Historycy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przyjrzeli się dokumentom dotyczącym Gazoliny – pionierskiej, polskiej spółki paliwowej, którą w 1912 roku założyli Marian Wieleżyński i Władysław Szaynok.
Twórcy Gazoliny jako pierwsi skroplili przemysłowo gaz ziemny i przesłali go rurociągami, ale pionierami byli też z powodu podejścia do kapitału swojej firmy. Dokumentację firmy przekazał za pośrednictwem Fundacji Niepodległości prawnuk Mariana Wieleżyńskiego, Zbigniew Jamroz: – Byłem tym ostatnim, który gasił światło w domu we Lwowie. Wszystko przywiozłem do siebie do domu, rozłożyłem na stole, na łóżku, próbowałem to uporządkować. Potrafiłem to zachować i zgromadzić, a dzięki wsparciu Fundacji Niepodległość i Instytutu Historii KUL ktoś dodał do tego profesjonalizm.
– Jest tych materiałów całkiem sporo – mówi prof. Piotr Rachwał z Instytutu Historii KUL. – I są tam materiały wcześniej nieznane, dlatego że sama firma Gazolina doczekała się już cyklu publikacji, ale oprócz tych znanych odkryliśmy sporo informacji w postaci rękopisów, maszynopisów, szczególnie takich mówiących o zapleczu, o przemyśleniach twórców, związanych na przykład ze zwracaniem uwagi na to, że w kwestii niezależności energetycznej bardzo istotne jest, aby polski kapitał miał decydujący głos.
– Dla mnie to przede wszystkim pradziadek, ale to inicjator bardzo wielu ważnych zdarzeń – mówi Zbigniew Jamroz. – Gaz to jest takie ucieleśnienie. On w rzeczywistości denerwował się, że zasoby gazu się marnują. Polskie społeczeństwo Galicji eksportowało ropę naftową od lat 50. XIX wieku, ale gaz szedł w powietrze. Jego to bardzo denerwowało i skorzystał z okazji, jaką było nieszczęście – wybuch na Oil City. On wtedy pokazał, że ten gaz można odciągać z ropy naftowej, zabezpieczać i używać.
– Przy okazji wydobycia ropy naftowej, występuje również gaz ziemny – mówi prof. Tomasz Nowicki, dyrektor Instytutu Historii KUL. – Ten gaz ziemny w tamtym czasie był nieużytkowany, po prostu szedł w powietrze, był spalany. Marian Wieleżyński zauważył pewną możliwość wykorzystania tego gazu, czyli chodziło o to, by go nie spalać, tylko żeby go wykorzystać – czy to do opałów w prywatnych mieszkaniach, czy pierwotnie przede wszystkim do opału w zakładach przemysłowych. Te koleje były różne. Finalnie zaczął współpracę z Władysławem Szaynokiem w 1912 roku i można powiedzieć, że wtedy zaczęła się historia tej spółki, którą potem w XX-leciu znamy pod nazwą Gazolina spółka akcyjna.
– Ci dwaj inżynierowie, wizjonerzy o niezwykłych charakterach – mówi członek zarządu Fundacji Niepodległości Maciej Szymczak. – Nie tylko utalentowani technicznie, bo jako pierwsi skroplili przemysłowo gaz ziemny i przesłali go rurociągami, ale również ludzie o olbrzymiej wrażliwości społecznej, fundując swoją spółkę jeszcze za – jak to się mówi – nieboszczki Austrii, bo jeszcze nikt nie widział, że wybuchnie I wojna światowa, i nikt nie wiedział, że w jej efekcie powstanie wolna Polska, ale oni już wtedy, świadomi tego, że to, co zapoczątkowali będzie przynosiło olbrzymie profity, zadbali o to, żeby firma pozostała w polskich rękach i nie została przejęta przez obcy kapitał.
– Na polu innowacyjności była to spółka pionierska w skali świata. Skroplenie gazu, ale to także szczególnie ważne jeśli chodzi o sposób organizacji tej firmy – to znaczy rozpowszechnienie i wcielenie w życie tych idei akcjonariatu pracowniczego. Innymi słowy: podzielenie się własnością z pracownikami i stworzenie takiego poczucia, że pracownik jest współodpowiedzialny za swoje miejsce pracy, ale też czerpie z tego wymierne korzyści.
Gazolinie i jej twórcom poświęcona jest konferencja „Wspólna praca, wspólny plon” na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Spotkanie potrwa do jutra (10.10).
MaK/ opr. DySzcz
Fot. Piotr Michalski