Specjaliści z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie zrekonstruowali u młodej pacjentki ubytek skóry głowy. Specjaliści użyli podczas operacji specjalnej matrycy sprowadzonej ze Stanów Zjednoczonych.
CZYTAJ: Pacjentom pomoże matryca. Nowatorska operacja w Lublinie [ZDJĘCIA]
– Operacje tego typu są szansą dla pacjentów z ubytkami skóry po usuwaniu zmian nowotworowych – mówi doktor nauk medycznych Mateusz Kister z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej SPSK 1 w rozmowie z Magdaleną Kowalską.
Jak Coca-Cola
Na czym polega innowacyjność tej metody? – Dotychczas w chirurgii plastycznej były znane dwie podstawowe metody. Mogliśmy albo przenieść płaty skórne z sąsiedztwa, czyli naciągnąć skórę, albo pobrać kawałek skóry z innej części ciała pacjenta. Wiąże się to niestety z tym, że przenosimy bliznę z jednego miejsca na drugie i warunki estetyczne nie są do końca zadowalające. Czasem metody te wiążą się z kolejnymi zabiegami: licznymi modelacjami i laseroterapiami. Dążymy do tego, żeby to był jeden zabieg, a wynik był zadowalający. Dlatego w naszej klinice zrodził się pomysł na zamówienie sztucznej matrycy, która odbuduje skórę i ciągłość tkanek, zachowując przy tym warunki estetyczne, spełniające oczekiwania młodej kobiety – wyjaśnia dr n. med. Mateusz Kister.
Czym jest ta sztuczna matryca? – Większość jej składu stanowi tajemnicę producenta. Można to porównać do Coca-Coli – nikt nie wie, co tam jest. Ale to matryca kolagenowa, która ma za zadanie nie tylko odbudować skórę, ale także to, żeby ta skóra była odżywiona, unaczyniona i żeby funkcjonowała u pacjenta do końca jego szczęśliwych dni – tłumaczy dr n. med. Mateusz Kister.
– Jeśli chodzi o skomplikowanie i ryzyko tej operacji, chirurgia jest bardzo indywidualną dyscypliną. Czasem wykonujemy najprostsze zabiegi w 15 minut, u pacjenta występują powikłania, a potem mamy problemy przez wiele tygodni. A czasem robimy kilkugodzinną operację, a pacjent następnego dnia wychodzi do domu, czując się jak młody bóg. Każda chirurgia jest obarczona ryzykiem, a zawsze na końcu mamy jeden cel – żeby pomóc pacjentowi. Ale nieraz jest to długa droga, obarczona chirurgiczną odpowiedzialnością – stwierdza dr n. med. Mateusz Kister.
„Nabieramy doświadczenia”
– Jako pierwszą operowaliśmy tą metodą młodą pacjentkę, która miała nowotwór skóry owłosionej głowy, wprawdzie niezłośliwy, ale naciekający złośliwie i rosnący w bardzo szybkim tempie. Powrót do społeczeństwa jest dla niej bardzo ważny. W grę wchodzą dzieci, chodzenie do kina. Niewytykanie palcami (przez innych) w warunkach codziennych jest dla nas najbardziej istotne, oczywiście oprócz wyleczenia choroby docelowej – mówi nasz rozmówca. – Zabieg był dwugodzinny. Jednak nabieramy doświadczenia, bo była to dla nas pierwsza taka operacja. Już zrobiliśmy drugą i była ona o wiele szybsza. Po zabiegu jest się 7 dni u nas w klinice, a potem już co 2-3 tygodnie następują kontrole w poradni.
Jak będą odrastać włosy? – Niestety nie odrosną, Ale zanim pacjentka przyszła do nas na ten zabieg, konsultowaliśmy już jej przypadek z zaprzyjaźnionymi lekarzami, którzy przeszczepiają cebulki włosów. My tworzymy stelaż – zrobiliśmy matrycę, odbudowaliśmy skórę, która jest świetnie odżywiona i unaczyniona, więc zwiększamy szansę na to, żeby te cebulki się przyjęły. Pan doktor powiedział, że to będzie rok. Po tym czasie pacjentka pójdzie do konsultacji i wtedy zaczniemy rozmowę o przeszczepie komórek włosów – informuje dr n. med. Mateusz Kister.
„Rolls-royce w swoim fachu”
W jakich przypadkach ten sposób leczenia może być stosowany? – Głównie w onkologii. Ubytki skóry na twarzy czy w innych widocznych miejscach dotyczą głównie przypadków onkologicznych i urazów. Chcemy te ubytki odtworzyć w sposób jak najbardziej estetyczny i w tym miejscu pojawia się nowa metoda, którą wdrażamy – odpowiada dr n. med. Mateusz Kister.
– Dzięki uprzejmości dyrekcji szpitala oraz zaangażowaniu prof. Tomasza Tomaszewskiego z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie operacja jest w pełni finansowana z Narodowego Funduszu Zdrowia oraz przez szpital – informuje dr n. med. Mateusz Kister. – Kiedy rozpoznawaliśmy rynek, znaleźliśmy wiele zamienników i tańszych firm, ale bazujemy na pierwowzorze, na firmie, która stworzyła tę metodę i jest naprawdę rolls-royce’em w swoim fachu.
„Planujemy kolejne operacje”
– Dodać mogę, że najcięższa jest logistyka przywiezienia tego preparatu. Borykaliśmy się bowiem z upałami 30-35 stopi Celsjusza, które nam doskwierały. A jest to produkt, który leci zza oceanu. Musi być w warunkach odpowiedniej temperatury, cały czas leżeć płasko. Do tego dochodzą załatwiane specjalne firmy kurierskie. Więcej stresu kosztowała nas ta podróż, to, że paczka utknęła na granicy, była w dziale segregacji paczek, a my nie wiedzieliśmy gdzie. W pewnym momencie nawet sami chcieliśmy pojechać po nią samochodem. Później już była taka ulga i sam zabieg był spełnieniem, „wisienką na torcie” wszystkich przygotowań – stwierdza dr n. med. Mateusz Kister.
– Oczywiście planujemy kolejne takie operacje. W tym momencie mamy bardzo dużo pacjentów. Będziemy chcieli robić to jak najczęściej. Bazujemy teraz na wiedzy zaczerpniętej od kolegów zza oceanu. Ale my chcemy „zrobić” sporo pacjentów i wyciągnąć własne wnioski – mówi nasz rozmówca.
– O pierwszej z naszych pacjentek mogę powiedzieć, że wyniki są fenomenalne. Matryca wspaniale się wgoiła, praktycznie bez dolegliwości bólowych. Pacjentka już w drugim tygodniu po zabiegu wróciła normalnie do pracy. Zauważyliśmy odtwarzanie się skóry, która po prostu „wpełzała” na tę matrycę. W przypadku drugiej operowanej kobiety od zabiegu minęło niewiele czasu, więc ciężko mówić o wynikach dodaje dr n. med. Mateusz Kister.
MaK / opr. ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska