Gorączka nocy (wyd. Mucha Comics) Eda Brubakera i Seana Phillipsa to komiks będący oddechem od noirowych historii znanego duetu i zadający pytania wręcz fundamentalne – kim jesteśmy i kiedy tak naprawdę stajemy się sobą?
Główny bohater prowadzi spokojne, ułożone i wręcz monotonne życie. Podczas służbowej wyprawy do Europy na własne życzenie łamie tę monotonię, pakując się w niezłe tarapaty, a jednocześnie żyjąc pełnią życia, jakiej wcześniej nie doznał. Można właściwie powiedzieć, że sięga po drugie życie; takie, które zawsze chciał przeżyć. I żyjąc tym nowym życiem ten zwykły, szary, niezapamiętywalny gość zapomina o starym (a właściwie wciąż bieżącym życiu). Na chwilę. Czuje przypływ adrenaliny, czuje pewność siebie… czuje, że jest panem wszechświata. Ten zwyczajny anonim z tłumu dostaje swoje pięć minut, odreagowując kryzys wieku średniego. O tym właśnie jest Gorączka nocy. I choć brzmi to banalnie, i nie jest specjalnie odkrywcze, to autorzy poczęstowali czytelników kilkoma trikami.
CZYTAJ: Docent Furman w Matrixie. Yorgi a kwestia fantastyki naukowej
Pierwszym jest oblanie tego mrokiem – noir wylewa się z tych kadrów, narratorem jest główny bohater, są też mocne sceny akcji, ale generalnie jest to opowieść obyczajowa, grzebiąca w psychice, opisująca zjawisko, siedzące głęboko wśród wielu z nas. Brubaker i Phillips snując te rozważania korzystają ze swojej ulubionej konwencji, sprawiając wrażenie, że ten komiks jest czymś więcej, że ta historia nabierze rozpędu i odleci w ich ukochane rejestry. Tymczasem jest to po prostu sprytny zabieg – bazując na swoim doświadczeniu i korzystając z nabytych w czarnych kryminałach umiejętności, wyprowadzają nas w pole cudownym zakończeniem.
Przyznam, że dzięki temu Gorączka nocy wybija się w moim osobistym rankingu produkcji autorów na czoło. Bo dawno nie stworzyli nic tak świeżego i uciekającego stereotypom. A jednocześnie jest to album bardzo osobisty. Brubaker sam przyznał, że pisanie ma dla niego charakter terapeutyczny, a ten album traktuje jako pierwotny krzyk. Dodał także, że nie wie, skąd wziął się ten komiks i nie jest do końca pewien, czy chce to wyjaśniać. „Lepiej będzie, jeśli domyślicie się sami” – oznajmił w posłowiu. I jest to słuszna koncepcja, bo Gorączka nocy to trochę komiks o wielu z nas. I nawet jeśli każdy po lekturze będzie się domyślał czegoś innego, to będą w tych przemyśleniach jakieś punkty wspólne.
Sean Phillips przyjął w tym albumie nieco inną metodę twórczą, pracując na dwukrotnie większych formatach niż zwykle. Nie powiem, żeby różnica była po oczach, i raczej jest to standardowy poziom tego artysty, ale nie można mu odmówić kilku fajnych rozwiązań graficznych.
Ostatnio chyba marudziłem na monotonię prac Brubakera i Phillipsa, tymczasem ten komiks – traktujący o przełamywaniu monotonii – faktycznie od tej monotonii ucieka. Ale żeby nie było za kolorowo – jest jeden minus. Okładka, na której zamiast gorączki nocy widzę… samą noc. Mimo to, jest to komiks do postawienia na górną półkę produkcji płodnego duetu!
CZYTAJ: Nawiedzony dom w sercu Hollywood. Brubaker i Phillips w swoim żywiole
DySzcz
Fot. materiał wydawcy