Od lat związany z Lublinem, zaangażowany w miejskie sprawy, aktywny członek lubelskiej społeczności. Mykola Mialkovskyi (Mikołaj Miałkowski) po wybuchu wojny w Ukrainie zmienił pracę biurową na front. Dziś 28-latek broni swojego kraju.
CZYTAJ: Rosyjski atak na Lwów i Łuck
„Wiedziałem, co należy zrobić”
– Kiedy wojna się zaczęła, podświadomie wiedziałem, co należy zrobić. Jednak 24 lutego 2022 roku musiałem jeszcze pójść do pracy – mówi Mykola Mialkovskyi. – Pamiętam, że było ciężko skupić się na pracy. Ale już wtedy wiedziałem, że muszę przekazać swoje obowiązki innym pracownikom. Ludzie, z którymi pracowałem, przyjęli całą sytuację z dużym zrozumieniem. Biurokratycznie to też nie było łatwe – kiedy ktoś rezygnuje z pracy nagle, wiąże się to z pewnym wyzwaniem. Tego dnia, jak zawsze pracowałem do 15.30, potem pojechałem do domu, spakowałem się i poszedłem na dworzec PKS.
– Przed 24 lutego rozmawialiśmy o tym i Mykola uprzedził mnie, że jeśli wojna się zacznie, to będzie chciał pojechać i walczyć. Nie wyobraża bowiem sobie udawać, że nic się nie dzieje i normalnie pracować – mówi Wiktoria Herun z Wydziału Strategii i Przedsiębiorczości Urzędu Miasta Lublin. – 24 lutego 2022 roku dostałam od niego SMS: „Przepraszam, zamykam całą dokumentację, biorę całość zaległego urlopu i wniosek na bezpłatny urlop, gdyby to trwało dłużej. Ale jadę”. 24 lutego cały dzień jeszcze był w pracy, pozamykał wszystkie formalności. I w nocy wyjechał. Był jednym z chyba 80 tysięcy mężczyzn, którzy wrócili do Ukrainy.
CZYTAJ: Ukraina: na jednym metrze kwadratowym linii frontu nawet pięć rosyjskich min
„Jestem w odpowiednim miejscu”
Mogłeś tu zostać i pomagać w Polsce na przykład zostając wolontariuszem. Nie miałeś takich myśli? – Szczerze powiem, że takie myśli pojawiały się bardzo długo. Kiedy przyjechałem do ukraińskiego odpowiednika Wojskowej Komendy Uzupełnień, powiedzieli mi, że jestem za młody, by zaciągnąć się do wojska. Wtedy dołączyłem do ochotniczego batalionu. Mieliśmy dużo pracy, ale nie bezpośrednio związanej z działaniami wojennymi. Często myślałem, że byłbym bardziej skuteczny w Lublinie. Tym bardziej, że wiem, iż w tym mieście w tym okresie był ogrom pracy. Jednak te myśli zniknęły, kiedy trafiłem na wschód, gdy zacząłem wykonywać zadania bojowe, kiedy zobaczyłem wojnę, zobaczyłem, że ludzie giną. Wtedy zrozumiałem, że jestem w odpowiednim miejscu – opowiada Mykola Mialkovskyi.
– Czuliśmy wtedy strach, zmartwienie i jeszcze wiarę, że to szybko się skończy na korzyść Ukrainy i Mykola szybko wróci. Taka nadzieja trwała około 2 tygodni, bo tyle zajęło nam uświadomienie sobie, że to wszystko będzie jeszcze trwało o wiele dłużej, niż byśmy wszyscy chcieli – stwierdza Wiktoria Herun. – Nie próbowałam go przekonać, żeby został, bo to dorosły człowiek, który wie, co robi. Jeszcze przed wybuchem wojny odbyliśmy bardzo dojrzałą rozmowę. Dzielił się wtedy informacjami, kiedy, kto i jak z jego bliskich, znajomych, przyjaciół walczył do 2014 roku i jak to było ważne dla niego. To była bardzo przemyślana decyzja.
„Gest wielkiej odwagi”
– Do końca nie dowierzałem, że to wszystko może się zdarzyć. Pamiętam, że Mikołaj był w pełni świadomy swojej decyzji, była ona bardzo przemyślana. To gest wielkiej odwagi, że będąc poza swoim krajem decydujemy się wrócić i wziąć udział w konflikcie zbrojnym. Wiemy, jakie jest ryzyko z tym związane – mówi Robert Żyśko, zastępca Dyrektora Wydziału Strategii i Przedsiębiorczości Urzędu Miasta Lublin. – Myślę, że wiele osób podjęło odwrotną decyzję, teraz przebywa poza Ukrainą i nie rozważało w ogóle powrotu.
– Mam takie głębokie uczucie niesprawiedliwości. Myślę, że tak po prostu robić nie wolno. Kiedy wróg atakuje twój kraj, naturalną reakcją jest zrobić krok do przodu i uderzyć go. Oczywiście mówię to bardzo metaforycznie. Wiemy z historii, że Federacja Rosyjska rozumie tylko język siły. Dlatego najbardziej naturalnym zachowaniem – chociaż zupełnie nieoczywistym, bo mamy XXI wiek – jest wziąć broń do ręki i pokazać jej właściwe miejsce – stwierdza Mykola Mialkovskyi.
„Chciałbym przejść się Ogrodem Saskim”
– Mykola to osoba, która bardzo szybko nawiązała tutaj kontakt z innymi pracownikami. Cechuje go duża otwartość, duża komunikatywność – bardzo sympatyczny chłopak – dodaje Robert Żyśko. – Chciałbym mu przekazać, że wierzymy, iż konflikt zbrojny zakończy się jak najszybciej i czekamy na jego powrót, bo tutaj pracy jest dużo. Przyjmiemy go więc z otwartymi ramionami z powrotem. Jest dla niego tutaj miejsce.
Kiedy wojna się skończy, jakie będą twoje pierwsze kroki w Lublinie? – Mam takie miejsca do których lubiłem chodzić. W centrum jest jedna kawiarnia, do której często przychodziłem i rozmawiałem z właścicielem. Bardzo chciałbym kiedyś tam wrócić. Chciałbym zobaczyć się ze swoimi przyjaciółmi, przejść się Ogrodem Saskim czy wyjść na plac Litewski – dodaje Mykola Mialkovskyi.
– Cały czas jego nazwisko jest na naszej stronie internetowej. Mikołaj miał zatrudnienie na czas określony, ze względu na projekt, który już się skończył w lipcu 2022 roku. Ale nie mam odwagi usunąć do niego kontaktu, bo wierzę, że jeszcze wróci. Dalej czujemy, że wciąż jest to pracownik naszego wydziału i mega się o niego martwimy. Mamy nadzieję, że jego aniołek będzie go chronić – stwierdza Wiktoria Herun.
Mykola Mialkovskyi studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował jako młodszy specjalista ds. wspierania akademickości w Urzędzie Miasta Lublin. Po wybuchu wojny dołączył do 100 Samodzielnej Brygady Obrony Terytorialnej Ukrainy.
InYa / opr. ToMa
Fot. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy