Yorgi (wyd. kultura gniewu) – serial Dariusza Rzontkowskiego i Jerzego Ozgi – powraca po latach dwoma tomami (JJ Ozzi znów nadaje i Maszyna doświadczeń), stanowiącymi zarazem zamknięcie sagi. To fantastyka naukowa pełną gębą, pisana w duchu lat 80. ubiegłego wieku i zdecydowanie stawiająca na sentyment do minionych czasów.
Poziom nostalgii zawarty na tych kartach co chwila pchał mnie w rejony twórczości Stanisława Barei, a perypetie głównych bohaterów przywodziły na myśl współczesne przygody docenta Furmana i jego wspaniałej sąsiadki… w Matrixie. Dwa ostatnie tomy Yorgiego to w zasadzie love story – wątkiem wiodącym jest rozkwitające uczucie pomiędzy mechanikiem, który w imponujący sposób potrafi rozwiązać niemal każdą zagadkę, a windziarką, która miewa epizody krótkotrwałego wyłączania świadomości. W tle buzuje jednak pewnego rodzaju apokalipsa – narrator obwieszcza koniec świata, a na wielkich bilbordach kosmici zapraszają na inne planety. Nie zważając na te oczywistości, bohaterowie skłaniają się ku sobie, prowadzą interesujące rozmowy i spotykają się na śledziku w ekstrawaganckiej podwodnej knajpie. Lecz w pewnym momencie dochodzi do wolty wprost z Zagubionej autostrady Davida Lyncha, a rzeczywistość zostaje postawiona na głowie aż do świetnego, kameralnego finału.
CZYTAJ: Na styku kultur. Ronin – klasyka gatunku
Pomysły Rzontkowskiego Ozga realizuje z gracją i fantazją – wspomniana scena z rybami to majstersztyk, ale trzeba przyznać, że właściwie każda plansza to fachowa robota. Jerzy Ozga to jeden z tych polskich twórców, który niespecjalnie przebił się do świadomości czytelników, a przecież w swojej kategorii wagowej (a nawet w każdej innej!) nie ma sobie równych. Pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobił na mnie krótki komiks opublikowany w antologii Czas komiksu w 1996 roku. Nosił on tytuł „1954 – historia fikcyjna” i na poziomie uszczegółowienia kreski i pomysłowego zaangażowania był dla mnie prawdziwym objawieniem. No i nowymi komiksami Ozga nie przestaje mnie urzekać – to wciąż te same mistrzowskie pociągnięcia piórkiem.
Yorgim Dariusz Rzontkowski i Jerzy Ozga przeskoczyli poziom Funky’ego Kovala (do którego zresztą puszczają oczko) i w kategorii fantastyki naukowej usiedli sobie obok tetralogii Bardo Daniela Odiji i Wojciecha Stefańca.
CZYTAJ: Trzy akordy, darcie Milligana i McCarthy’ego
DySzcz
Fot. materiał wydawcy