Upgrade Soul (wyd. Nagle!) Ezry Claytana Danielsa to komiks, który może przepaść w zalewie utworów o znanych tytułach, tworzonych przez słynne nazwiska. A nie powinien.
Początek przygody z tym albumem miałem raczej średni – po fajnej, niepokojącej okładce edytorzy zasypali mnie stroną z rekomendacjami mniej i bardziej znanych czasopism branżowych i nie tylko oraz równie mniej lub bardziej anonimowych osób, a następnie przytłoczyli wstępniakiem Darrena Aronofsky’ego, który na jednym wydechu Ezrę Claytana Danielsa wymieniał z Hitchcockiem, Cronenbergiem i Carpenterem. Te krzykliwe hasła i marketingowa otoczka schowały się jednak do kąta, kiedy rozpocząłem czytanie.
I to nie Hitchcock, Cronenberg i Carpenter zaczęli do mnie mówić, a Ezra Claytan Daniels we własnej osobie – artysta, który bardzo dobrze wie, o co chodzi w sztuce komiksu.
Przygotowana przez niego opowieść to taki szpitalny dreszczowiec o parze, która – chcąc przedłużyć swoje kończące się życie – postanawia wziąć udział w eksperymentalnym programie odmładzania. Trafiają do placówki z wyselekcjonowanym personelem, kładą się na stół i, jak to w życiu, coś idzie nie tak. To coś powoduje, że autor, bohaterowie i czytelnicy stają przed kilkoma zagadkami natury egzystencjalnej. Daniels nie dotyka jednak banałów, przepracowanych już w popkulturze na tysiąc sposobów. Czy śmierć oznacza koniec marzeń? Jak byśmy się bawili rozmawiając z najlepszą wersją samych siebie?
Daniels odpowiada na te pytania w otoczce tajemnicy i nie dosłownie. Jego dzieło, choć zaczyna się jak rasowy horror o eksperymentach genetycznych, z czasem zaczyna tę otoczkę rozwiewać – to, co kryje się w zamkniętym pokoju, wcale nie musi być tak przerażające, a podejrzany doktorek dość szybko wyśpiewuje wszystko jak na przesłuchaniu. Nie zmienia to faktu, że jest klimat, jest nastrój, są momenty grozy oraz chwytliwe zawieszenia akcji.
Ważniejsze od tych świetnie zrealizowanych elementów wydają się być jednak inne rzeczy – konstrukcja postaci, klamra łącząca początek i koniec, niedopowiedzenia, które dzięki wskazówkom autora można sobie samemu dopowiedzieć dzięki uważnej lekturze.
Choć album Danielsa traktuje o eksperymencie, to próżno szukać eksperymentatorstwa w jego realizacji – plansze komponowane są tradycyjnie i konsekwentnie, większość scen rozgrywa się w jednym ujęciu kamery, kreska jest czytelna. Wszystkie zastosowane przez twórcę metody służą czytelności historii. Daniels jest tu surowy i konsekwentny. Nie pozwala sobie na jakąkolwiek zmianę stylistyki, na „artystyczne” ujęcie czy rozedrganą kreskę – właściwie jedyne, na co sobie pozwala, to brak ramek w retrospekcjach.
Ten komiks został stworzony z chirurgiczną precyzją. A o tym, że droga do jego powstania była długa, kręta i pełna falstartów opowiada sam autor w posłowiu. I tak jak album jest czymś wyjątkowym w komiksowym półświatku ostatnich lat, tak i te kilka stron wynurzeń autora to coś, z czego bije autentyczna szczerość i co nie jest standardową autorską laurką. Ezra Claytan Daniels o 20-letnich perypetiach związanych z tym komiksem opowiada powoli, szczegółowo, bez omijania spraw technicznych oraz z obowiązkową dramą dotyczącą rynku wydawniczego. Te przydatne i znakomicie przygotowane materiały dodatkowe to niezwykle przyjemny dodatek do komiksu, który w niegłupi sposób mówi o ludziach to, czego pewnie nie chcieliby usłyszeć. Autor ponoć wielokrotnie zmieniał co nieco w rysunkach i tekstach – zresztą pierwotne wersje plansz sprzed wielu, wielu lat wyglądają zupełnie inaczej. W tym, co znalazło się w tym albumie, nie zmieniałbym już nic.
Upgrade Soul to dzieło zamknięte i totalne. Komiks z każdą kreską na swoim miejscu. A jeśli komuś taka rekomendacja nie wystarczy, to pozostają mu jeszcze słowa Darrena Aronofsky’ego oraz lista nominacji do mniej lub bardziej prestiżowych nagród świata komiksu.
DySzcz
Fot. GM