Nauka współdziałania, kontrolowanego wypalania czy budowy bazy operacji. 40 strażaków z województwa lubelskiego szkoli się, żeby móc pomagać gasić pożary poza granicami kraju.
– Dostaliśmy areał od nadleśnictwa – mówi Adrian Kwikert. – Na tym areale budujemy cold line, czyli zimną linię, zabezpieczającą. Cały ten teren, który się znajduje w środku kwadratu będzie dzisiaj wypalony. Będziemy się uczyć kontrolowanego wypalania. Przyjmujemy, że pożar schodzi w dół, na niższe krzaki i w tym miejscu chcielibyśmy go złapać i zatrzymać, bez użycia wody.
CZYTAJ: Tragiczny pożar w Białej Podlaskiej. Nie żyje 42-latek
– Takie doświadczenie jest niezbędne – mówi Waldemar Wielgosz z Komendy Wojewódzkiej PSP w Poznaniu. – Mamy cały czas możliwości, mamy wodę, dużo jednostek OSP i PSP. Poza granicami jest z tym większy problem. Sam teren jest również niemałym wyzwaniem dla strażaków. Jesteśmy przyzwyczajeni do terenu płaskiego, gdzie dostęp do miejsc, w których dochodzi do pożaru, jest o wiele łatwiejszy. Jak pokazało nam doświadczenie z czterech działań poza granicami państwa, nie zawsze tak jest. Zdarzało się, że kiedy przyjeżdżaliśmy do pożaru, nie mogliśmy przedrzeć się przez zarośla, więc musieliśmy to wszystko usuwać. Bardzo istotny aspekt to użycie wody. Na chwilę obecną w Polsce ten problem nie występuje na dużą skalę, że tej wody brakuje, natomiast poza granicami, w państwach basenu Morza Śródziemnego, tej wody zwyczajnie nie ma. Nie pozostajemy obojętni na skalę tego typu zagrożeń. Przygotowujemy się do zwalczania pożarów bez użycia wody.
– Członkowie tej grupy, czyli modułu GFFF (ground forest firefighting), modułu do zwalczania wielkopowierzchniowych pożarów lasów z ziemi, to strażacy wyspecjalizowani do działań gaśniczych na dużych terenach, terenach leśnych – mówi młodszy kapitan Tomasz Stachyra. – W tej chwili prowadzimy szkolenie na terenie powiatu krasnostawskiego, gdzie strażacy uczą się, jak budować takie obozowisko, jak prowadzić działania w trudnych sytuacjach, zapoznają się ze sprzętem, szkolą się w zakresie nawigowania mapami, orientacji w terenie, podnoszą kwalifikacje do tego, żeby z czasem osiągnąć taki poziom, by móc być dysponowanym do działań również na terenie zagranicznym, na terenie UE bądź świata.
– Już wiedzą, że warto znać te komendy po angielsku. Pracując z ludźmi z innych krajów, będą komendy tylko po angielsku i trzeba je znać – mówią strażacy.
CZYTAJ: „Ekozwroty na straży serca”. Strażacy ze Strzyżowa walczą o defibrylator
– Oprócz tego lekkiego, specyficznego ubrania do działań, mam na sobie plecak interwencyjny do podejmowania kilku, kilkunastogodzinnych działań w terenie – mówi młodszy kapitan Adrian Michałek z Komendy Wojewódzkiej PSP w Lublinie. – W takim plecaku, poza drobnym podręcznym sprzętem, mamy ze sobą chyba najistotniejszą kwestię – wodę, żeby cały czas być odpowiednio nawodnionym, i inne rzeczy, typu jedzenie, żeby te kilka, kilkanaście godzin można było przetrwać.
– Przygotowanie fizyczne to jedno – mówi Waldemar Wielgosz. – To bardzo pomaga, jeżeli strażacy są sprawni, a są, bo każdego roku przychodzą testy sprawności fizycznej. Ponad wszystko ważna jest psychika. Dzisiaj na szkoleniu każdy ze strażaków buduje 50-100 metrów linii za pomocą tych narzędzi. Budowaliśmy już linie 1 km 200 metrów. Wtedy sprawność fizyczna się liczy, ale kluczową kwestią jest psychika, pokonanie zmęczenia. Druga sprawa to przygotowanie strażaków do tego, że przez dwa tygodnie będą poza domem. Każdy ma swoje rodziny, życie prywatne. W moment przestawić swoje życie i wyjechać 2-3 tysiące km dalej, udzielać pomocy i być zaangażowanym w działania, jednocześnie mając z tyłu głowy, że w domu są dzieci, żona, problemy, to też jest niemałe wyzwanie, z którym trzeba sobie poradzić. Na pewno psychika i na pewno bytowanie w tych często niełatwych warunkach, ponieważ strażacy przez dwa tygodnie będą spali pod namiotami. Zdarza się, że dostęp na przykład do prysznica jest utrudniony. Duży nacisk kładziemy na to, żeby strażacy radzili sobie, byli samowystarczalni, ponieważ istotą działań w ramach unijnego mechanizmu ochrony ludności jest to, że jeżeli jedziemy do jakiegoś państwa, to my rozwiązujemy problemy, a nie te problemy stwarzamy – podkreśla Waldemar Wielgosz.
LilKa/ opr. DySzcz
Fot. Paweł Pikul