Watahy dzików błąkają się po lubelskich osiedlach. Spacerujące stada spotykają mieszkańcy nie tylko peryferyjnych dzielnic.
„Zagrożenie jest bardzo realne”
Najbardziej jednak na bliskie sąsiedztwo dzików narzekają mieszkańcy okolic Zalewu Zemborzyckiego.
– To okropny problem – przyznają. – Dziki niszczą wszystko, zniszczyły uprawy, płoty. Mieszkam tu od 50 lat i nigdy nie było dzików. Kto by się nie bał? Chwytam się wszelkich sposobów, żeby jakoś je odstraszyć. Poprzywiązywałyśmy takie osłonki, żeby do nas nie weszły. Jesteśmy w mieście. Kiedyś widziałam tu 6 dużych odyńców, tam z kolei siedlisko ma locha z 12 młodymi.
Jak zwraca uwagę przyrodnik i myśliwy Andrzej Tomasiak, dzik może stanowić niebezpieczeństwo dla człowieka.
– Mamy dzika w środowisku miejskim, gdzie znajduje dla siebie bardzo dogodne warunki. Ma tutaj schronienie, jedzenie i jest względnie bezpieczny. Bezpieczny jest dzik, ale niekoniecznie my jako mieszkańcy miast – zaznacza Andrzej Tomasiak. – Zagrożenie jest bardzo realne. Dzik to zdecydowanie niebezpieczne zwierzę. Dziki miejskie stają się co do zasady niebezpieczne, a to z tego względu, że poprzez stałe obcowanie z człowiekiem zatracają przed nim lęk. One się nas nie boją. A dzik jest bardzo silnym i bardzo agresywnym zwierzęciem.
CZYTAJ: Przyroda w roli głównej. Od piątku festiwal w Ogrodzie Saskim [ZDJĘCIA]
Istnienie problemu zauważa także radny Rady Miasta Lublin Piotr Popiel.
– Mieszkańcy bardzo często wskazują, że boją się o własne dzieci, o własne zdrowie, bo tych dzików jest naprawdę bardzo dużo – mówi radny. – Przemieszczają się całymi watahami, po kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt sztuk. Zwróćmy uwagę, że dzieci dochodzące do Szkoły Podstawowej nr 30 z ul. Janowskiej, Parczewskiej, Rąblowskiej muszą przejść przez – jakże przepiękną – dolinę rzeki Bystrzycy, ale niestety bardzo często spotykają się z dzikami.
– Ten, kto tu mieszka, zatrzymuje się, bo stoi stado dzików – dodają mieszkanki. – Samochody też czekają, aż dziki przejdą, dopiero wtedy mogą przejechać. Strach wyjść z domu. Tu się już nie da żyć. Wieczorem jak one wychodzą, to my już nie wychodzimy.
Co może zrobić w tej sytuacji miasto?
Miasto ma swoje metody działania w wypadku pojawienia się zagrożenia ze strony dzików.
– Myśliwi nie mogą zrobić kompletnie nic, ponieważ tereny miejskie nie są miejscami do polowania – zaznacza Andrzej Tomasiak. – One są wyłączone z gospodarki łowieckiej, z obwodów łowieckich. Natomiast włodarze miast mają pewne możliwości. W oparciu o decyzje administracyjne redukcja tych dzików w mieście nie stanowi polowania. Dziki w miastach mogą być usuwane na dwa sposoby – poprzez odłownie, czyli są chwytane w odpowiednie urządzenia, i poprzez odstrzał redukcyjny.
– Wydział Zieleni i Gospodarki Komunalnej realizuje odłów redukcyjny dzików do odłowni mobilnych – mówi Blanka Rdest, dyrektor Wydziału Zieleni i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta w Lublinie. – Realizujemy również rozpowszechnienie wśród mieszkańców repelentów, czyli takich substancji zapachowych odstraszających dziki. Obecnie w okresie letnim z uwagi na bardzo bogatą dostępność pożywienia dla tych zwierząt ten odłów do mobilnych klatek jest wstrzymany do okresu jesiennego ze względu na jego niską skuteczność.
CZYTAJ: Zagłosuj na Cuda Polski. Trzy nominacje dla Lubelskiego [ZDJĘCIA]
Populacja dzików wzrasta w bardzo szybkim tempie.
– Przyrost zrealizowany dzika, czyli to, jak ta populacja wzrasta każdego roku, wynosi od 200 do 400 procent. Każdorocznie, w zależności od warunków – zaznacza Andrzej Tomasiak. – A szczególny wpływ na to mają uprawy kukurydzy. W kontakcie z ziemią na tym ziarnie wytwarzają się mykotoksyny. Jest to rodzaj grzyba, który zjadany wraz z ziarnem przez dziki wpływa na ich stymulację hormonalną, co sprzyja znacznie wcześniejszemu dojrzewaniu płciowemu. Kiedyś dziki do rozrodu dochodziły dopiero ok. 3. roku życia. Natomiast teraz, w związku ze zmianami w rolnictwie, z dostępem do ziaren kukurydzy, które są zainfekowane mykotoksyną, już nawet roczne dziki są w stanie wyprowadzić miot.
– Odbieramy do kilkudziesięciu – ok. 20-30 – zgłoszeń rocznie – informuje Blanka Rdest. – Z racji tego, że mamy już 9 mobilnych odłowni, nasz odłów redukcyjny jest z roku na rok coraz skuteczniejszy. W tamtym roku udało nam się odłowić ok. 140 sztuk zwierząt z miasta.
– Mamy lisy, mamy sarny, mamy dziki, wszystko mamy – dodaje mieszkanka Lublina.
W przypadku spotkania z dzikiem, człowiek, jeśli nie został przez zauważony przez zwierzę, nie powinien wykonywać gwałtownych ruchów, lecz spokojnie się oddalić. Jeśli dzik nas dostrzeże, najlepszym wyjściem jest stanąć w bezruchu. Ucieczka może sprowokować zwierzę do ataku, a biegnie on z prędkością nawet 10 metrów na sekundę.
PaSe / opr. WM
Fot. pexels.com