W dwa lata przetłumaczyli łącznie pół miliona słów. Studenci Wydziału Filologicznego UMCS ukończyli duży projekt dotyczący gry RPG „The Age of Decadence”, której akcja rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie inspirowanym Cesarstwem Rzymskim.
Sytuacja win-win
– To gra studia niezależnego. Takie gry są często tłumaczone przez fanów, a takiego studia nie stać, żeby opłacić tłumaczy – mówi dr Paweł Aleksandrowicz z Katedry Lingwistyki Stosowanej UMCS. – Najczęściej to musi być zespół. Tutaj mieliśmy 25 osób, bo to bardzo duża gra. Pół miliona słów to jak trzy grube książki. Najczęściej sami fani wychodzą z inicjatywą, żeby przetłumaczyć daną grę. Polski jest językiem niszowym w skali świata, w przeciwieństwie do hiszpańskiego czy chińskiego, więc tutaj ten nakład mógłby się nie zwrócić. A w momencie, kiedy to jest tłumaczone przez fanów, jest sytuacja win-win. Każdy wygrywa. Deweloper dostaje tłumaczenie gry, a fani to często osoby, które siedzą w świecie gier – dla nich to jest doświadczenie i możliwość pochwalenia się jakiś tytułem, który przełożyli.
CZYTAJ: Gra stworzona przez studio z Lublina nominowana do prestiżowej nagrody
– Nie powiedziałbym, że jest to jedna z najłatwiejszych robót, bo człowiek musi się przede wszystkim wykazać kreatywnością – mówi Paweł Adamiec, absolwent lingwistyki stosowanej w Lublinie. – Jeżeli jest to osoba, która lubi równania zero-jedynkowe, myślę, że tłumaczenie nie jest aż tak dobrym wyborem, w szczególności gier. Pod względem porównania tej gry do takiej bardzo dużej, to niezależnie czy tu czy tu, powinna iść jakość tych tłumaczeń. Często ludzie, którzy z zewnątrz komentują, myślą, że wystarczy tylko grę przetłumaczyć. Oprócz tego jest warstwa lokalizacyjna.
Tłumaczenie to jedna z faz lokalizacji
– Lokalizacja jest dużo szerszym procesem – podkreśla dr Paweł Aleksandrowicz. – Najpierw mamy przygotowanie gry do tłumaczenia – przygotowanie glosariusza, słowniczka terminów, żeby to było spójne w całym tekście, opracowanie tekstu od strony technicznej – czy robimy cudzysłów polski czy zostawiamy angielski, jak z interpunkcją, jak przekładamy frazy, które się powtarzają. To wszystko przygotowuje się przed tym, jak pojawią się tłumacze i dostaną tekst. Później jest tłumaczenie – czyli tłumaczenie jest tak naprawdę jedną z faz lokalizacji.
CZYTAJ: „To połączenie technologii i sztuki”. W Lublinie rozwija się branża gier komputerowych
– Była na przykład kwestia kupcowej, przekupki czy kupczyni – nawet takie małe rzeczy, jak imiona, które tam często nawiązywały do Rzymu czy starożytnej Grecji, na którą formę imienia się zdecydować – mówi Mateusz Kudełka. – Mieliśmy „Jolanda” – czy piszemy przez „J” czy przez „Y”? Czy „Jolenda” czy „Jolenta”? Myślę, że najtrudniejsza była cała seria takich wyborów, których trzeba było dokonać.
– Problem „lorda” i „lady” – długo zastanawialiśmy się, co z tym zrobić – mówi dr Paweł Aleksandrowicz. – Gra jest osadzona w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Tam są władcy, którzy mogą być płci męskiej jak i żeńskiej, więc mamy „lordów” i „lady” po angielsku. Nie bardzo było wiadomo, co z tym zrobić, bo nie zostawimy tego w oryginale – jakbyśmy mówili „lord”, to by z kolei brzmiało po brytyjsku. Jeden pomysł był wzorowany na serialu w realiach Cesarstwa Rzymskiego i tam mieliśmy „dominusa”, co jest chyba najbardziej odpowiednim terminem i historycznie adekwatnym, ale wersja żeńska to „domina” i już pojawiają się niepożądane konotacje seksualne. Konsultowałem się z profesorem zajmującym się Cesarstwem Rzymskim i stanęło na tym, że w zależności od kontekstu będziemy to tłumaczyli różnie – albo pan/pani, władca/ władczyni, albo w ogóle to pomijali, jeśli na przykład kwestie wypowiada przeciwnik danego władcy, to może nie będzie chciał go tytułować, bo tytułowanie niesie ze sobą szacunek.
To zawsze satysfakcja
– Zawsze na koniec szuka się w napisach polskich nazwisk i można siebie odnaleźć – mówi Mateusz Kudełka.
– To jest zawsze satysfakcja – mówi dr Paweł Aleksandrowicz. – Najprzyjemniejszym momentem lokalizacji gier jest zakończenie takiego procesu, kiedy można na końcu zobaczyć własne nazwisko. Ta satysfakcja, którą czuje się na koniec, myślę, że przeważa wszystkie złe rzeczy, które mają miejsce w trakcie samego procesu.
Gra jest dostępna na platformie Steam.
CZYTAJ: W lubelskiej uczelni będą tworzyć gry komputerowe. Powstało specjalne laboratorium
LilKa/ opr. DySzcz
Fot. pexels.com