Zaczęło się od piosenki. W 1998 roku zespół Plumtree wydał singla pod tytułem Scott Pilgrim. Numer usłyszał kanadyjski artysta Brian Lee O’Malley. Spodobał mu się wiodący wers tego kawałka – ten, który brzmiał „I’ve liked you for a thousand years”. Spodobał mu się tak bardzo, że uczynił go w pewnym sensie myślą przewodnią komiksu, nad którym rozpoczął pracę. Jeszcze bardziej spodobał mu się tytuł piosenki – przygarnął go więc, zadomowił i wykorzystał jako tytuł swojego komiksu. Tak powstał Scott Pilgrim (wyd. Nagle!) – seria, która doczekała się filmu, gry wideo i animowanej wersji.
O co tyle hałasu? Scott Pilgrim zaczyna się jak nastoletnia drama, utrzymana w fajnym, młodzieżowym klimacie. Jest grupka zróżnicowanych bohaterów, w tym główny – przeżywający bolesne rozstanie i wchodzący w związek z licealistką, jest kapela, w której grają, są pogaduchy o głupotach i… tajemnicza dziewczyna, która ze snów Scotta Pilgrima przeskakuje do rzeczywistości. Wydawało się wam kiedyś, że znacie kogoś od tysiąca lat? No właśnie. A może ten ktoś wyszedł ze snu lub biega w nim, chcąc wyprzedzić rzeczywistość? Jakby nie było, ta obyczajowa otoczka Scotta Pilgrima w pewnym momencie, bardzo znienacka, ustępuje miejsca wątkom, które stawiają wszystko na głowie. Przyśpiewki zespołu Pilgrima i siłowanie się z codziennym życiem ewoluują w nasycone dynamiką pojedynki, a właściwie wszyscy bohaterowie okazują się kimś zupełnie innym, niż kazano nam sądzić na początku tej historii.
Scott Pilgrim powstał w efekcie dużego zainteresowania autora komiksem japońskim, choć równie mocno widoczne są w nim wpływy prosto z Ameryki. O’Malley Scottem Pilgrimem powraca na polski rynek – przypomnę, że w 2007 roku ukazał się u nas jego debiutancki album Zagubiona dusza. Ten album także traktował o dorastaniu i został stworzony w stylu pogranicza mangi i szkoły amerykańskiej.
Scott to kolejny krok w karierze kanadyjskiego artysty – krok milowy, bo odbiór z jakim spotkał się ten komiks to rzecz godna pozazdroszczenia. Młodzieżowe love story z ogromnym ładunkiem akcji – nieprzegadane, świetnie napisane i narysowane. Znakomicie, że doczekaliśmy się polskiej edycji – pierwszy tom serii, zatytułowany Scott Pilgrim i jego cudowne życie wjechał na księgarskie półki. Bardzo zgrabny album, wydany przyzwoicie, bez twardych opraw i niepotrzebnego zajmowania miejsca na półce – schludnie, kieszonkowo. Drugi odcinek już w lutym. Warto.
DySzcz