Chodzenie z gaikiem, z pasyjką, czy śmigus suchy – jest wiele zwyczajów wielkanocnych, które są już coraz mniej znane. Jak świętowano na wsiach sto lat temu?
Post w Wielki Piątek
– W Wielki Piątek przede wszystkim poszczono – mówi etnolog prof. Mariola Tymochowicz z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – Większość mieszkańców dawnej wsi na Lubelszczyźnie tego dnia praktycznie nic nie jadła. Albo jadła tylko chleb z wodą. W ten sposób podkreślano wyjątkowość tego dnia; to, że tego dnia Chrystus zmarł. A w gospodarstwie odbywały się nadal przygotowania do jednego z najważniejszych świąt w roku – Wielkanocy. Były czynione ostatnie porządki. Kobiety przez cały czas gotowały. Mężczyźni – jeśli nie zdążyli wcześniej – przygotowywali mięsiwo, czyli tak naprawdę najważniejszy składnik świąt Wielkanocy. Oczywiście odwiedzano kościół.
Przy grobach Pańskich w kościele pełniono wartę. Często robili to strażacy. Także w Wielki Piątek w domach przygotowywano pisanki.
– Jest taka legenda o powstaniu pisanek: Matka Boska poszła do Piłata wstawiać się za Chrystusem, który już wtedy cierpiał po biczowaniu. I w darze dzieciom Piłata zaniosła kolorowe jajka – opowiada prof. Jan Adamowski z UMCS.
Batikowe pisanki
– Na Lubelszczyźnie najpowszechniejszą techniką zdobienia pisanek była batikowa, czyli z użyciem wosku. Zresztą do dzisiaj tak jest. Wiele twórczyń stosuje tę metodę, tylko już najczęściej wykorzystywane są barwniki produkcji fabrycznej, a nie naturalne, jak to było w przeszłości. Były one bezkosztowe, czyli można je było samemu sobie zorganizować – mówi prof. Mariola Tymochowicz.
Do barwienia pisanek wykorzystywano chabry, łuski cebuli, zboża czy korę dębu. Na pisankach pojawiały się paski, kropki, krzyżyki, ale też wiatraczki. Ozdobionymi jajkami matki chrzestne obdarowywały swoich chrześniaków, a panny kawalerów. Pisanki trafiały też do wielkich wówczas koszy, z całymi chlebami, mięsiwem, solą, masłem i chrzanem.
Święcona woda z popiołem
Pani Małgorzata Krajewska, twórczyni ludowa, która wraz z mężem metodą batikową tworzy pisanki, tak wspomina jeden ze zwyczajów ze swojego domu rodzinnego. – Obowiązkowo musiała być woda święcona, poświęcona w Wielką Sobotę. Zabieraliśmy ją z beczki spod kościoła. Obowiązkowo trzeba było do niej dosypać popiół z ogniska, które paliło się obok świątyni. Najczęściej było to ognisko z gałęzi tarniny. Później, w Wielką Niedzielę po powrocie z rezurekcji tata brał tę wodę i palmę święconą i chodził błogosławić gospodarstwo, pole i dom.
CZYTAJ: Jak dawniej świętowano Wielkanoc?
Z powrotem z rezurekcji związane były także inne zwyczaje. – Na Lubelszczyźnie powszechne było przekonanie, że kto pierwszy dotrze z kościoła do domu, zapewni sobie, że szybki zakończy żniwa. Miała to też zapewnić im powodzenie na cały nadchodzący rok – opowiada prof. Mariola Tymochowicz.
Śmigusowe zabawy
Niedziela była dniem rodzinnym. W poniedziałek zaś – a czasami już w nocy z niedzieli na poniedziałek – zaczynały się zabawy śmigusowe. – Mam tutaj zapis z Osmolic Pierwszych: „Z Wielkiej Niedzieli tak się szło – godzina może 12.00 i się śpiewało za oknami. Chodziły różne grupy – starsi i młodsi. Za śpiewanie dostawało się pieniądze, jajka, zaś starsi poczęstunek”. Na początku proszono o pozwolenie na śpiewanie, pieśnią w rodzaju: „Czy wy śpicie, czy nie śpicie, czy nam śpiewać pozwolicie. Bo my śpimy i nie śpimy, po śmigusie dziś chodzimy. Alleluja, alleluja”
Jeśli chodzi o śmigus-dyngus, nie wszędzie oblewano się wodą. Na Kaszubach do dziś jest tzw. śmigus suchy – czyli uderzanie po gołych łydkach jałowcem.
SzyK / opr. ToMa
Fot. archiwum