Chcą efektywniej uczyć dzieci, ale także z edukacją docierać do rodziców – Szkoła Podstawowa nr 4 w Puławach bierze udział w ogólnopolskim projekcie „Budząca się szkoła”. Dziś (28.02) w placówce podczas trwającej konferencji przybliżana jest idea tego projektu, rola rodziców, nauczycieli i uczniów.
Nauka poprzez aktywizację
– Najprościej mówiąc, chodzi o to, by wyprowadzić dzieci z ławek – mówi dyrektorka puławskiej podstawówki Edyta Skoczek. – Poprzez ruch, zabawę i zadania metodami aktywizującymi te dzieci więcej chłoną. Od lat jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że mamy siedzieć w ławce, lekcja trwa 45 minut i mamy dzwonki w szkole. My nie mamy dzwonków od września. Choć nie mieliśmy ich już i w tamtym roku, ale to nie do końca nam wyszło. Była spora grupa nauczycieli, którzy mówili, że nie wiedzą, o której iść na lekcje, a dzieci biegają po korytarzach. Powiedziałam więc, że powiesimy wszędzie zegarki.
Co jeszcze można zrobić, by poprawić efektywność nauczania? – Przede wszystkim – i od tego zaczęłyśmy – nie zaznaczamy błędów na czerwono – wskazuje Edyta Skoczek. – Nie utrwalamy błędów, co robi czerwony kolor. Wszystkie poprawiane elementy w zadaniach w klasach młodszych są wyróżniane zielonym długopisem. Mamy jeszcze metodę pudełka z lekturą. Omawiając lekturę, tworzona jest jej wizualizacja w pudełku i łatwiej jest zapamiętać szczegóły z fabuły.
Wychowanie dzieci do samodzielności
– Bardzo cieszę się, że są inicjatywy, które nadają troszkę inną formę współczesnej polskiej szkole – mówi psycholog Dariusz Perszko. – Współpracuję ze Szkołą Podstawową nr 4 w Puławach od 32 lat i choć jest tam „Budząca się szkoła”, to ta szkoła nigdy nie spała. Będę mówił o roli rodziców w „Budzącej się szkole”, będę mówił, do czego budzi się szkoła, do kształcenia jakich kompetencji i cech u dzieci. Generalnie najważniejsze jest pytanie (które też zadam rodzicom): po co wychowujemy dzieci? Są dwie drogi. Jedna jest taka, że dzieci wychowujemy do samodzielności, po to, żeby były szczęśliwymi ludźmi. Szczęśliwymi, czyli takimi, którzy potrafią kochać, zaprzyjaźniać się i samemu się utrzymać. Po co im pieniądze? Po to, żeby wydawali je z kimś, kogo kochają. To jedna droga. Druga droga jest taka, że wychowujemy dzieci po to, żeby realizowały nasze, czyli rodziców, ambicje i lęki. Zachęcamy do pójścia pierwszą drogą, co jest trudniejsze, bo trzeba dać dzieciom trochę wolności, kompetencji i wyposażyć je w pewne cechy. Myślę, że one już mają te cechy, ale trzeba je uwypuklić, pracować nad nimi, żeby były dla nich dostępne w każdej chwili. To da im szczęście w życiu dorosłym. Wychowujemy dzieci po to, żeby były dorosłymi, samodzielnymi ludźmi.
CZYTAJ: Pomogą wzmocnić relacje między uczniami. Przestrzenie integracyjne w lubelskich szkołach
– Trzeba znaleźć sposób, jak pracować, co nam pomoże. Od tego roku, po rozmowie z psycholog, wprowadziłyśmy słuchawki na lekcji – opowiada Edyta Skoczek. – Mamy słuchawki akustyczne. Dzieci, które potrzebują wyciszenia podczas lekcji, wiedzą, że w sali są słuchawki, podchodzą i nakładają je. Tak samo, jeśli dziecko jest nadruchliwe, nie usiedzi 45 minut w ławce. Mamy berety, na których może usiąść, pokręci się, poruszać. Korzystamy z piłek, których także używamy zamiast krzesełka. To takie elementy, które wszyscy znamy, tylko trzeba wiedzieć, kiedy z nich skorzystać.
– Jeśli chodzi o informatykę, robimy różne rzeczy na tabletach graficznych – mówi Magda Mikulska z klasy 7a. – Pani ciągle zamawia dla nas nowe rzeczy, np. klocki Lego albo składamy różne rzeczy. To bardzo interesujące, bo można porobić coś ciekawego. Jeśli chodzi o biologię, to jest – można powiedzieć – nauka samodzielna. Pani tłumaczy lekcję, zapisuje na tablicy i pokazuje, co trzeba zrobić, ale można być też w grupie, w której nie trzeba robić tego, co pani pisze na tablicy. Można sporządzać swoje własne notatki. W tej grupie jest w naszej klasie kilka osób. Niektórzy nie chcą, bo np. są słuchowcami i dla nich normalna lekcja jest lepsza. Ale mnie bardzo się to podoba i nauczyłam się dzięki temu więcej. Lubię robić notatki i naprawdę mi się to podoba.
