Blisko 2 tysiące kilometrów do Paryża w samotności chce pokonać miłośnik oraz pasjonat rowerowy z Lesiec w gminie Garbów, Grzegorz Martyna. Ma zdążyć na otwarcie Igrzysk Olimpijskich 26 lipca.
Ta podróż to nie tylko przygoda, ale cyklista chce w ten sposób pomóc wybranej przez siebie potrzebującej pomocy osobie.
Przygotowania są już na ostatniej prostej.
– Jestem operatorem koparki. Miałem bóle kręgosłupa, łamało mnie troszeczkę. Wyprostował mnie rower. Od tamtej pory nie mam kłopotów. Wcześniej była wyprawa do Rzymu, takie podziękowanie. A teraz do Paryża – opowiada Grzegorz Martyna. – Każdy ma swoje marzenia. Jadę po to marzenie właśnie. Przygoda i wspomnienia później, zostają na zawsze. Lubię kask założyć, słuchawkę w ucho i jestem innym człowiekiem od razu, na rowerze.
– Kiedy Grzegorz jechał w 2019 r. do Rzymu, mieszkańcy odprowadzali go rowerami, kto ile mógł – wspomina Bożena Grabarz, sołtys wsi Leśce. – Sama bardzo kibicowałam. Codziennie byłam w kontakcie z jego rodziną. Nawet zadzwonił do mnie z Rzymu, kiedy dojechał. Powiedział, że udało się, ale nie wierzy w to. Grzegorz Martyna równa się rower. Jesteśmy dumni, że mamy takiego mieszkańca w swojej miejscowości. Będę na pewno kibicować w tej podróży do Paryża.
CZYTAJ: Uwaga na korki w centrum Lublina. Rusza Tour De Pologne Women
– Wszystko wymieniamy, zębatki z tyłu. Przednie też zmienię, bo już się należy, żeby to wszystko działało – planuje pan Grzegorz. – Opony wymieniam, błotniki będą zabudowane, żeby w razie deszczu można było jechać. Bez tego chlapie mocno po plecach. Tylne koło też będzie zabudowane, bo muszę zabrać bagaż. Odzież, trochę części, opona zapasowa, dętka. Trochę papierów, ubezpieczenie, bilety powrotne. Z powrotem wracam autobusem.
Grzegorz Martyna wyjeżdża 13 lipca.
– To będzie z rana, bo chcę dojechać 26 lipca, na dzień otwarcia tych igrzysk. Bardzo bym chciał, żeby to się udało. Sekwaną podobno stateczki mają płynąć ze sportowcami i takie ma być otwarcie. Planuję, żeby przejechać przynajmniej po 150 km dziennie, bo całość to około 2 tys. kilometrów. Ruszam na Radom, Poznań, Gorzów Wielkopolski, Berlin, Hanower i na Holandię, Belgię. Później w dół Francji – opisuje szczegóły cyklista z gminy Garbów.
CZYTAJ: Ważny jest cel, a nie meta. Tomaszowska „Drużyna A” startuje w Złombolu
Emilia Martyna jest córką brata i chrześnicą pana Grzegorza. Martwi się wyjazdem wujka.
– To jest naprawdę niebezpieczna podróż i bardzo się o niego boimy. Ktoś może go okraść, jakiś wypadek. Wszystko się może wydarzyć. Oczywiście życzymy mu szczęścia. Wspieramy go. Liczymy, że dojedzie bezpiecznie. Innej opcji nie przewidujemy.
– Życzę mu siły w nogach. Dziwię się, że tyle można „przekręcić”. Niech jedzie. Kibicujemy mu, żeby bezpiecznie dojechał – mówią mieszkańcy rodzinnej wsi śmiałka. – Na pewno wytrwałości. To jest człowiek z Lesiec, szczęśliwej podroży. Nawet nie wiedziałam, że jedzie. Jakbym była młodsza, sama bym jeździła.
– Nie boję się odległości – zapewnia Grzegorz Martyna. – Najbardziej boję się o ręce. Najgorzej z tymi przerzutkami, bo tutaj palce działają i z tym jest najwięcej problemów. Jeśli rower nie wytrzyma, to dojdę na piechotę.
Grzegorz Martyna w podróż do Paryża przygotowuje się od blisko dwóch miesięcy, a do Francji ma wyruszyć ze swojej rodzinnej miejscowości, czyli z Lesiec.
MaTo / opr. PrzeG
Fot. pixabay.com, nadesłane/Grzegorz Martyna