Szybkie zapominanie o wcześniejszych kataklizmach i lekceważenie ryzyka kolejnych to, zdaniem uczestników sobotniej debaty związkowców i pracodawców w Radiu Lublin, główne powody tragedii powodziowej w południowo-zachodniej Polsce.
– W minionych latach powodzie nie omijały Lubelszczyzny, w tym w 1964 r. samego Lublina, co nie znaczy, że poczynione inwestycje zmniejszyły zagrożenie wylewem tutejszych rzek do zera – uważa członek zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ “Solidarność”, Marek Chmielewski. – Jednak cały czas wylewa Wisła, pewne odcinki Wieprza, Bugu. A nawet w sytuacjach ekstremalnych, jak w lecie tego roku, lokalna powódź zalała Zamość. Chodzi o to, żebyśmy byli zabezpieczeni, żebyśmy później nie zrzucali na jakieś piżmaki, bobry, skoro sami nie dopilnowaliśmy np. wałów nad Wisłą.
CZYTAJ: Komendant główny policji: liczba śmiertelnych ofiar powodzi wzrosła do 9
– Do wzrostu zagrożeń powodziami lokalnymi i błyskawicznymi przyczynia się wszechobecna “betonoza” – ostrzega Magdalena Zabłocka z Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie. – Miasta z terenu, który był zadrzewiony, który chłonął te wodę – to wszystko funkcjonowało w tym obiegu, jaki znany jest od tysięcy lat. Teraz wszystko ma być ładnie – beton, kosteczka, kawałek trawniczka i tylko gdzieś niewielki klomb.
Przykładem “betonozy” jest jednak przede wszystkim zabudowywanie terenów zalewowych, na których zagrożenie powodzią jest najwyższe. Wydawanie przez samorządy zgody na ich zabudowę potwierdziła w ubiegłorocznym raporcie Najwyższa Izba Kontroli.
JB / opr. WM
Fot. RL