Wojciech Jama jest kolekcjonerem sztuki komiksu oraz aktywnym promotorem kultury komiksowej. Jego kolekcja nie zna granic, wiedza jest wszechstronna, a w dziedzinie wytwarzania broni jest równie sprawny jak Argun Drewniana Stopa. Z Wojciechem spotkałem się we Wrocławiu i zamieniłem słówko na temat dawnych czasów, krakowskiego Muzeum Komiksu oraz historii pewnego miecza…
Jak odbierasz Złote Kurczaki – inicjatywę, która skupia się na rynku niezależnym?
Zdecydowanie bardzo pozytywnie odbieram Złote Kurczaki. Jestem tutaj pierwszy raz. Obawiałem się, jak tu może być z bezpieczeństwem, dlatego już od paru tygodni strugałem sobie miecz, wykonany ze szlachetnego teku, pokryty szlachetnym akrylem i ozdobiony niezbyt szlachetnymi kamieniami. Natomiast widzę, że jest tu super bezpiecznie, bardzo komiksowo. Jest rewelacyjna atmosfera i klimat starych imprez w kameralnej formie, więc po prostu wszystko, co najlepsze. Ogrom komiksów – znowu kupa kasy stracona, znowu w domu będę się przed żoną tłumaczył. A generalnie dodałbym, że dzisiaj reprezentuję nie tylko siebie, ale również Fundację Muzeum Komiksu, ponieważ Fundacja jest fundatorem jednej z nagród – za debiut. To mój pierwszy pobyt, ale zdecydowanie raczej nie ostatni.
CZYTAJ: Król sklepu z meblami. Polska ma nowego superbohatera
Czy jako reprezentant Fundacji przyjechałeś tu też trochę na przeszpiegi? Wiem, że kiedy zaczyna się sezon komiksowy – a dzieje się tak właśnie na Kurczakach, organizatorzy imprez z całego kraju zjeżdżają do Wrocławia, by może podpatrzeć jakieś ciekawe pomysły, które wykorzystają później we własnych realizacjach w innych miastach…
To nie do końca tak, bo jednak inspiracji kolegom nie brakuje – Tomek Trzaskalik i Artur Wabik są pełni pomysłów. W zasadzie jedyne, co nas ogranicza, to skromne finanse Fundacji. Organizujemy wystawy, na których pokazujemy oryginalne prace, robimy warsztaty, współpracujemy z uczelniami wyższymi, organizujemy zajęcia z historii komiksu. Mamy dużą bibliotekę na miejscu do wykorzystania z licznymi pozycjami z zakresu historii komiksu, nie tylko polskiego, ale również krajów dla nas może bardziej egzotycznych – jak Węgry, Rumunia i wiele, wiele innych. Bywając na tych imprezach od lat, doceniam element towarzyski: spotkanie z ludźmi, porozmawianie, co u nich słychać, co autorzy akurat właśnie cyzelują – tak jak rozmowa z Markiem Turkiem, gdzie miałem okazję zerknąć na rzeczy, które być może niedługo będą wydane. I powiem szczerze, że to są świetne rzeczy, więc ostrzę sobie zęby na te nowe komiksy. Kupa przyjemności i frajdy z pobytu na takiej imprezie.
CZYTAJ: Gala rozdania Złotych Kurczaków 2025 [ZDJĘCIA]
Wspominałeś, że jesteś na Kurczakach po raz pierwszy, a opinia, jaka przylgnęła do tej imprezy przez ostatnie lata jest taka, że jest to bardzo rodzinne wydarzenie…
Zdecydowanie tak. Widzę tutaj zarówno takich weteranów imprez komiksowych jak ja – bo moją pierwszą imprezą była ta w klubie studenckim Rotunda w Krakowie w 1994 roku – widzę rodziny z dziećmi. Wielokrotnie opowiadałem, że z synem jeździłem na imprezy komiksowe do Łodzi, jak syn był jeszcze małym kajtkiem, ale widzę tu już rodziny z dziećmi, które są dużo mniejszymi kajtkami. I dla tych dzieci obcowanie z komiksem, ze sztuką komiksu, jest czymś zupełnie normalnym, naturalnym. Tu już nie ma tego tłumaczenia, że „komiks jest też pełnoprawną sztuką”, i jest „nie tylko dla dzieci”. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Familijna atmosfera, dzieci, a Ty z mieczem – więc może jeszcze wyjaśnijmy, że jest to forma konkursu…
Tak, każdy miecz, z którym goście zjawili się na imprezie jest oceniany przez zespół jurorów. Oceny zbiera się na specjalnym formularzu, a na zakończenie imprezy będzie rozstrzygnięcie. Ja parę pochwał zebrałem, ale szczerze mówiąc podchodzę do tego z dużym dystansem. Musiałem się w domu mocno żonie tłumaczyć, strugając sobie ten mieczyk przez parę tygodni i schodząc do podziemia, czyli do warsztaciku w piwnicy, bo jednak w domu jest dużo do zrobienia, a tutaj wszystko zostało odstawione na bok i Wojtek sobie strugał mieczyk. Zobaczymy, co z tego wyjdzie po powrocie do domu. Żona jest bardzo tolerancyjna. Żartem tak mówię. Nie musiałem uciekać z domu. Można powiedzieć, że dostałem delegację.
ZOBACZ: Złote Kurczaki 2025 – fotogaleria z imprezy
Czy planujesz powrócić tu za rok?
Najprawdopodobniej, bo tych imprez w kraju robi się tyle, że człowiek nie jest w stanie obsłużyć wszystkich, a chciałoby się być i w kraju i za granicą. To jest tak jak z wydawnictwami – ci wydawcy Boga w sercu nie mają, ponieważ wydają te komiksy, a drenaż kieszeni jest już taki, że człowiek tylko patrzy, bo nie da się wszystkiego kupić. To nie te czasy, gdzie ja marzyłem o tym, żeby w Polsce był wydawany zwykły komiks w standardzie frankofońskim, w formacie 48 stron. Patrząc na rozmiar niektórych komiksów, to serce rośnie.
Kiedyś płakaliśmy, ze nie ma tego wcale, a teraz narzekamy, że jest za dużo…
Tak z przekąsem. Cieszę się, że tych komiksów jest tyle. Każdy coś dla siebie znajdzie. Nie ma opcji, żeby wszystko w tej chwili konsumować. Trzeba mocno wybierać. Oferta jest oszałamiająca – na pewno nie taka, jak mają Belgowie czy Francuzi, ale jest z czego wybierać.
CZYTAJ: Alphabet City i Morgue Amore. Ted McKeever w Marvelu
Podczas wieczornej gali okazało się, że Wojciech Jama wygrał konkurs na najlepszy miecz. W nagrodę otrzymał furę komiksów. Ponadto Wojciech, jako jeden z założycieli Muzeum Komiksu, wręczył nagrodę za najlepszy debiut (Rysacz za „Baśń o nieludzkim”). Muzeum Komiksu już po raz trzeci ufundowało statuetkę w tej kategorii.
DySzcz
Fot. DySzcz