Z Lublina wyruszył 12. Wołyński Rajd Motocyklowy. Niemal 30 motocyklistów w 9 dni przemierzy prawie 3 tysiące kilometrów, by oddać hołd poległym na Wołyniu z okazji 81. rocznicy rzezi wołyńskiej. Rajd jest też swego rodzaju pielgrzymką, ponieważ przewodzi jej dwóch kapelanów, którzy po drodze będą odprawiać msze w intencji ofiar. Tegoroczne hasło rajdu brzmi „Nie o zemstę, lecz pamięć wołają ofiary”.
„Jeździmy po miejscach pamięci”
W tym roku w rajdzie bierze udział 26 osób.
– W naszej ekipie są ludzie ze Świebodzina, Szczecina, Radomia, Warszawy, Kazimierza – mówi Henryk Kozak, prezes Stowarzyszenia Wołyński Rajd Motocyklowy z siedzibą w Kazimierzu Dolnym. – Jeździmy po miejscach pamięci – tam, gdzie były polskie wioski, gdzie nasi rodacy zostali wymordowani przez oddziały UPA. Koncentrujemy się głównie na Wołyniu – rejon Brodów, ziemia lwowska, Zdołbunów, Łuck, Dubno, Równe. Spróbujemy dotrzeć tam, gdzie były polskie wsie, hutory. Chcemy zapalić tam znicze, zawiesić biało-czerwone flagi.
Podróż duchowa
– Ekipa Wołyńskiego Rajdu zapaliła we mnie jeszcze bardziej tę pasję motocyklową – przyznaje ks. Sławomir Molendowski, drugi kapelan Wołyńskiego Rajdu Motocyklowego. – To motywacja, żeby jeździć do miejsc świętych w takiej wspólnocie. Jest modlitwa, są msze święte. Modlimy się za tych wszystkich, którzy polegli. To także dla wielu podróż duchowa. Wielu uczestników tego rajdu ma korzenie wołyńskie, dlatego dla nich to jeszcze większe przeżycie.
– Jestem z województwa lubuskiego, z okolic Świebodzina – opowiada Grzegorz Kardzis. – Na rajdzie jestem czwarty raz, dlatego że moja mama pochodzi z tamtych terenów. Zawsze mówiliśmy „mama, kiedyś pojedziemy”. Mamie się nie udało, bo już niestety jej nie ma. Gdzieś na YouTube znalazłem film z Wołyńskiego Rajdu i skontaktowałem się z komandorem. I tak to się zaczęło. W tamtym roku udało mi się dojechać do miejscowości, z której pochodzi moja mama. Jest wzruszenie. Jak raz się tam pojedzie, to chce się wracać.
CZYTAJ: Rajd Wołyński znów na trasie. Pojechali uczcić pamięć pomordowanych rodaków [ZDJĘCIA]
– Jadę już piąty raz – mówi Robert Gałecki z Sulejówka pod Warszawą. – Mój motor nie jest jakoś dodatkowo wyposażony pod ten rajd. Ma tylko zwykłe zabezpieczenie, czyli gmole, plus trzy kufry. Minimalna ilość narzędzi, bo po pierwsze nie jestem mechanikiem, a po drugie w drodze i tak za dużo się nie zrobi. Trochę ciuchów na zmianę, ale też nie za dużo. Niestety kufry są pełne, bo jadę z żoną. Mamy więc nawet żelazko. Jest też nawigacja, bo na Ukrainie można się czasami zgubić.
Pamięć i pomoc
– Jestem tu po raz pierwszy. Wiele lat dojrzewałem do tego, żeby pojechać na taki rajd – opowiada Przemek ze Szczecina. – Mój dziadek pochodził z okolic Lwowa. Tam też były sytuacje, o których chcemy pamiętać. Bezpośrednio nie dotyczyło to mojej rodziny. To chyba bardziej chęć uczczenia ich pamięci.
– Ze skweru Ofiar Wołynia startuje ok. 10 osób, a druga połowa jest od tygodnia w Odessie – mówi Henryk Kozak. – W Odessie mamy księdza kapelana, ojca Władysława, któremu wiele pomagaliśmy. On woził zaopatrzenie na front. Od początku pełnoskalowej agresji rosyjskiej my jako stowarzyszenie przekazywaliśmy bardzo dużo pomocy humanitarnej – agregaty prądotwórcze i wszelkiego rodzaju inne artykuły. Tutaj wiąże się jedno z drugim. Pamiętamy o tych, którzy zostali zamordowani, ale jednocześnie też pomagamy.
Rajd zakończy się 14 lipca we wsi Domostaw na Podkarpaciu, gdzie nastąpi uroczyste odsłonięcie Pomnika Rzezi Wołyńskiej autorstwa nieżyjącego rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego.
RyK / opr. WM
Fot. Piotr Michalski