Przynosił szczęście studentom, miał blisko 1700 obserwatorów na Instagramie i był oznaczony jako atrakcja turystyczna przy ulicy Akademickiej w Lublinie. Mowa o kocie Melonie, który był idolem studentów Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
– Wiadomość sprzed kilku dni, że zwierzak nie żyje, zasmuciła studentów – mówi Dawid Świstak, wiceprzewodniczący Zarządu Uczelnianego Samorządu Studentów UMCS. – Kot Melon zapadł w pamięć. Był obecny nie tylko w codziennym życiu, kiedy mijało się go na ulicy, ale również w życiu multimedialnym i kulturowym. Choćby ostatnio został powołany na pełnomocnika ds. kocich Zarządu Uczelnianego Samorządu Studentów.
– Kot Melon jest dla nas szczególnie ważny – stwierdza Michał Mikulski, wiceprzewodniczący Zarządu Uczelnianego Samorządu Studentów UMCS. – Po tym, gdy powołaliśmy go na pełnomocnika, okazało się, że Wielka Brytania też wydelegowała na Bermudy swojego kota, który został konsultantem ds. kocich. Ale my byliśmy pierwsi. Jesteśmy pionierami. Kot Melon miał u nas też pełnić taką funkcję. Szkoda, że go z nami już nie ma, bo przed egzaminami mówiło się, że kto tego kota pogłaszcze, to ten egzamin będzie zdany.
– Kocur był pozytywny, wychodzący. Od samego początku chciał się bawić na zewnątrz – opowiada Piotr Nowosad, właściciel kota. – Teraz miałby niecałe 6 lat. Niestety okazało się, że ma wrodzoną wadę serca; było ono przerośnięte na tyle, że nie pozwalało mu oddychać. Studenci bardzo go kochali. Melon bardzo często przychodził też do pana Piotra do Instytutu Informatyki.
– Ciężko powiedzieć, kiedy go poznałem. Ale kiedy przechodziłem do pracy od lat się go widziało – mówi pan Piotr. – Kot tak pięknie mrużył oczka do ludzi, zawsze był pogodny, pocieszał, gdy szło się do pracy. Zawsze się zatrzymało i pogłaskało.
– Dał się brać na ręce, głaskać, był bardzo przyjazny ludziom – mówi pani Ania. – Ale w tym dniu widać było, że jest chory. Siedział taki biedny, nie ruszał się. Gdy zaczęli przychodzić do pracy ludzie, schował się za kanapę i nie chciał wyjść. Wcześniej, kiedy przychodził, chodził po budynku, potrafił wchodzić do sal, nie bał się ludzi. Był stałym gościem wydziału. Wszyscy go chętnie wpuszczali do budynku.
Kot Melon trafił do kliniki weterynaryjnej, ale nie udało mu się pomóc.
Jednak historia kota Melona to nie tylko opowieść o lokalnej atrakcji, ale też przestroga dla opiekunów zwierząt i osób, które na co dzień spotykają na swojej drodze koty czy inne zwierzęta, żeby je obserwować i reagować na wszelkie niepokojące sytuacje na odpowiednio wczesnym etapie.
MaK / opr. ToMa
Fot. Radio Lublin / kot_umcs ba Instagramie