Trwa ewakuacja polskich turystów z greckiej wyspy Rodos. Według szacunków MSZ, na terenach zagrożonych pożarami przebywało 1200 osób.
Wiceszef resortu spraw zagranicznych Paweł Jabłoński zapewnił w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową, że mimo panującego na miejscu zamieszania, znaczna część Polaków przebywa już w bezpiecznym miejscu. – Na ten moment wydaje się, że ta akcja, choć z dużymi problemami, pozwoliła na ewakuację sporej grupy ludzi w te części bezpieczniejsze – powiedział wiceminister. – Oczywiście nie jest to sytuacja komfortowa i zdajemy sobie z tego sprawę, więc prosimy o cierpliwość i o to, aby stosować się do tego, co mówią służby greckie, żeby ta akcja odbywała się w sposób spokojny – mówił Paweł Jabłoński.
Wiceminister spraw zagranicznych zaznaczył, że priorytetem jest ewakuacja wszystkich w miejsce, gdzie nie będzie nic zagrażało ich życiu ani zdrowiu.
Polacy z pięciu biur podróży
– Na greckiej wyspie Rodos, gdzie szaleją pożary, przebywają Polacy z pięciu biur podróży. Turyści z biur Grecos, Itaka i Rainbow zostali ewakuowani lub są w trakcie ewakuacji. Rainbow ewakuowało około 200 klientów, ale nie ma kontaktu z ośmioma osobami – poinformowała w niedzielę PAP ambasada RP w Atenach.
W położonej na wyspie miejscowości Lindos przebywa grupa około 10 osób, które zostały ewakuowane przez biuro podróży Coral i pozostawione bez noclegu.
Placówka ma kłopoty ze skontaktowaniem się z biurem TUI i ustaleniem, w jakiej sytuacji są jego polscy klienci na Rodos. Wiadomo, że w 22 hotelach przebywa 250 osób.
Biuro TUI przekazało wcześniej, że część polskich turystów otrzymała informację o koniecznej ewakuacji, ale nie zapewniono im transportu. Ponadto część dróg jest zablokowana.
– Na miejscu występuje duży chaos komunikacyjny oraz problemy z połączeniami telefonicznymi i internetem – głosi komunikat ambasady, która podkreśla jednak, że „placówka w Atenach monitoruje sytuację”.
Obywatele Polski przebywający na wyspie mogą dzwonić pod numer +30 693 655 4629 w celu uzyskania pomocy konsularnej.
Ludzie spali na trawnikach
– Ludzie spali na trawnikach i na leżakach nad basenem – powiedziała w niedzielę rano w rozmowie z PAP pani Kasia z Wejherowa. Z powodu szalejących na wyspie pożarów, kobieta z dziećmi wraz z innymi turystami została ewakuowana z hotelu na Rodos. Noc spędzili koczując w sali konferencyjnej lub nad basenem.
Pani Kasia z Wejherowa wypoczywała w hotelu Olive Garden w Lardos. W piątek o 22.15 wieczorem otrzymała informację od operatora turystycznego, że sytuacja jest opanowana. – Kalimera! Chcąc odpowiedzieć na Państwa pytania związane z pożarem na wyspie i pojawiającymi się chmurami dymu – informujemy, że jesteśmy w stałym kontakcie z lokalnymi władzami i otrzymaliśmy potwierdzenie, iż ogniska pożaru są w takiej odległości, ze wszystkie nasze hotele pozostają bezpieczne – napisał operator.
Jednak jak relacjonuje turystka, już wtedy nad hotelem pojawiał się pył z pożaru, a personel hotelu wychodził na zewnątrz i obserwował niebo.
Gdy nagle zarządzono ewakuację, panią Kasię i innych turystów wywieziono na Rodos do hotelu Rodos Palac. – Hotel w ogóle nie przygotowany na nasz przyjazd. Brak jakiejkolwiek organizacji – opowiada turystka. – Wpuszczono nas do hotelu. Nie ma gdzie spać. Nie ma dla nas ręczników i pościeli – relacjonuje. – Co prawda możemy korzystać z wszystkiego ale nie mamy za co, bo wszystko zostało w hotelu w Lardos – dodaje.
Turystka opowiada, że po przyjeździe w hotelu zostali poczęstowani napojami i przekąskami, ale już turyści, których przywieziono później, nie mogli skorzystać z bufetu, gdyż był już zamknięty.
– Okazało się, że w hotelu nie ma dla nas pokoi. Dzieci spały na podłodze i krzesłach. Ja próbowałam drzemać – opowiada pani Kasia zaznaczając, że warunki są spartańskie. – Ludzie spali na trawnikach i na leżakach nad basenem… ale wiadomo w hotelu jest ograniczona ilość miejsc do spania – dodaje.
W tej chwili polscy turyści nadal są na wielkiej sali konferencyjnej. – Jest tu masa ludzi, jest bardzo ciepło – relacjonuje turystka.
Zaznacza, że Polaków jest dużo. Nie ma paniki a turyści sami między sobą wymieniają się informacjami.
Zza wzgórz wyszedł ogień
– To była bardzo szybka akcja. Od tego, że jesteśmy bezpieczni, do ewakuacji za 40 minut – tak o sytuacji w związku z szalejącymi w Grecji pożarami opowiedział polski turysta przebywający na Rodos. Pan Marcin spędzał urlop w Kiotari i ma wrócić do Polski w poniedziałek (24.07).
