Złota medalistka igrzysk olimpijskich w Paryżu we wspinaczce sportowej na czas Aleksandra Mirosław wróciła do Lublina. To był jedyny krążek z najcenniejszego kruszcu zdobyty przez reprezentantów Polski podczas tej imprezy.
Zawodniczka odpowiadała dziś (23.08) na pytania dziennikarzy, a w spotkaniu uczestniczył Adam Rozwałka.
CZYTAJ: Aleksandra Mirosław w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego
Aleksandra Mirosław przyznaje, że od momentu zakończenia olimpijskiej rywalizacji nie miała właściwie chwili wytchnienia: – Dwa tygodnie po igrzyskach były bardzo intensywne. Były spotkania zobowiązania – dużo się działo. Czas na odpoczynek właśnie dopiero przychodzi, dopiero teraz zjechałam do Lublina. Przez kilkanaście dni pomieszkam w domu, co jest dużym sukcesem i nie mogę się tego doczekać. Powoli zaczyna to do mnie docierać co się wydarzyło i bardzo sobie cenie chwile w ciszy, samotności, gdzie spędzam czas z (mężem) Mateuszem i moim psem.
Nasza mistrzyni marzy, żeby trochę powspominać: – Tak naprawdę nie miałam jeszcze chwili, żeby siąść sama ze sobą i pomyśleć co wielkiego zrobiłam, a zdobyłam złoty medal igrzysk olimpijskich. Na razie trochę trwam w tej chwili, lubię wracać do zdjęć, filmików z Paryża. Mam takie poczucie, że to było wieki temu, a chciałoby się, żeby ta chwila trwała wiecznie, zwłaszcza moment stania na podium, słuchania Mazurka Dąbrowskiego.
Aleksandra Mirosław złożyła też ważną deklarację: – Mimo że mogę się nazwać sportowcem kompletnym, bo mam wszystkie tytuły mistrzowskie – od mistrza Polski, mistrza świata i mistrza olimpijskiego – to mam coś jeszcze do zrobienia. Już wyznaczamy cele na przyszłe sezony. Od razu rozwieje wszelkie wątpliwości – nie kończę kariery. O planach na przyszłość będziemy mówi w najbliższym czasie. Na razie się wszystko kształtuje.
CZYTAJ: „Z wielką przyjemnością go poprawię”! Mural Oli Mirosław zostanie przemalowany [ZDJĘCIA]
Kiedy zatem możemy się spodziewać kolejnego rekordu świata? – W tym roku na pewno to się nie zdarzy. Nie mam w planach żadnych startów. Mam w planach przygotowania do kolejnego sezonu. A kiedy uda się pobić rekord? Tego nie wiem, bo nigdy nie skupiałam się na rekordach, na czasie. Czas, który pobiegłam w Paryżu 6,06 – to wiem, że tam była realna “piątka”, ale nie było potrzeby tyle biegać. Biegałam tyle, żeby wygrać. Skupiłam się na biegach, a nie na czasie, jaki mam uzyskać i to zaprocentowało złotym medalem. Takie podejście mam zawsze do każdego startu – nie rekord jest ważny, ale to, że chce wygrać zawody. Uważam, że dużo jest w tym racji. Kiedyś Irena Szewińska powiedziała, że rekordy zmieniają się cały czas, a tytuły zostają do końca życia – stwierdza Ola Mirosław.
“Presja to przywilej”
Zawodniczka lubelskiego klubu Kotłownia była jedną z głównych kandydatek do złota. Jak poradziła sobie z presją? – Presja to jest przywilej, bo mają ją ci najlepsi. Dla mnie to było ogromne wyróżnienie, że jestem wystawiana w gronie najlepszych z najlepszych tzn. że jestem pretendentem do tego medalu, zwłaszcza do tego złotego, bo na igrzyska jadą najlepsi. To nie jest tak, że każdy, kto powie, że chce jechać na igrzyska to jedzie. Trzeba zrobić kwalifikacje, więc tam już są sami najlepsi. Być pretendentem do medalu tzn. że jestem stawiana w gronie najlepszych z najlepszych, a to jest ogromna radość. To też dla ogromna satysfakcja, bo to się nie wzięło znikąd. Wiele lat pracowałam na to, żeby być w gronie najlepszych. Pomogło mi wyciszenie się, przygotowanie w spokoju, bycie w swoim świecie i skupianie się na swojej pracy. Im bliżej do startu, tym bardziej zmniejszaliśmy kontakt z mediami, a także obecności mojej na social mediach. Mogłam odpoczywać, funkcjonować w swoim świecie, skupiać się na sobie. I to był malutki, ale znaczący procent do tego medalu – tłumaczy Aleksandra Mirosław.
Trenerem złotej medalistki z Paryża jest jej mąż – Mateusz. Jak zatem Aleksandra łączy życie sportowe z rodzinnym? – Nie da się tego oddzielić, nie da się powiedzieć, że teraz jesteśmy w domu i nie rozmawiamy o sporcie To zawsze będzie się przenikało. Wydaje mi się, że przez to, że nasze życie prywatne łączy się z życiem zawodowym, jesteśmy mistrzami komunikacji, Nauczyliśmy ze sobą rozmawiać. Wszelkiego rodzaju problemy rozwiązujemy na bieżąco. Wydaje mi się, że oboje jesteśmy wdzięczni za to, że te wszystkie chwile – nie tylko te piękne, ale i te trudniejsze, kiedy zawody nie poszły jak byśmy chcieli – możemy dzielić ze sobą razem. Jesteśmy bezpośrednio ze sobą zaraz po starcie i możemy być razem w tych emocjach. Ja przynajmniej jestem za to ogromnie wdzięczna.
Droga długa i skomplikowana
Droga do olimpijskiego triumfu była długa i skomplikowana: – Ściana, na której trenuje, powstała dopiero w 2017 roku. Do 25 roku życia, czyli rok po zdobyciu pierwszego medalu mistrzostwa świata w 2018 roku łączyłam prace z treningami i studiami. Nie był to łatwy okres, ale jestem za niego niezwykle wdzięczna, bo dzięki temu doceniam to miejsce, w którym jestem obecnie. Cieszę się, że byłam w miejscu, gdzie mogłam na własnej skórze doświadczyć transformacji sportu nieolimpijskiego w sport olimpijski. Mam nadzieje, że dzięki moim sukcesom, ci sportowcy, którzy zaczynają czy obrali ścieżką w kierunku bycia zawodnikiem, jeśli chodzi wspinanie sportowe, będą mieć nieco łatwiej. Może będą zmagali się z trudami, ale nie na tym poziomie, na jakim ja się zmagałam. Ja szłam na 6 rano na trening, potem na 5-7 godzin do pracy, potem na drugi trening i w międzyczasie trzeba było się zregenerować, albo nauczyć się do kolokwium. Ale bardzo się cieszę, że przeszłam ten czas – dużo się z niego nauczyłam – dodaje Aleksandra Mirosław.
CZYTAJ: Złoty medal dla Lublina! Ola Mirosław mistrzynią olimpijską! [WIDEO, ZDJĘCIA]
7 sierpnia 2024 roku na pewno przejdzie do historii koziego grodu, bo wówczas złoty medal olimpijski wywalczyła rodowita mieszkanka Lublina.
Oprócz tytułu mistrzyni olimpijskiej Aleksandra Mirosław ma w dorobku 2 złote medale mistrzostw świata i 2 mistrzostwa Europy oraz wiele innych sukcesów.
AR / opr. AKos
Fot. Piotr Michalski