W miniony weekend (09-10.2023) odbyła się kolejna edycja Podkarpackich Spotkań z Komiksem. Ten szmat czasu (34!) postanowiłem podsumować z prof. Wojciechem Birkiem, człowiekiem instytucją i animatorem komiksu w Rzeszowie, w Polsce, na świecie i w ko(s)miksie.
To już 34. edycja Podkarpackich Spotkań z Komiksem. Czy pamiętasz pierwszą?
– Jak przez mgłę, bo to naprawdę było dawno temu – mówi Wojciech Birek. – 25 lat, tak pi razy drzwi, bo to nie jest dokładnie okrągła rocznica, ale rzeczywiście to było dawno. Ta historia związana z Podkarpackimi Spotkaniami z Komiksem jest lekko skomplikowana, bo zaczęliśmy od działalności Rzeszowskiej Akademii Komiksu, która miała na celu spotykanie się we własnym gronie, wymianę doświadczeń i tworzenie jakiejś aktywności komiksowej tutaj, w Rzeszowie. Dopiero po jakimś czasie – już nie pamiętam, czy to było pół roku, czy troszkę więcej – doszliśmy do wniosku, że może zrobimy jakąś większą imprezę, ponieważ to były czasy, kiedy ja się dosyć intensywnie zajmowałem propagowaniem niepublikowanej chyba wtedy w Polsce serii Thorgal – tam była jakaś przerwa związana z tym, że jedno wydawnictwo weszło, później zostało to wstrzymane, jakoś to się wszystko ciągnęło, a Egmont, który to przejął, zrobił to z jakimś lekkim poślizgiem – a ja te komiksy o Thorgalu dalej tłumaczyłem i miałem kolejne tomy do pokazywania. I właściwie to Rzeszowska Akademia Komiksu stała się taką platformą, na której pokazywałem kolejne tłumaczenia komiksów rysowanych przez Grzegorza Rosińskiego, jeszcze nawet nie mając wtedy świadomości, że one się będą ukazywać. A w momencie, jak się już zaczęły ukazywać, to był pretekst do tego, żeby je sobie pokazać w małym gronie, omówić i sprawdzić, jak one działają.
Pamiętam, że w czasach tej thorgalowej posuchy miałeś też wystąpienia na innych festiwalach – m.in. na Krakowskich Dniach Komiksu, gdzie dawałeś odczyty swoich tłumaczeń…
To było właściwie czytanie komiksu z lektorem. Dokładnie to samo było na imprezach w Rzeszowie. Myśmy to tutaj zaczęli praktykować i zostało to przeniesione później do Krakowa z dużym powodzeniem, bo tam było większe audytorium, pełna sala ludzi, którzy tych komiksów słuchali i je oglądali. To było bardzo zabawne doświadczenie. Pierwsza impreza, którą zrobiliśmy, nie nazywała się Podkarpackie Spotkania z Komiksem, tylko Thorgalia, czyli taka impreza poświęcona Thorgalowi. Druga nazywała się Siobaniada, czyli inna seria Grzegorza Rosińskiego stała się takim koronnym tematem. A później zmieniliśmy nazwę na Podkarpackie Spotkania z Komiksem. Ale to nie jest tak, że te dwie pierwsze imprezy się nie liczą. W tym rozliczeniu 34-edycyjnym te pierwsze dwie też są brane pod uwagę. Cała zabawa polega na tym, że myśmy zaczęli z przytupem, robiąc dwie imprezy rocznie. To było naprawdę dosyć poważne wyzwanie, więc co pół roku się spotykaliśmy, dlatego możemy się dzisiaj szczycić tą samą liczbą przed nazwą imprezy, co łódzki festiwal komiksowy, który jednak zaczął się dużo wcześniej. Myśmy się po prostu przez jakiś czas spotykali dwa razy do roku. Jak już zrezygnowaliśmy z tego, okazało się, że ta ilość imprez będzie nam się idealnie zgadzać z Międzynarodowym Festiwalem Komiksu i Gier w Łodzi. Oni mają 34 i my też, tylko że dwa miesiące później. Poza tym wypracowaliśmy sobie tutaj bardzo fajną formułę przez te 34 imprezy, tak chyba można powiedzieć.
CZYTAJ: Michał Fujcik: Jestem plastusiem rysującym komiksy
Po tych 34 imprezach pytałem Cię o wrażenia z pierwszej, a jak po trzydziestej czwartej?