Gdy przyjechał na miejsce w ubiegły poniedziałek, było spokojnie, natomiast później zaczęły się pojawiać informacje o pożarach w głębi wyspy, w jej centralnej części. – Ale mieliśmy informację, że kurorty nadmorskie są bezpieczne, nie są w żaden sposób zagrożone. Nie zakładaliśmy, że w takim tempie ten pożar się rozprzestrzeni – zaznaczył turysta.
Wszystko zaczęło się w piątek. – Gdy spojrzeliśmy w niebo, to najpierw myśleliśmy, że po prostu się zachmurzyło. Jednak okazało się, że to był dym a wiatr zaczął nawiewać popiół. Wtedy dostaliśmy informację od touroperatora żeby się nie przejmować, że zmienił się kierunek wiatru i dlatego nawiewa ten popiół – dodał.
– Sobotni poranek był jeszcze względnie spokojny, ale już w porze lunchu widzieliśmy bardzo dużo dymu zza wzgórz. O 13.42 czasu lokalnego (w Polsce 12.42) dostałem alert, że zarządzono ewakuację. Natomiast hotel jeszcze wtedy nie zarządził ewakuacji i kazał nam czekać – przekazał pan Marcin.
Sąsiednie hotele zaczęły ewakuować ludzi na plaże, natomiast oni nadal był w swoim hotelu, który ewakuacji nie zarządził. – Wtedy zobaczyliśmy, że zza wzgórz wychodzi ogień. Ludzie robili zdjęcia, niektórzy chcieli zamawiać taksówki, ale już wtedy nic tu nie dojeżdżało – wyjaśnił.
– Dostaliśmy informację w hotelu, że rekomendują, żeby iść na plaże bo tam jest bezpiecznie. Później zarządzono bezwzględną ewakuację – powiedział.
Na plaży ewakuowani turyści spędzili 15 minut. – Schroniliśmy się w budynku ze sprzętem do nurkowania i zaraz zaczęły podpływać motorówki do których nas skierowano – opowiedział pan Marcin.
– Pierwszy plan był taki, że odpłyniemy na jakiś czas, poczekamy jak to się uspokoi i potem tu wrócimy. Dlatego część ludzi zdecydowała się zostawić bagaże – dodał.
Z motorówki pan Marcin trafił na większą motorówkę, a później na statek wycieczkowy. Polski turysta rozmawiał z panią kapitan tego statku, która opowiedziała, że mieli na pokładzie 260 osób wycieczki, ale zostali zobowiązani przez rząd do wysadzenia tych ludzi w bezpiecznym miejscu i pomocy w ewakuacji.
– Na początku dryfowaliśmy przy brzegu. Patrzyliśmy na brzeg a tam ogień już zajmował tereny hotelu. Po dwóch godzinach podjęto decyzję o przetransportowaniu nas do miejscowości Kalatos – bliżej miasta Rodos. Natomiast już w okolicy tej miejscowości powiedziano nam, że zgodnie z poleceniem rządu zostaniemy przewieziemy do Rodos z uwagi na to, że kolejne miejscowości są zajmowane przez ogień – powiedział.
W okolicy 23 czasu lokalnego pan Marcin wraz z innymi ewakuowanymi turystami dotarł do miasta Rodos. – Na brzegu czekały autokary i służby porządkowe. Dostaliśmy wodę i jakieś przekąski i zawieziono nas do hotelu Rodos Palace – przekazał.
Podkreślił, że wszystkie hotele w mieście są totalnie zapełnione. Nigdzie nie ma miejsc. – Wszystkie sale konferencyjne w hotelu pełne ewakuowanych turystów. Śpimy na podłodze. Dostarczana jest żywność, mamy dostęp do toalet – powiedział.
Pan Marcin jutro popołudniu, zgodnie z planem, ma wracać do Polski. – Z tego co wiemy, lotnisko pracuje – dodał.
Pożar wyjątkowo trudny do opanowania
Strażacy twierdzą, że trwający od wtorku pożar jest wyjątkowo trudny do opanowania. Zagrożonych jest około dziesięciu procent powierzchni wyspy. Gaszenie pożaru utrudnia silny wiatr. W rejonie Kiotari ogień zniszczył trzy hotele, zagrożone są też rejony Lermy, Lardos i Asklipio.
W akcji gaśniczej uczestniczy 173 strażaków i pięć śmigłowców. Do ewakuacji ludzi drogą morską włączyło się ponad 30 statków i łodzi prywatnych właścicieli.
Pożar na greckiej wyspie Rodos rozprzestrzenił się w niedzielę rano w stronę tzw. strefy turystycznej, gdy zmienił się o 180 stopni kierunek wiatru.
W Atenach rząd powołał przy resorcie spraw zagranicznych specjalny sztab kryzysowy, który będzie kierował akcją ewakuacji zagranicznych turystów.
Lokalne władze szacują, że w tymczasowych schronieniach umieszczono dotychczas od czterech do pięciu tysięcy osób. Jednak agencja Reutera, powołując się na anonimowego greckiego urzędnika, informuje, że liczba ewakuowanych osób może sięgać nawet 19 tysięcy. W sobotę (23.07) statki straży przybrzeżnej i dziesiątki prywatnych łodzi zabrały z plaż ponad dwa tysiące turystów. Była to największa tego typu akcja w Grecji.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. PAP/EPA/DAMIANIDIS LEFTERIS