Czasem jest tak, że nie można przebrnąć przez pierwszy rozdział. Ale czy jest to powód, żeby w ogóle porzucać lekturę? Niekoniecznie. Gdybym na przykład po pierwszym zeszycie odpuścił sobie czytanie komiksu pod tytułem Pewnego razu gdzieś na końcu świata (wyd. Nagle!), straciłbym bardzo przyzwoitą historię obyczajowo-sensacyjną w klimacie postapo. Co prawda w pewnym momencie przeszło mi przez myśl, że ten komiks to zaginiony odcinek serii Rag&Bones, ale przecież wiedziałbym pierwszy, gdyby Kasia Babis narysowała kontynuację tej zeszytówki.
W napisanym przez Jasona Aarona dziele pierwsze skrzypce gra para zbudowana na kontrastach – chuderalwy gość nieprzystosowany do życia w świecie po zagładzie, i równie chuderlawa dziewczyna, spadkobierczyni pierwszych preppersów, mająca zasady przetrwania w jednym paluszku i ochoczo transferująca je z tegoż paluszka do głowy. Scenarzysta umiejętnie tworzy chemię między tymi postaciami, przeczołgując je przez chybotliwe szczebelki skomplikowanej uczuciowości.
Generalnie jest to komiks o tym, jak „ech, ta dzisiejsza młodzież” poradziłaby sobie na pustkowiu bez towarzystwa dziadersów. I jak miałaby sobie radzić z postapokalipsą i współczesnym bagażem, jaki ciągnie się za rodzajem ludzkim. Z jednej strony tropem młodzieniaszków ruszają kroczący ścieżką tradycji i ładu Strażnicy Pustkowia – typowi nastolatkowie z wypranymi mózgami, dowodzeni przez osobę słusznie dorosłą, przesyconą niedojrzałością społeczną i fanatyzmem. Z drugiej strony – ślamazarny nastolatek może okazać się geniuszem i wynalazcą na miarę co najmniej MacGyvera – a starożytni preppersi i survivalowcy z lasu rodem mogą mu co najwyżej buty czyścić.
Sporo w tym komiksie jest fajnie poprowadzonych scen – Aaron umiejętnie przeplata grozę z humorem, a rysunki w stylu uproszczonego Seana Murphy’ego robią robotę. Na minus, przynajmniej dla mnie, i przynajmniej na razie, wstawki z przyszłości, będące lekkimi spojlerami. Ufam jednak, że tak doświadczony scenarzysta ogarnie to tak, jak trzeba (czyli wedle własnego uznania, bo przecież to on tu rozdaje karty).
Pewnego razu na końcu świata to nie jest jakieś wtórne postapo, polegające na odtwarzaniu klisz z Żywych trupów czy Mad Maxa. A co za tym idzie nie jest to postapo, którego możemy mieć już dość, i którego wychodzenia nam bokiem nie widać końca. Aaron i koledzy prezentują twórcze podejście do tematu – być może częściowo dzięki temu, że – jak wspomina w polecajkach Ed Brubaker – dla Aarona jest to „jedna z jego najbardziej osobistych historii”. Chciałbym już przeczytać jej finał i móc umiejscowić w obszernym kalejdoskopie dzieł słynnego scenarzysty, w którym prym póki co wiodą znakomity Skalp, świetny Punisher i bardzo dobre Bękarty z południa.
Fot. ToMa
DySzcz
Fot. materiał wydawcy/ nadesłane