– Nastroje społeczno-polityczne w Ukrainie cały czas się zmieniają – twierdzi ukraiński politolog Taras Rad. Jak mówi, przekłada się to na zmiany w poparciu dla władzy.
– Spadek nastrojów w społeczeństwie rozpoczął się gdzieś w marcu 2023 roku. I w dalszym ciągu trwa – mówi Taras Red. – Wcześniej około 70% Ukraińców wierzyło, że kraj zmierza we właściwym kierunku. Dziś tak twierdzi około 50%. Taki spadek jest zauważalny także w zaufaniu do władzy. Dotyczy to prezydenta, rządu i parlamentu. Wskaźniki zaufania od nich gwałtownie spadają. Jeśli prezydent Zełenski na początku miał 96% poparcia, to dzisiaj ma około 70%. To jest w dalszym ciągu dużo, ale chcę pokazać, jakie są tendencje. Zaufanie do rządu spadło z 50% do około 30%. Parlament wypada w tym ujęciu najgorzej – jego poparcie spadło z 50% do około 18%.
– Widać wyraźnie, że społeczeństwo nie chce szczerze przyznać, jaka jest prawdziwa sytuacja w kraju. Ludzie chcą wierzyć, że wszystko będzie dobrze. To jest normalne, ale w 2022 roku to uczucie było bardziej uzasadnione. Jednak jeśli z każdym kolejnym rokiem społeczeństwo nie będzie potrafiło przyjąć do wiadomości, że życie tak będzie wyglądało przez następne około 10 lat, a może nawet dłużej, że każdy będzie musiał służyć w wojsku, a wartość hrywny będzie spadała, to będzie duży szok dla społeczeństwa. A wiele osób w dalszym ciągu nie powiedziało sobie tego wprost. To duży problem – stwierdza Taras Rad.
CZYTAJ: Prezydent Zełenski: w piątek Rosja zaatakowała nasz kraj około 110 pociskami rakietowymi
W mediach można przeczytać o konflikcie pomiędzy ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim a naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy generałem Wałerijem Załużnym. Jakie są jego źródła?
– Charkowska ofensywa we wrześniu 2022 roku była bardzo udana i społeczeństwo było przekonane, że dokładnie to samo odbędzie się na całej długości frontu. Wiele osób żyło w przekonaniu, że pod koniec 2023 roku Krym zostanie odbity i że będziemy rozmawiać o granicach z 1991 roku. Nie było to racjonalne. Władze podtrzymywały tę narrację i nadal to robią. Dla wielu osób szokiem jest, że tak się nie stało. Ludzie w takich sytuacjach szukają winnych. Oczywiste, że w takim przypadku władza staje się odpowiedzialna za porażkę ofensywy. Z kolei władza próbuje przenieść odpowiedzialność na wojsko. To właśnie w taki sposób powstał sztucznie wygenerowany konflikt pomiędzy prezydentem Zełenskiem a generałem Załużnym. Wydaje mi się, że jest to próba gabinetu prezydenta zminimalizowania strat wizerunkowych, przenosząc je częściowo na wojsko – uważa Taras Rad.
CZYTAJ: Atak rakietowy na Lwów. 3 szkoły i przedszkole zostały uszkodzone [ZDJĘCIA]
Czy ukraińskie społeczeństwo jest gotowe zaakceptować, że wojna może potrwać na przykład 10 lat i wcale nie skończy się w najbliższym czasie powrotem do granic z 1991 roku?
– Do każdego obywatela Ukrainy ta świadomość za jakiś czas przyjdzie. Dziś jeszcze nie przekroczyliśmy tej krytycznej linii, gdzie większość społeczeństwa już zdała sobie sprawę, że nie wiadomo, kiedy to się skończy, ale na pewno nie za rok. Większość w dalszym ciągu takiej szczerej odpowiedzi sobie nie udzieliła. Mają pewne pojęcie, że coś nie jest tak, jak im się mówi w telewizji. Ale nie każdy jest gotów zaakceptować, że kolejnych np. 15 lat będą wyglądać jak ostatnie 2 lata. Zapewne jest to próbą ich ochrony psychicznej. Nie chcą o tym myśleć i „przełączają się” na codzienne sprawy. Myślę, że społeczeństwo jeszcze przed długi czas będzie uświadamiać sobie, jak długo to może potrwać – stwierdza ukraiński politolog.
Czy władza podejmie w najbliższym czasie kroki, żeby zmienić strategię komunikacji?
– Wydaje mi się, że rząd jeszcze nie dojrzał, by to zrobić. Myślę, że nie zrobi tego, dopóki okoliczności go nie zmuszą. Wtedy po prostu nie będzie miał już wyjścia. Ale to będzie oznaczało, że sytuacja jest naprawdę zła. Władza stara się to odłożyć na jak najpóźniej, próbując trzymać się swojej strategii i pokazywać obraz, który jest lepszy niż rzeczywistość – dodaje Taras Rad.
Wojna w Ukrainie trwa już 674 dni. Rosja atakuje zarówno cele wojskowe, jak i cywilne. W piątek (29.12) Rosjanie wystrzelili na teren Ukrainy około 160 dronów Shahed i rakiet manewrujących. Ukraińska obrona powietrzna zestrzeliła 114 z nich.
– Jedna z rosyjskich rakiet wtargnęła dzisiaj rano w polską przestrzeń powietrzną – potwierdził po pilnym spotkaniu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego wicepremier, minister obrony narodowej – Władysław Kosiniak-Kamysz. Naradę zwołał prezydent Andrzej Duda.
Jak poinformowało w komunikacie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, niezidentyfikowany obiekt powietrzny wleciał w przestrzeń powietrzną Polski od strony granicy z Ukrainą. Od momentu przekroczenia granicy do miejsca zaniku sygnału obiekt był stale obserwowany przez środki radiolokacyjne systemu obrony powietrznej kraju.
– Obiekt był niecałe trzy minuty na terytorium Polski i opuścił naszą przestrzeń powietrzną – poinformował Dowódca Operacyjny RSZ gen. Maciej Klisz. Jak zaznaczył, „mamy ok. 40 kilometrów naruszenia przestrzeni powietrznej”.
RL / PAP / opr. ToMa
Na zdj. ukraińskie miasta po rosyjskim ataku PAP/EPA/YAKIV LIASHENKO / PAP/Alena Solomonova / PAP/EPA/IGOR TKACHENKO / PAP/EPA/IHOR HORA