To się nie zmieniło. Uważam, że jest to dokładnie ten sam klimat, dokładnie ten sam sposób bycia razem, jaki wypraktykowaliśmy na tych pierwszych imprezach. Przede wszystkim my się dobrze znamy – mówię o członkach Rzeszowskiej Akademii Komiksu. To nie jest tak, że wszyscy uczestnicy pierwszych spotkań dalej tutaj są. Losy rzuciły ich w różne miejsca, dorośli, powyjeżdżali i rzeczywiście przybyło sporo osób. To nigdy nie była duża instytucja, użyjmy tego słowa, ta nasza Rzeszowska Akademia Komiksu jest grupą zwykle kilku-kilkunastu osób, bardziej kilkunastu, ale nie jest to zbyt liczna grupa. Natomiast myśmy dosyć szybko się dopracowali takiego małego zróżnicowania związanego z tym, że jak już się spotykamy w gronie miłośników komiksów, to pojawiają się takie wyspecjalizowane podgrupy, które wchodzą w ten rytm spotkań równolegle do tych głównonurtowych komiksowych spotkań. Dlatego każda nasza impreza oraz wszystkie spotkania, które są organizowane w tym trybie comiesięcznym w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie, mają te trzy sekcje, które po kolei się spotykają. To są miłośnicy mangi i anime, którą to grupę prowadzi teraz od lat Tomek Bezak, a wcześniej robił to Wojtek Kulasa; grupa miłośników Star Wars prowadzona przez Adriana Piwowara, no i ta nasza grupa komiksowa, gdzie organizacyjne sprawy to jest domena pewnie bardziej Jarka Ejsymonta niż moja, ale ja też oczywiście tutaj odpowiadam za różne działania związane z naszą działalnością.
CZYTAJ: Wojciech Stefaniec i Daniel Odija: Dostarczymy wodę na Marsa
Stałym punktem programu, który wyróżnia Waszą imprezę od wydarzeń w innych miastach, jest quiz komiksowy, do którego bardzo porządnie się przygotowujesz i jesteś takim profesorem, który odsłania kolejne kadry uczestnikom, a oni zgadują cóż to jest za plansza i mogą później zgarnąć niezłe nagrody…
Myśmy tę formułę opracowali – i mówiąc o formule mówię nie tylko o tym, jaki jest regulamin w sensie sposobu wyłaniania zwycięzców, ale sam tryb przeprowadzania tego konkursu – on jest bardzo rozrywkowy, i odbywa się to z dużym przymrużeniem oka. Wszyscy świetnie się bawimy. To jest konkurs, w którym nie ma przegranych. Wszyscy, nawet ci, którzy nic nie wiedzą o komiksie, mają szansę zdobyć bardzo atrakcyjne nagrody, ponieważ mamy doskonałych sponsorów. W tym miejscu dziękuję wszystkim wydawcom, którzy co roku reagują na nasze prośby o nagrody bardzo sympatycznymi paczkami mikołajkowymi pełnymi komiksów i rzeczywiście wystarcza nam to na te nagrody, także wszyscy są super zadowoleni. Bardzo się dobrze bawimy, także ze względu na to, że nikt nie podchodzi poważnie do tego konkursu. Cała zabawa polega na realizowaniu czy aktywizowaniu pewnej formuły, która już dawno się sprawdziła i która polega na tym, że pytania są bardzo łatwe, bo one polegają na tym, że pokazujemy plansze z komiksu, który niedawno się ukazał albo jest znany na polskim rynku i delikwent, który wybrał numer obrazka od 1 do 100 musi odpowiedzieć. Zawsze jest tak, że po pojawieniu się obrazka na ekranie słuchać takie zbiorowe „ooo” albo „łaaał!” i tylko ten, kto wybrał nie wie. Bardzo często się to powtarza. To przezabawna sytuacja, to przesunięcie w fazie, kiedy osoba obok wie, a ten, kto właśnie wybrał pytanie – nie. My się bawimy w różnego rodzaju klucze wyboru pytań. Liczby są tutaj mówiące, czasami są dostosowane do treści komiksu. Mnóstwo takich zabawnych i powtarzających się schematów tutaj zostaje uruchomione. Ważne, żeby się dobrze bawić i my się naprawdę dobrze bawimy. To się nigdy nie zmienia. Mogę powiedzieć, że równie sympatycznie i równie owocnie jest na spotkaniach z zaproszonymi gośćmi, ponieważ zawsze są to ludzie, którzy mają coś do powiedzenia i są tutaj bardzo uważnie słuchani i bardzo żywo się reaguje na to, co mówią. Widownia to nie jest anonimowa grupa ludzi, którzy siedzą, nudzą się i czekają, kiedy spotkanie się skończy, tylko są bardzo żywotnie zainteresowani tym, o czym rozmawiamy i biorą w tym udział. Chyba jeszcze nie spotkałem gościa w tej imprezie, który powiedziałby, że jakoś średnio mu się podobało. Wszyscy są bardzo ukontentowani tym, że ten Rzeszów ich tutaj przyjął w taki właśnie sposób, w jaki nam się to udaje robić.
CZYTAJ: O „Smole” i lęku przed białą kartką. Rozmowa z Piotrem Marcem
Potwierdzam, że atmosfera jest przednia. Rozumiem, że za rok widzimy się na 35. Spotkaniach, również w grudniu?
No nie ma wyjścia. Jeżeli taka liczba się pojawia, to trzeba taki mały okrągły jubileusz świętować. Przypuszczam, że nie ma szansy, żeby zmienić tę niezbyt jednak szczęśliwą datę – mówię to ze względu na warunki atmosferyczne. Tutaj się w grudniu dzieją różne rzeczy, związane też z kłopotami komunikacyjnymi. Już nam się zdarzało, że goście nie dojeżdżali ze względu na jakieś problemy. Mieliśmy w tym roku coś takiego tydzień temu. Gdyby nasza impreza odbyła się tydzień wcześniej, nasze sale mogłyby świecić pustkami. Nie mówiąc o tym, że ja sam bym pewnie na nią nie zdążył.
DySzcz
Fot. DySzcz