Ponad 700 kilometrów jechali z Kołobrzegu ratownicy, którzy w nocy uratowali psa z wyspy na rzece Bug na Mazowszu. W związku z powodzią zwierzę od 5 dni nie mogło samodzielnie wydostać się na brzeg.
– Na pomoc psu wczoraj (02.02) w nocy wyruszyli ratownicy z Kołobrzegu – powiedział dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, Sebastian Kluska. Dyrektor podkreślił, że była to oddolna inicjatywa ratowników, którzy uzyskali zgodę przełożonych na użycie specjalistycznego sprzętu. Po godzinie 4 nad ranem ratownicy zameldowali udane zakończenie akcji ratunkowej.
Sebastian Kluska powiedział, że akcja nie należała do łatwych i była nietypowa, jak na działania ratowników morskich. Podkreślił, że w górze rzeki był zator lodowy i w chwili przybycia ratowników ciężkie fragmenty kry zaczęły spływać. Udało się jednak dotrzeć do psa. Dyrektor dodał, że ratownicy są przygotowani do pracy w takich warunkach, ale nie są to zwyczajne okoliczności ich działania.
Dyrektor Kluska nie chciał oceniać faktu, że wcześniej akcji nie podjęła żadna inna służba. Zauważył jednak, że kilka dni braku aktywności ratowniczej wzbudziło jego niepokój i zdecydował się udzielić zgody na działania morskich ratowników. Na nagraniu z akcji ratowniczej, zamieszczonym w internecie, widać, jak zmarznięty pies tuli się do ludzi, którzy go uratowali. – Przejechaliśmy siedemset kilometrów. Panowie, wstyd, wstyd dla wszystkich służb – powiedział jeden z ratowników.
CZYTAJ: Wicepremier: Niewykluczone, że zapadnie decyzja o wysadzeniu zatoru lodowego na Bugu [ZDJĘCIA]
Od kilku dni w okolicach Wyszkowa na Mazowszu panują trudne warunki związane z wylewem Bugu. W akcję pomocy mieszkańcom okolicznych wsi włączyła się nie tylko straż pożarna, ale też wojsko.
IAR / RL / opr. WM