditko przychylniej niż pajęcze bójki traktował wewnętrzne rozterki bohaterów oraz – generalnie – życie osobiste całej obsady. A kiedy stracił etat rysownika serii, pochłonęły go równie przyziemne, a czasem nawet i niepokojące tematy, czego efektem był właśnie Shade, który wystartował w roku 1977.
CZYTAJ: Docent Furman w Matrixie. Yorgi a kwestia fantastyki naukowej
Seria nie przetrwała długo, ale jej bohater tułał się przez jakiś czas po zeszytach wydawnictwa DC, aż wreszcie został przedefiniowany przez Petera Milligana specjalnie dla linii komiksów dla dorosłych czytelników znanej jako Vertigo. Wszystko odbyło się w ramach tzw. „brytyjskiej inwazji”, czyli takiego momentu w dziejach komiksu, kiedy to amerykańscy potentaci komiksowi dostrzegli jakość brytyjskich rysowników i scenarzystów, postanawiając zaangażować ich do tworzenia obrazkowych historii dla nich, za oceanem. Od tego momentu nic już nie było takie samo – ten powiew był tak świeży, że nie mogły go powstrzymać żadne superbohaterskie schematy.
Peter Milligan te schematy maksymalnie udziwnił, wprowadzając odbiór komiksu na zdecydowanie wyższy poziom – to już nie miałkie opowieści dla dzieciaków, tylko wymagająca lektura poruszająca niespodziewane tematy i stawiająca na coś, czego jeszcze nie było. Polscy czytelnicy dostali niedawno trzeci tom zuchwałych scenariuszy Petera Milligana rysowanych przez wspaniałych artystów, potrafiących idealnie oddać szaleństwo na kartce papieru. Czego tu nie ma? Lepiej powiedzieć, co jest. A jest: poszukiwanie tożsamości, przybysz z obcej planety, Paryż lat 20. ubiegłego wieku, Joyce, Hemingway, Jim Morrison i mnóstwo soczystych dialogów oraz obserwacji.
Ten komiks jest dziwny, a zatem należy polecać go wielbicielom komiksów nietypowych i uciekających od stereotypowego traktowania tego medium. Dawkowany – daje satysfakcję. W warstwie rysunkowej – jest urzekający i różnorodny. W historii komiksu – ma swoje miejsce, którego nikt mu nie odbierze.
CZYTAJ: Trzy akordy, darcie Milligana i McCarthy’ego
DySzcz
Fot. materiał wydawcy