– Korzyści z wypalania traw to ułamek negatywnych skutków tego zjawiska – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej gleboznawczyni prof. Monika Jakubus z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. W marcu strażacy poinformowali o ponad 8,5 tys. pożarów traw w tym roku.
CZYTAJ: Wystarczy chwila nieuwagi! Wypalanie traw skończyło się pożarem budynku u sąsiada
Prof. Jakubus z Katedry Gleboznawstwa i Mikrobiologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu zauważyła, że popiół, będący wynikiem spalania roślin, zawiera korzystne dla ich rozwoju składniki mineralne, jednak w ograniczonej dostępności i ilości. Jednocześnie sam proces prowadzi do ogromnych szkód w glebie. – Ten benefit związany z powstaniem popiołu, jako ewentualnego nawozu, to ułamek tego, co jest związane z negatywnymi skutkami wypalania łąk i pastwisk – oceniła.
Jak dodała, ogień niszczy nie tylko rosnące na łące, pastwisku czy nieużytku rośliny, ale również bardzo cenną materię organiczną, a wraz z tym – próchnicę glebową. Obniża to żyzność i produktywność gleb, ich zdolności retencyjne i przekłada się na większą podatność na zakwaszenie, przesuszenie czy obniżenie dostępności składników pokarmowych.
Wysoka temperatura obecna podczas pożaru powoduje odparowanie wody, co jest szczególnie dotkliwe w Polsce, gdzie większość terenów użytkowanych rolniczo to gleby przesuszone o małej żyzności i zdolności do retencji. Wypalanie traw jeszcze bardziej pogłębia ten stan. Ogień ingeruje również w aktywność mikrobiologiczną, np. bakterii czy grzybów. Ich aktywność po pożarze spada, a miejscowo całkowicie zanika.
Ponadto spalanie materii organicznej, jak i biomasy roślinnej, powoduje uwalnianie do atmosfery szkodliwych związków, m.in. dwutlenku węgla, tlenków azotu, siarki oraz WWA i dioksyn. – Proces wypalania łąk to pierwszy krok do lawiny niekorzystnych zmian w chemizmie gleby i pierwszych zmian degradacyjnych – oceniła skutki tego typu pożarów prof. Jakubus.
– Pożar to duży stres dla zwierząt żyjących na wypalanej łące lub nieużytku – zauważył w rozmowie z PAP dr inż. Mikołaj Kaczmarski z Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Jego zdaniem największe szanse na przeżycie w takiej sytuacji mają duże gatunki ssaków i ptaki. W określonych warunkach, np. wilgotnej glebie, przetrwać mogą również zwierzęta żyjące w norach. Najbardziej narażone są niewielkie gatunki, jak np. jeże czy ślimaki. Zabija je nie tylko ogień, ale również obecny podczas pożaru tlenek czadu czy toksyny zawarte w dymie.
Konsekwencje wypalania mogą być długofalowe. Pożar niszczy mikrosiedliska i zasób pożywienia dla zwierząt; ujednolica również strukturę samych siedlisk. – To nigdy nie jest korzystne, bo zazwyczaj zwiększa presję drapieżniczą na te osobniki, które przetrwały – powiedział dr Kaczmarski.
Szczególnie negatywne skutki wypalanie może mieć dla łąk i nieużytków izolowanych, np. podmiejskich, które są jedynym źródłem pożywienia lub siedlisk dla zwierząt w okolicy. Takie niewielkie tereny mogą przez lata nie zostać ponownie skolonizowane, a gatunki na nich mieszkające trwale wyginąć.
Jednocześnie dr Kaczmarski zauważył, że pojawienie się ognia może mieć pozytywne skutki. – To ważne, żeby spojrzeć na ogień jako czynnik nie tylko niszczący, ale też tworzący. On oczywiście staje się bardzo niebezpieczny w rękach osób, które robią to zupełnie bezmyślnie – zastrzegł.
Jego zdaniem, wypalanie może być narzędziem do czynnej ochrony siedlisk. Jak zauważył, w Europie następuje przerost roślinności w ekosystemach, spowodowany dużą ilością nawozów. – Czasami okazuje się, że gdy w takie siedlisko wkroczy ogień, to potrafi bardzo szybko usunąć nadmiar zgromadzonej biomasy. Wrócą tam gatunki pożądane i cenne dla nas przyrodniczo – zauważył.
Jako przykład podał wrzosowiska w Wielkiej Brytanii, które do prawidłowego funkcjonowania potrzebują regularnego wypalania; ogień niszczy siewki drzew. Przytoczył również pożar w Nadleśnictwie Potrzebowice w latach 90. Ogień strawił wtedy dużą część lasów tego obszaru Puszczy Noteckiej. Po latach w tym rejonie odbudowała się populacja będącego pod ochroną węża gniewosza plamistego, która, w opinii dr. Kaczmarskiego, w perspektywie długofalowej zyskała na tym pożarze.
