Około 400 tysięcy wewnętrznych uchodźców, ciągłe ostrzały rakietowe oraz duże potrzeby humanitarne. Kijów, który ponad rok temu bohatersko bronił się przed armią rosyjską, dziś walczy ze społecznymi konsekwencjami wojny.
– Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że stolica wróciła do swojego normalnego życia, jednak to tylko pozory – mówi zastępca mera miasta Kijów Maryna Honda. – Jesteśmy w ciągłym oczekiwaniu na ostrzały rakietowe, na alarmy powietrzne. Bardzo mocno zmieniły się osoby, które mieszkają teraz w Kijowie. Jest ok. 400 tysięcy wewnętrznych uchodźców. Zrozumiałym jest, że są to osoby straumatyzowane. Wiele osób bron kraju, więc ich rodziny są w ciągłym oczekiwaniu. Są także osoby, które zostały ranne na froncie i aktualnie przechodzą rehabilitację. Przygotowujemy się też do tego, aby dzieci mogły pójść do szkoły, przedszkoli, w których powinny być schrony. To nie jest normalne życie.
CZYTAJ: Pracował w lubelskim urzędzie, teraz walczy w Ukrainie
– Dla mnie to jest jak sen. Żyję, ale nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. W każdej chwili może spaść rakieta i ja, i moje dzieci możemy zginąć. To przeraża – mówi jeden z mieszkańców. – Pracy jest bardzo mało, a dziecko trzeba jakoś karmić. Wojna to koszmar. Cały czas mieszkamy w Kijowie. Raz rakieta spadła 500 metrów od nas – dodaje inna mieszkanka.
– Alarmy powietrzne są w dalszym ciągu przerażające. Jest szczególnie niebezpiecznie, kiedy są ataki. Miesiąc temu niedaleko mojego domu leciał dron. Myślałem, że spadnie prosto na moją głowę – wspomina mieszkaniec Kijowa. – Strąciła go obrona przeciwlotnicza. Odłamki spadły na dom obok. Ludzie wspomogli właścicieli i teraz ten budynek się odbudowuje. Ludzie wspierają się nawzajem.
– Liczba osób wewnętrznie przesiedlonych wymagających dodatkowego wsparcia jest problemem ogólnokrajowym, ale dotyka w dużym stopniu także miasto – mówi Maryna Honda. – Borykamy się ze zwiększoną liczbą osób niepełnosprawnych, a szczególnie dzieci niepełnosprawnych. Chodzi o dostosowanie całej infrastruktury miasta do potrzeb takich osób. Przez wiele lat naszej niepodległości niestety nie zwracano odpowiedniej uwagi na dostępność w mieście. Teraz musimy dopracować te kwestie. Dodatkowo myślimy o naszych powracających żołnierzach, którzy muszą ponownie socjalizować się i na nowo przystosować do życia społecznego. Sporym problemem jest także zdrowie psychiczne naszych mieszkańców, wojskowych czy rodzin zmarłych.
CZYTAJ: Sytuacja w Odessie po rosyjskich atakach. Raport polskiego wolontariusza
– Kijów nie był przeznaczony dla wewnętrznych uchodźców. To było miasto tranzytowe. Ale teraz ludzie uznają, że stolica jest chroniona i tu przyjeżdżają – mówi kierownik Towarzystwa Czerwonego Krzyża w Kijowie Tatiana Goienko. – Potrzeby są różne, ale najważniejsze są podstawowe rzeczy. Często nie ma co jeść, jak się umyć, w co się ubrać, a pomoc od państwa jest niewystarczająca.
– Nasze życie bardzo się zmieniło – mówi mieszkanka Kijowa. – Praktycznie codziennie są alarmy. Zawsze wewnątrz jest taki niepokój, że może coś się wydarzyć. Wiemy, że mamy dobrą obronę przeciwlotniczą, ale i tak jest uczucie, że jest niebezpiecznie.
– Kiedy ludzie wracają i pracują, to wiadomo, że płacą podatki. Te środki trafiają do budżetu, ale bądźmy szczerzy – głównie te pieniądze idą na armię – mówi Maryna Honda. – Z dochodów, które trafiają do Kijowa, staramy się jak najbardziej wspierać naszą sferę społeczną, ale biorąc pod uwagę liczbę osób potrzebujących pomocy, to jest zdecydowanie za mało.
– Wszyscy uznają, że tu łatwiej znaleźć pracę, ponieważ wiele przedsiębiorstw już działa – mówi Tatiana Goienko. – Ponadto Kijów jest miastem chronionym, którego bronią sami mieszkańcy, ale także wojskowi. Dlatego ludzie uważają, że jest tu bezpiecznie.
– Jeśli nie zatrzymamy Rosji tutaj, na naszej ziemi, ona pójdzie dalej – na Polskę czy kraje bałtyckie – mówi Maryna Honda. – Rozumiem, że wszyscy są zmęczeni, ale proszę was, abyście się nie poddawali i nadal wspierali Ukrainę, ponieważ nasze zwycięstwo będzie zwycięstwem całej Europy.
– Pracy mamy dużo, dlatego liczymy na to, że nasi zagraniczni partnerzy i Czerwone Krzyże innych krajów nie zostawią nas bez wsparcia – dodaje Tatiana Goienko. – My obowiązkowo zwyciężymy! Już się do tego przygotowujmy. Wszyscy mamy specjalne wyszywanki i tylko czekamy na zwycięstwo.
W marcu ubiegłego roku, w liczącym przed wybuchem wojny 4 miliony mieszkańców Kijowie, pozostało około 700 tysięcy osób. Teraz mieszka tu ponad 3,2 miliony osób.
InYa/ opr. DySzcz
Fot. Inna Yasnitska