– Wybory samorządowe są bezpośrednio związane z naszym codziennym funkcjonowaniem, natomiast tej opinii, o czym świadczy frekwencja w tych wyborach, nie podziela większość naszych obywateli – powiedział prof. Andrzej Stelmach. Ocenił, że w kwietniowych wyborach frekwencja także może nie być wysoka.
– Wybory samorządowe to wybory, w których polityka jest najbliższa wyborcy. Ja jestem głęboko przekonany o tym, że tak jest, ale że w taki właśnie sposób te wybory są traktowane w Polsce – to już niekoniecznie – podkreślił prof. dr hab. Andrzej Stelmach, dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Raczej nie powtórzymy sukcesu frekwencyjnego z jesieni
Frekwencja w ostatnich wyborach do Sejmu wyniosła 74,38 proc., zaś w wyborach do Senatu 74,31 proc. i była – jak podkreślają politolodzy – spektakularna w porównaniu z wynikami z poprzednich głosowań parlamentarnych. W wyborach samorządowych natomiast frekwencja w ostatnich latach wynosiła ok. 50 proc.
Infografika PAP: Adam Ziemienowicz, Maciej Zieliński
Profesor tłumaczył, że mimo frekwencyjnego sukcesu wyborów parlamentarnych nie spodziewa się, że 7 kwietnia wyborcy tak samo chętnie pójdą oddawać głosy.
– W ubiegłorocznych wyborach do Sejmu i Senatu frekwencja była imponująca, bardzo wysoka jak na polskie standardy. Natomiast w wyborach samorządowych ona zazwyczaj jest dużo, dużo niższa. Można z tego wnioskować, że zainteresowanie polityką lokalną wyborców jest stosunkowo niewielkie – w porównaniu z tym, co dzieje się na arenie ogólnokrajowej. Jestem przekonany, że wybory samorządowe są niezwykle ważne, są przecież bezpośrednio związane z naszym codziennym funkcjonowaniem, natomiast tej opinii – o czym w ostatnich latach świadczyła frekwencja – nie podziela znakomita większość naszych obywateli – podkreślił Andrzej Stelmach.
CZYTAJ: Wybory bez konkurencji. Coraz więcej gmin tylko z jednym kandydatem
– Mówiąc szczerze, nie spodziewam się, żeby frekwencja z kwietniowych wyborów dorównała poziomem frekwencji wyborczej z jesieni ub. roku. Oczywiście weryfikacja tego przyjdzie już niebawem, ale myślę, że frekwencja będzie na podobnym poziomie (jak w poprzednich wyborach samorządowych), czyli zbliży się do 50 proc. – dodał.
Ekspert zaznaczył, że wpływ na frekwencję w jesiennych wyborach parlamentarnych miały m.in. nastroje i oczekiwania społeczne. Kolejki do lokali wyborczych były też – jak wskazał – konsekwencją napięć na polskiej scenie politycznej. – Natomiast wybory samorządowe rządzą się zupełnie innymi prawami. One nie skupiają się na rozwiązywaniu kwestii ogólnych, państwowych, tylko na funkcjonowaniu społeczności lokalnej – wskazał.
„Wysoka frekwencja świadczy o zainteresowaniu współrządzeniem”
Prof. Stelmach zaznaczył, że na poziom i zróżnicowanie frekwencji w województwach, miastach czy gminach wpływa także m.in. poziom świadomości społeczności lokalnej.
– Wysoka frekwencja świadczy o zainteresowaniu współrządzeniem. Oczywiście ma to charakter jednorazowy. Raz na cztery, a teraz nawet raz na pięć lat wymaga się czy oczekuje się od nas jakieś aktywizacji i my mamy możliwość zdecydowania o swojej przyszłości w tym miejscu, gdzie mieszkamy – w rozumieniu wybrania takich włodarzy, którzy zrealizują nasze oczekiwania tu, na miejscu. To jest też taki pierwszy krok do współuczestniczenia w kształtowaniu swojego życia w tym miejscu, gdzie się mieszka – mówił naukowiec.
Dodał, że innym czynnikiem wpływającym na frekwencję jest chęć zmian czy to w zarządzaniu miejscowością, czy też w wizji rozwoju gminy lub miasta. Według niego „tam, gdzie społeczność lokalna jest mniej więcej zadowolona z tego, co się dzieje w danej miejscowości, albo też nie ma tam jakichś wyraźnych powodów do niezadowolenia – to ludzie częściej w dniu głosowania zostają w domu. Natomiast jeżeli coś, w ich opinii, dzieje się złego w gminie czy w mieście, to wtedy ruszają do urn wyborczych”.
PAP / RL / opr. WM
Fot. archiwum