Jednocześnie dr Kaczmarski wskazał na przykład pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Badania wykazały spadek w tym miejscu populacji mrówek i ptaków. Jak dodał zoolog, jest to jednak „perspektywa krótkoterminowa”, brakuje natomiast badań nad długofalowym skutkiem takich pożarów, nie tylko w Polsce, ale generalnie w Europie.
Dr Kaczmarski zastrzegł, że o ile kontrolowane wypalanie może być narzędziem do ochrony przyrody – powinno być to działanie zarezerwowane dla specjalistów. Stosowanie ognia do czynnej ochrony siedlisk musi wiązać się z określeniem celów jego wykorzystania, jak i badaniem wypalanego rejonu przed i po użyciu ognia. – W Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii, gdy celowo wypala się jakiś teren, w kontekście ochrony przyrody, to wszystko jest zabezpieczone przez strażaków, ogień jest kontrolowany, zwierzęta są przepłaszane, prowadzi się badania przed i po, by ocenić skutek. Samowolne wypalanie jest pozbawione tych elementów – podkreślił.
– Szybkość regeneracji gleby po wypalaniu zależy od wielu czynników – stwierdziła prof. Jakubus. To m.in. jej czułość na czynniki zewnętrzne, a w przypadku gleb użytkowanych rolniczo – stosowanie zabiegów agrotechnicznych związanych z płodozmianem, używaniem nawozów i uprawą. Jej zdaniem bez udziału człowieka gleba powraca do stanu sprzed pojawienia się ognia co najmniej kilka miesięcy. Najdłużej trwa odtwarzanie materii organicznej i aktywności mikrobiologicznej.
W przypadku roślin i zwierząt, jak ocenił dr Kaczmarski, ten proces trwa ok. dwóch lat. O ile relatywnie szybko na wypalonej ziemi pojawiają się pierwsze organizmy, o tyle dopiero po upływie takiego czasu ekosystem jest w pełni rozwinięty. Zoolog zauważył, że w wypalonym miejscu mogą pojawiać się gatunki roślin i zwierząt, których wcześniej tam nie było. Jak dodał, o wiele bardziej niszczycielski jest proces powtarzających się regularnie pożarów w tym samym miejscu; ekosystem nie ma bowiem wtedy czasu, żeby się odbudować.
CZYTAJ: Susza w lasach. Służby apelują o odpowiedzialne zachowanie
Jako alternatywę do wypalania prof. Jakubus zaproponowała organiczne nawożenie pól, np. obornikiem, gnojówką czy kompostem. Nawozy te korzystnie wpływają na właściwości gleb i łagodzą skutki ewentualnego wypalania.
Wypalanie traw i nieużytków jako sposób na użyźnienie ziemi to efekt niepełnej wiedzy – oceniła gleboznawczyni. – To było przekazywane z dziada na ojca, z ojca na syna i tak było przez lata stosowane jako uproszczenie pewnych zabiegów z jednoczesną, potencjalną formą nawożenia. Myślenie takie było jednostronne, bowiem dostrzegano tylko efekt spopielenia roślin, nie biorąc pod uwagę tego, co się dzieje w, i z glebą – powiedziała.
Jej zdaniem, ten trend był obecny nie tylko w Polsce, ale również w krajach zachodnich; od kilkudziesięciu lat się to zmienia i obserwuje się coraz mniej takich praktyk, co należy wiązać z większą wiedzą w tym zakresie rolników oraz ich wykształceniem. Pomocne, w opinii prof. Jakubus, są również zasady dotacji unijnych, które nakładają na rolników obowiązek prawidłowego wykorzystania oraz utrzymywania łąk i pastwisk.
W polskim prawie za wypalanie roślinności z gruntów rolnych, obszarów kolejowych, pasów przydrożnych, trzcinowisk lub szuwarów grozi grzywna do 5 tys. złotych, a w przypadku spowodowania zagrożenia dla zdrowia lub życia innych ludzi albo ich mienia – do 10 lat więzienia.
Jak poinformowała w marcu Komenda Główna PSP w 2025 roku, strażacy odnotowali w tym roku ponad 8,5 tys. pożarów traw. W tym samym czasie w 2024 roku ta liczba wynosiła ponad 2 tys., co oznacza ponad czterokrotny wzrost interwencji. Najwięcej pożarów traw wystąpiło w województwach: mazowieckim (1388), podkarpackim (1180) i małopolskim (1045). W wyniku działania ognia zginęły dwie osoby, a piętnaście zostało rannych.
POSŁUCHAJ PODCASTU:
Leśne wędrowanie
Polska Agencja Prasowa / opr. PaW
Fot. www.pexels.com