Cztery martwe kozy znaleziono na jednej z posesji we Wronowie w powiecie puławskim. Na miejscu znaleziono jeszcze dwie kozy żywe oraz kilka psów. Sprawą zajęła się policja.
Dom był niezamieszkany od dłuższego czasu
– Jak ustaliliśmy, od 17 listopada nikt tam nie mieszkał – mówi Wioletta Sandomierska z puławskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Dostaliśmy informację o opuszczonym domu z pozostawionymi zwierzętami, które dokarmiają sąsiedzi. Tam, gdzie udało się wejść, gdzie było otwarte, tam znalazłyśmy już martwe zwierzęta. Do pozostałych części, które były pozamykane, wezwałyśmy policję. Tych zwierząt powinno być o wiele więcej, więc miałyśmy podejrzenia, że w pozostałych częściach również znajdują się zwierzęta.
– Ponieważ były też wątpliwości, czy zwierzęta nie znajdują się w budynku mieszkalnym, to policjanci z jedną ze współwłaścicielek posesji weszli do tego domu – mówi komisarz Ewa Rejn-Kozak, oficer prasowy komendanta powiatowego policji w Puławach. – Nie zastali tam ani żywych, ani martwych zwierząt. Na miejscu zostały wykonane czynności procesowe. Skontaktowaliśmy się z Urzędem Gminy w Końskowoli. Urząd Gminy Końskowola z kolei skontaktował się z lekarzem weterynarii. Weterynarz uczestniczył w tych czynnościach.
CZYTAJ: Myślała, że pomaga wnuczce. Seniorka oddała oszustom 20 tys. zł
– Ewidentnie te zwierzęta nie miały wystarczającej ilości paszy czy też wody – mówi lekarz weterynarii Jacek Krasucki. – Doszło do wychudzenia i padnięcia z powodu ludzkich zaniedbań. Na posesji znajdowały się jeszcze 3 psy. Wygląda, że są w dobrej kondycji, natomiast zachowują się trochę agresywnie. Są niezabezpieczone, tylko biegają sobie luźno w komórce. Mają jedzenie i picie.
Zwierząt jest mniej niż powinno
– Psów miało być na miejscu 7-8, a zastaliśmy 3 – kontynuuje Wioletta Sandomierska. – I czwartego, którego właścicielka zabrała z domu. Czyli też tych psów brakuje. Kóz miało być 17. Do Bochotnicy przewiezione są 3 kozy – do drugiego domu, gdzie część tej rodziny mieszka. Tutaj było ich 6, czyli dalej do 17 brakuje. Pytałam kobiety, dlaczego to robiła, dlaczego to tak wyglądało. Tłumaczyła, że bała się, ponieważ zwierzęta są nieoznakowane.
– Powiem szczerze, że gdyby nie podjęte przez panie działania, to najprawdopodobniej te dwie uratowane kozy podzieliłyby los pozostałych padniętych zwierząt – uważa Janusz Próchniak, prezes Stowarzyszenia Zielone Powiśle z Końskowoli. – Wczoraj byłem tu około czterech godzin, od około 17.30 do 21.00. Przyznam, że mam problem, jak na przyzwoitym poziomie te obrazy skomentować. Na posesji prywatnej, od kilku miesięcy niezamieszkałej po eksmisji właścicieli, zostają na pastwę losu samotne zwierzęta, bez należytej opieki i dostępu do żywności.
Czy sąsiedzi coś wiedzieli o tamtej sytuacji?
– Nic – odpowiada jeden z sąsiadów.
Co z tymi zwierzętami się działo? – Raz na 2-3 dni dawali im jeść. Ktoś tam przyjeżdżał je karmić, samochód z rana zawsze stał albo na wieczór.
Myśli pan, że te kozy mogły paść z głodu? – Mogły, bo nie ma im co dać. Było trochę siana w stodole, ale ono było trzy lub czteroletnie, więc już spleśniałe. Mogły się najeść i zdechnąć od tego. Zatęchłe siano to też trucizna.
– Aktualnie prowadzimy postępowanie z artykułu 35. ustawy o ochronie zwierząt w kierunku znęcania się nad zwierzętami – informuje komisarz Ewa Rejn-Kozak. – Poprzez niezapewnienie im właściwej ilości pożywienia i utrzymywanie ich w nienależytych warunkach. Przy czym to, co zastaliśmy wczoraj, nie wskazuje na zaniedbania ze strony właścicieli, ale ustalamy to. Trwa przesłuchanie świadków, powołany został również biegły, który wykona sekcję zwłok padłych zwierząt.
CZYTAJ: Kolejne zakłócenia sygnału GPS nad Lubelszczyzną [MAPA]
Udało nam się telefonicznie skontaktować ze współwłaścicielką tej posesji. Utrzymuje ona, że zwierzęta były przez nią regularnie karmione, psy wcale nie są agresywne, a padłe kozy prawdopodobnie zostały otrute. Wyjaśni to wspomniana sekcja zwłok.
Przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami alarmują też o prawdopodobnym zakopywaniu padłych zwierząt przy domu. Współwłaścicielka posesji w rozmowie z nami przyznała, że dwukrotnie taka czynność miała miejsce jedynie w przypadku poronienia jednej z kóz.
ŁuG / opr. LisA
Fot. Łukasz Grabczak