– W Polsce jest około 5 tysięcy rosyjskich szpiegów – twierdzi wieloletni pracownik kontrwywiadu, płk Andrzej Sąsiadek. Jak mówił Polskiemu Radiu Lublin, szpiedzy działają w każdej ważnej gałęzi gospodarki w naszym kraju.
– Wywiad rosyjski to mocna, rozpędzona machina, każdy może zostać zwerbowany do współdziałania z Federacją Rosyjską – mówi pułkownik Andrzej Sąsiadek. – Jeśli chodzi o Rosję, jeszcze parę lat temu byli to nasi przyjaciele. Całe rodziny mieszkały, były całe osiedla. To nie tylko w Warszawie, tzw. „szpiegowo”, tak się dzielnica nazywała. W instytucjach, w szkołach, fabrykach, w portach, gdziekolwiek można było znaleźć obywateli Rosji. U nas nastąpiła zmiana. Przeszliśmy do NATO, unia itd., nowa Polska to wcale nie znaczyło, że ci ludzie nagle zniknęli. Jadę, gdzie chcę „na dowód”. Na szkolenia, delegacje, na wypoczynek. Poznajemy ludzi, fajnych, sympatycznych, którzy chętnie i do nas przyjadą. Odwiedzą nas. My do końca nie wiemy, kto to dokładnie jest. Jeżeli my nie wychowamy społeczeństwa, żeby ich nauczyć czujności wobec obcych. Nawet wobec swoich znajomych. My go znamy, ale on mógł być namawiany przez kogoś. Za bardzo wierzymy, że mamy przyjaciół, ale bądźmy czujni. Czy przypadkowo gość nie zadaje jakichś pytań, które zaczynają dotykać mojej rodziny, firmy gdzie pracuję, moich przyjaciół – uczula ekspert.
Jakie pytania powinny budzić niepokój?
– Zanim się zaprzyjaźnią, to doprowadzają do sytuacji na wyjazdach, w delegacjach, na szkoleniach. Jesteśmy poza domem, w pięknym hotelu. Jeździłem za takimi klientami, doskonale wiem. Tam hulaj dusza. Dopiero wtedy można łatwo nawiązać takie kontakty, które doprowadza nas do pewnych sytuacji kompromitujących. Za chwileczkę dostaniesz zdjęcie, że jesteś narąbany z 12- 13-letnią dziewczynką albo z chłopczykiem. Jak się wytłumaczysz? Często gubią dokumenty. Jak oni ci pokażą, że mają sfotografowaną całą dokumentację, którą ty wiozłeś do innej firmy, to już jesteś umoczony, przestraszysz się. Jesteśmy ludźmi, możemy zrobić jakieś głupstwo, ale nigdy nie wolno dać się szantażować – podkreśla płk Sąsiadek.
Co spowoduje szantaż?
– Jeżeli ulegniemy szantażowi, bo się przestraszymy, że stracimy pracę, opinię to godzimy się. I pomału tacy ludzie zostają „zadaniowani”. Od drobnych rzeczy, ale jak to się potem zsumuje to już koniec, nie ma wyjścia.
Od czego się zaczyna?
– Od informacji o ludziach. Jeżeli np. ten nasz sędzia [Tomasz Szmydt – przyp. red.] miał informacje o oficerach, którzy starali się o otrzymanie certyfikatu dopuszczenia do tajności, czy innych urzędników. Jeżeli ktoś chce np. wygrać przetarg, a przetarg wymaga, żeby ci pracownicy mieli jednak ten certyfikat, to oni wszystko zrobią, żeby mieć, bo to jest ich przyszłość. Ten gość wiedział o nich. Daty urodzenia, rodzina, choroby. Wszystko wiedział. Gdzie mieszka, jakie ma kontakty, bo ci ludzie muszą się z tego spowiadać, bo muszą być idealnie czyści. A co jeśli taki sędzia, powie, że kiepska sprawa, nie mogę się zgodzić. Chyba, że… . I on go wciąga właśnie.
CZYTAJ: Były sędzia Tomasz Szmydt poszukiwany listem gończym
Potem takie osoby sprzedają informacje, robią dywersję?
– Kto ma informację, ten ma kasę – uważa pułkownik. – Oni nieźle płacą. Każde otrzymanie pieniędzy należy pokwitować. W ten sposób się wpada. Jedynym ratunkiem jest to, co zrobił ten sędzia, czyli ucieczka. Kiedy wie, że tutaj mają na niego namiar, to może dostać 25 lat lub dożywocie.
Jakie informacje chce pozyskać Rosja?
– Rosja prowadzi totalny wywiad – tłumaczy rozmówca reporterki Radia Lublin. – Ich wszystko interesuje. Czy to dotyczy przemysłu zbrojeniowego, czy fabryka drutów, telewizorów. Nauka, tam, gdzie się tworzy lekarstwa, moda. Nieważne, oni wszystko chcą wiedzieć. Tam, gdzie jest np. fabryka samochodów czy silników. Zaczniemy produkować na większą skalę amunicję. Oni muszą to wiedzieć. Skąd bierzemy surowce, jaka jest moc takiego pocisku. „Kupią” jakiegoś pracownika z takiej fabryki, podejdą do niego. Kiedy oni podchodzą do werbunku, to są tak przygotowani, że ta druga osoba nie ma nawet prawa powiedzieć „nie”.
CZYTAJ: Senator Jacek Trela o byłym sędzim Tomaszu Sz.: Powinien być pod lupą służb
Tacy ludzie są potrzebni, żeby rozpowszechniać kremlowską propagandę?
– Oczywiście. Tak samo gdyby np. Polska chciała napaść jakiś kraj, to przede wszystkim puści ludzi przygotowanych do tego, żeby właśnie zacząć osłabiać, zbierać informacje. Jak idą drogi, co jest przy drogach, jakie są fabryki, gdzie są te fabryki, gdzie są mosty, gdzie przejazdy kolejowe? Cała taka życiowa mapa państwa jest potrzebna. Mówiłem studentom, jak to jest, że raz w miesiącu, raz na dwa miesiące musi gdzieś wybuchnąć pożar. I to w nocy, ofiar nie ma. Tak to jest wszystko zrobione. My musimy wydać pieniądze na straż pożarną i znowu jest zamieszanie.
Taki pożar pokazuje służbom rosyjskim, jak działają polskie służby, żeby wiedziały, jaka jest strategia?
– To jest jedno – odpowiada płk Sąsiadek. – Tak samo Rosjanie wypuszczają samolot, który niby zabłądził, ale patrzą i oceniają, jaka jest reakcja z naszej strony. I już się cofają. To jest właśnie po to. Jak działają służby i jak się zachowuje społeczeństwo. Jeśli społeczeństwo będzie takie przestraszone, miękkie, rozlazłe, bojące się to jest łatwe do opanowania. My musimy już patrzeć czy coś nam nie grozi. Obserwować swoje miejsce pracy, gdzie chodzimy do sklepu, galerie handlowe. Powinniśmy dbać o swoje bezpieczeństwo – zaznacza ekspert.
CZYTAJ: Lublin: ruszył proces dwóch oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Rosji
Jak mówi płk Andrzej Sąsiadek, działania współpracowników rosyjskiego wywiadu mogą polegać m.in. na prowadzeniu akcji dywersyjnych, promowaniu kremlowskiej propagandy czy przekazywaniu informacji.
Płk Sąsiadek uczestniczył w Dniach Bezpieczeństwa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
InYa / opr. PrzeG
Fot. pixabay.com