W ten weekend prawie tysiąc strażaków z całego kraju zdobyło najwyższy szczyt Karkonoszy. Byli wśród nich także druhowie z ochotniczych straży pożarnych z naszego regionu. W pełnym umundurowaniu, ważącym ponad 20 kg, weszli na Śnieżkę, która liczy 1603 m n.p.m. po to, by zachęcić innych do rejestracji w bazie dawców szpiku i komórek macierzystych DKMS.
Z ratowniczką z OSP w Niemcach, Natalią Dudą rozmawiała Karolina Ryniak.
CZYTAJ: Izabela Kloc z RCKiK o zwiększonym zapotrzebowaniu na krew w wakacje
To pani pierwsza tego typu akcja?
– Tak. Nasza jednostka była pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.
Co was zachęciło, żeby wziąć w niej udział?
– Na pewno wyzwanie, coś nowego. W wydarzeniu wzięło udział około tysiąc strażaków. Sam cel, promocja dawstwa szpiku. Jest to wyzwanie nawet dla osoby, która ma coś ze sportem do czynienia. Trzeba było trochę dźwigać. Sam aparat waży około ośmiu kilogramów. Do tego ciężkie ubranie, które też nie przepuszcza potu. Niewygodne buty, bez żadnej amortyzacji. Wystartowaliśmy o piątej rano, wróciliśmy około dwunastej. Siedem godzin, zrobiliśmy dwadzieścia kilometrów.
A czy pogoda stanowiła dodatkowe wyzwanie?
– Startowaliśmy w drugiej turze. W sobotę było 30 stopni, mieli przepiękną pogodę. W niedzielę znowu było chłodno. Trochę padało, była mgła. Na szczycie nie mieliśmy żadnych widoków. Upał nam nie doskwierał jak sobotniej grupie.
CZYTAJ: „Zyskali przede wszystkim pacjenci”. Urząd marszałkowski o szpitalu wojewódzkim
To obciążenie sprzętem to symbol walki z chorobami krwi?
– Myślę, że to była solidarność z pacjentami, którzy czekają na swojego bliźniaka genetycznego. na pewno nie było łatwo. Od razu był udostępniony link ze strony DKMS, żeby mogli się tam zarejestrować strażacy. Baza całej akcji miała miejsce w hotelu. Tam też można było się zarejestrować. Ludzi było naprawdę wiele, więc myślę, że tych dawców się nazbierała znaczna liczba.
Czy podczas wspinaczki grupę spotkały jakieś niespodzianki?
– Jeden z druhów postanowił całą trasę przejść z włączonym aparatem. Miał na sobie maskę i oddychał tym tlenem z aparatu. Przez całą drogę zużył siedem butli. Pożyczaliśmy mu nasze butle. Mieliśmy butle stalowe, które są cięższe niż kompozytowe. Naprawdę chłopak zrobił sobie fajne wyzwanie. Zdecydowanie inaczej oddycha się przez tę maskę. Większość osób szła tylko z aparatami na plecach albo nawet nie. Te osiem kilo to dodatkowy ciężar, a tu znaleźli się tacy, którzy chcieli jeszcze więcej.
CZYTAJ: Nocne burze w Lubelskiem. Nie obyło się bez interwencji strażaków
Udział w takiej akcji traktuje pani jako trening, przygotowanie?
– Myślę, że tak. Do noszenia sprzętu trzeba się przyzwyczaić, nauczyć. Mogliśmy się też lepiej poznać, zintegrować z innymi jednostkami. Dowiedzieć się co i jak u nich wygląda. Jakie u nich są zasady. Ich patenty, nasze patenty. Na pewno i pod tym względem to była fajna przygoda.
I jeszcze jedna ciekawostka – na szczycie Śnieżki para strażaków, uczestników górskiej wyprawy, zaręczyła się.
W ciągu dwóch dni akcji zarejestrowało się blisko 200 potencjalnych dawców szpiku i komórek macierzystych.
RyK / opr. PrzeG
Fot. Państwowa Straż Pożarna FB