Aktywna postawa ucznia
– Chcemy zmienić mentalność – zaznacza Violetta Nowak z SP4 w Puławach. – W toku ciągłych reform w oświacie pewne rzeczy nam się pogubiły. Zafiksowaliśmy się na testach, wynikach, tabelkach i sprawozdaniach, a trochę zaczęły nam się gubić dzieci. Mówię ogólnie, nie tylko o naszej szkole. Trzeba zatrzymać się w tym biegu i przyjrzeć, kto tak naprawdę jest najważniejszy w szkole – uczeń. Zaczynamy odchodzić od skupienia na wynikach, wyliczeniach i liczbach, chociaż stopnie jeszcze stawiamy. Ideą „Budzącej się szkoły” jest brak ocen, ale od tego nie da się od razu odejść. Uczniowie i rodzice też tego potrzebują. To dla nich taki miernik tego, co i ile się umie. Przygotowałam karty samooceny dla uczniów, gdzie oni sami sprawdzają, co już umieją. Jeżeli nie rozumieją któregoś pytania, wtedy zaznaczają je, a ja podchodzę i pytam – bo to np. elementy na wyższą ocenę – „chcesz to umieć czy zostawiasz?”. Tutaj właśnie chodzi o podejmowanie decyzji: na ile chcę umieć i co chcę umieć? Fajne jest to, że dzieciaki chcą się uczyć. Bo mają wpływ na sytuację i sposób uczenia. Jeszcze ciągle pytają, czy mogą coś zrobić w dany sposób. Odpowiadam: „ty decydujesz”.
– Kiedyś uczyliśmy się w szkole wielu rzeczy na pamięć, bo nie mieliśmy łatwego dostępu do informacji – zauważa Paweł Romański ze Spółdzielni Socjalnej Inicjatywa. – Teraz podstawową rzeczą, jakiej szkoła powinna uczyć, jest to, jak szybko znaleźć informację i jak ją zweryfikować. Uczenie się tabliczki mnożenia na pamięć dalej ma sens, ale uczenie się tablic chemicznych moim zdaniem już niekoniecznie. W moment wyciągamy telefon i sprawdzamy masę informacji. Szkoła jest miejscem, które powinno uczyć nas krytycznego myślenia, analizowania informacji i wybierania tych najlepszych.
– Zawsze były dzieci, które mają specjalne potrzeby, ale nie zawsze było to dostrzegane. Tempo życia, cywilizacja, to, co dzieje się w świecie, chociażby pandemia COVID, pokazały nam, w jak trudnych czasach żyjemy – podkreśla Violetta Nowak. – Dzieci, które nie radzą sobie z sytuacją – przede wszystkim emocjonalnie – jest coraz więcej. Dzięki takiemu podejściu i wspomaganiu (teraz przepisy oświatowe wymagają nauczycieli wspomagających, psychologów, pedagogów i logopedów) możemy zaopiekować się tymi dziećmi. Oczywiście tego ciągle jest za mało, ale ważna jest zmiana podejścia z nauczania, czyli podejścia, że to nauczyciel ma wlać uczniowi olej do głowy, do uczenia się, czyli aktywnej postawy ucznia w procesie uczenia. Rodzice też są zapędzeni. Gdzieś to wszystko nam się gubi.
Dzieci powinny mieć czas na zabawę
– Jeśli zapisuję dziecko na 12 zajęć, przez co ma zajęte całe popołudnia i nie ma kiedy się bawić, to dla kogo to robię? Czy dla dziecka, czy dla swojego obrazu pt. „Jestem dobrym rodzicem”? Kiedy dziecko ma się bawić? – pyta Dariusz Perszko. – Jedną z głównych cech dzieci, cech, które dają mu kompetencje osobowościowe, jest umiejętność zabawy – samemu ze sobą i z innymi ludźmi. Kiedy ono to ma robić? Jest takie zjawisko opisywane obecnie przez psychologów, kiedy małe dziecko bawi się samo w kącie. Co dzieje się wtedy z rodzicem? Mądry rodzic mówi: „Świetnie, moje dziecko się bawi, umie się sobą zająć. Ja w tym czasie coś zrobię”. A rodzic, który ma obawy, że jest złym rodzicem i nie zajmuje się dzieckiem, wtrąca się do zabawy i gada do dziecka. Dziecko nie ma na to ochoty, może mieć autonomię zabawową niekoniecznie w kontakcie z rodzicem. Sumując, jaka może być rola rodziców w „Budzącej się szkole”? Pomagać, ale nie zanadto. Jest takie stare powiedzenie w psychologii rodziny „Za dużo pomocy szkodzi” i trzeba mieć to na uwadze.
CZYTAJ: Walczą z hejtem. Lubelscy licealiści podsumowali projekt „Czarna Owca”
Konferencja dotycząca projektu „Budząca się szkoła” i nowoczesnych metod nauczania potrwa w Szkole Podstawowej nr 4 w Puławach do 20.00.
ŁuG / opr. WM
Fot. pexels.com