Misją (wyd. kultura gniewu) Adrian Madej zaczął podbijać serca i umysły czytelników komiksów jeszcze pod koniec ubiegłego wieku. Serial fantasy o przygodach trzech krasnoludów zadebiutował w Nowym Talizmanie, by następnie przenieść się do Areny Komiks, aż wreszcie doczekać się wydania albumowego w roku 2004. Minęło 20 lat od tej zbiorczej wersji, wydawca wraz z autorem przygotowywał się do wypasionej reedycji z szeregiem niepublikowanych materiałów, ale niestety Adrian Madej zmarł.
Do reedycji jednak doszło – w powiększonym formacie, twardej oprawie, z nową okładką, litografią i dodatkową planszą. I jest to wspaniała podróż sentymentalna do końca lat 90. – widać tu inspiracje autora, widać nierówną formę, widać kreseczki Rosińskiego oraz wszędobylskie twarze i bicepsy uwielbianego wówczas Simona Bisleya. Adrian Madej rysował po mistrzowsku, a jego czarno-biała krecha to synteza wszystkiego, co w tamtych czasach było popularne i co chłonęliśmy jako dzieciaki, które dopiero co otrzymały dostęp do namiastki światowego komiksu. Choć nie widziałem tego albumu przez mniej więcej 15 lat, to czytając Misję teraz wielokrotnie wiedziałem, jakie rysunki pojawią się po przewróceniu strony.
CZYTAJ: Pomiędzy „dzień dobry” a „do widzenia”. Codzienne życie pani od plastyki
Adrian Madej przemeblował mi podejście do komiksu swoją zinową serią Leszczu – w tych jednoplanszówkach zaklęta była moc, jaką dysponuje ta forma sztuki. W Misji jest podobnie, choć formuła jest tu nieco inna – w tym albumie Madej krok po kroku realizuje scenariusz spod znaku fantasy, magii i miecza. Tytułowa misja to cel nadrzędny, a nawet sens życia dla trójki bohaterów – krasnoludów z toporkami; takich, co to lubią sobie posiedzieć w karczmie i wszcząć w niej awanturę, fikać do wyższych od siebie, a nade wszystko walczyć ze złem. Tłuką smoki, dają się zwieść powabnym niewiastom, ochoczo zgadzają się robić wszystko, co nie jest sprzeczne z ich kodeksem etycznym. Są tu różnego rodzaju stwory, lochy i smoki, obowiązkowy strażnik mostu i wszelkie składowe tego typu fabuł. Poskładane to wszystko jest na tyle fajnie, że literki nie przeszkadzają niesamowitym rysunkom, komiks czyta się płynnie, a poza nawiązaniami do komiksów znaleźć tu można też cytaty z malarstwa, a nawet – jeśli dobrze odczytałem – na przykład z Monty Pythona.
Misja to esencja tamtych czasów i materiał obowiązkowy dla tych, którzy cenią sobie przełom wieku w polskim komiksie. Rynek nie był wtedy rozwinięty, ale napędzali go ludzie z pasją, tworzący głównie do szuflady, stawiający setki kresek na kartkach. Ludzie tacy jak Adrian Madej. Jeden z mistrzów.
CZYTAJ: Pogodził się z własnym losem? Ostatnie myśli Blakiego
DySzcz
Fot. materiał wydawcy