– W tym roku wydajemy na obronność ponad 4 proc. PKB, w przyszłym roku będziemy wydawać 5 proc. – powiedział w piątek (12.07) szef MSZ Radosław Sikorski w wywiadzie dla telewizji Bloomberg. Minister zdradził też, że jest w kontakcie z ludźmi Donalda Trumpa.
Sikorski zapowiedział zwiększenie budżetu obronnego, odpowiadając na pytanie dotyczące możliwej drugiej kadencji Donalda Trumpa w Białym Domu. Szef polskiej dyplomacji przypomniał, że publicznie popierał naciski byłego prezydenta USA na zwiększanie przez sojuszników nakładów na obronność, a nawet i jego styl, „bo kiedy inni prezydenci robili to uprzejmie, to nie działało”.
CZYTAJ: Pilot z Dęblina zginął w czasie ćwiczeń. Nie żyje major Robert Jeł
– Polska wydaje cztery procent (PKB) i wydamy pięć w przyszłym roku. Jesteśmy numerem 1 w NATO, wliczając w to też Stany Zjednoczone (…), bo nie jesteśmy już w epoce wiecznego pozimnowojennego pokoju – powiedział Sikorski. Zaznaczył jednak, że wydatki obronne nie powinny być jedynym punktem odniesienia, jeśli chodzi o państwa NATO, bo np. Islandia nie posiada wojska, a i tak jest przydatna ze względu na strategiczne położenie. Dodał – odnosząc się do deklaracji byłego prezydenta, że nie będzie bronił państw niepłacących wymaganej kwoty – iż NATO nie jest osiedlową firmą ochroniarską.
Minister zaznaczył, że prezydent Andrzej Duda, „pochodzący z bardziej trumpowej strony polskiej polityki”, od początku utrzymuje kontakty z otoczeniem byłego prezydenta USA, jak również robi to on sam.
W piątek Sikorski spotka się z byłym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego USA Robertem C. O’Brienem. Jest to jeden z doradców Trumpa, który niedawno napisał artykuł kreślący wizję polityki zagranicznej drugiej kadencji. O’Brien zapowiedział w nim m.in., że Trump będzie naciskał na NATO, by przesunęło siły lądowe i powietrzne do Polski, lecz stwierdził też, że „dalsza amerykańska obrona Europy jest uzależniona od tego, czy Europa wykona swoją część, w tym na Ukrainie”.
W piątkowym wywiadzie szef MSZ odniósł się też do roli Chin w konflikcie w Ukrainie. Zaznaczył, że mimo wsparcia dla rosyjskiego przemysłu Pekin respektował dotychczas „najgrubszą czerwoną linię” Zachodu i nie wysyłał Rosji broni.
– Tak, Chiny mogłyby przywołać swojego wasala Putina do porządku i powiedzieć mu, by zakończył tę wojnę. I takie stanowisko przekazujemy chińskim przywódcom – dodał.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. PAP/Radek Pietruszka