Najnowszy komiks Weroniki Dobrowolskiej rozszedł się jak świeże bułeczki, więc na tegoroczne Złote Kurczaki autorka przygotowała dodruk tej pozycji. Wydany w minionym roku pierwszy rzut zina zamknął się w 30 egzemplarzach, a popularność, z jaką się spotkał spowodowała, że Weronika zdecydowała się wydrukować więcej. Co to za komiks? – zapytacie. A autorka odpowie:
Weronika Dobrowolska: Ten komiks nazywa się Bułka w szortach, bo przecież rysuję komiksy o dziewczynie, która uciekła do lasu i jej sztandarowym strojem jest to, że nosi szorty, krótkie spodnie. Ale cały zin to tak naprawdę krótkie historie, czyli shorty. Taka gra słów. Recenzje, jakie dostaję od tej premiery drugiego wydania są takie, że komiks bardzo się podoba, że ma ciepły, przyjemny klimat, i że te ucieczki do lasu, pieczenie chleba, rozmawianie ze zwierzątkami, chodzenie na spacery to coś, czego ludzie potrzebują. I ja wypełniam tę niszę – tak mi się wydaje.
CZYTAJ: Rafa Janko: Ziemniaki można zostawić, ale surówkę trzeba zjeść. Mięcho też
Jak powstają przygody Bułki? W jaki sposób pracujesz?
Poszłam trochę w stronę, którą kiedyś pokazał mi Marek Starosta, który prowadził warsztaty z pisania scenariuszy: piszę sobie linie dialogowe; to, co postaci mówią. I kiedy na przykład pracuję nad Bułką i zdarzają się jakieś śmieszne sytuacje z mojego życia, to przenoszę je na dialog pomiędzy Bułką, panem Lisem albo Żabką (w sumie Żabką nie, bo ona nie mówi). Zapisuję sobie tę linię dialogową, a później już nad tym pracuję – zwłaszcza w szortach. To są dwie, maksymalnie trzy strony. Staram się mieć duże kadry, więc na przykład u mnie jeden lub dwa kadry to jedna strona. Na jeden kadr z reguły przeznaczam jeden dymek, maksymalnie dwa, i potem ten komiks nagle „się dzieje”. Kiedy mam jakieś inne projekty, na przykład Króla Karaczana, nad którym pracuję z Piotrkiem Czarneckim, to on przygotowuje linię dialogową i bardzo krótki opis tego, co się dzieje. Wolę pracować bez opisów, a bardziej z tym, co postaci mówią. Teraz, kiedy pracuję na przykład nad swoim innym pobocznym projektem – o wampirze, który chce się zakochać – już napisałam sobie konspekt, bo ten komiks jest jednak dłuższy. Mam już linie dialogowe rozłożone na strony i staram się wyczuwać intuicyjnie, jak w Bułce, ile tekstu mogę dać na stronie. To też wynika z moich preferencji, bo ja nie lubię czytać. Nie lubię. Mam problemy z czytaniem, wynikające z tego, że musiałam czytać bardzo dużo na studiach i bardziej lubię oglądać obrazki niż czytać ściany tekstu. Staram się dawać jak najmniej tekstu na stronę.
Czy nie ciągnie cię czasami, żeby zamiast jednego albo dwóch zrobić siedemnaście kadrów na stronie?
O nie. O niee! To już jest za dużo!
Niemych!
Niemych to może, ale to musiałaby być kompozycja wynikająca z fabuły. Na przykład jeżeli chciałabym pokazać, że czas stoi w miejscu, jakieś czynności są powtarzalne, albo jest jakiś natłok zdarzeń dla danej postaci… Ale z racji tego, że ja pracuję w kolorze – co jest, wydaje mi się, dość nietypowe w naszym komiksowie, bo chyba na palcach jednej ręki umiałabym wymienić ludzi, którzy faktyczne lubią pracować w kolorze – to kolor musi mieć też przestrzeń na stronie i te barwne plamy muszą mieć czym oddychać. A jednak kreska jest taka bardziej kompaktowa, może się bardziej złożyć i może lepiej zadziałać w większej ilości kadrów na stronie, na przykład siedemnastu. Chociaż nie wiem, czy siedemnaście to dobra liczba, bo niepodzielna przez dwa, ale ok. Na dziewięciu też już bym nie wiedziała, jak włożyć tam tekst. Wydaję bardzo małe formaty, A5, bo przecież jestem zinowym twórcą. Gdybym chciała pracować na większym formacie, to pewnie mogłabym dać więcej kadrów na stronę, ale prawda też jest taka, że jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do Bułki, to ja nie mam tam jakichś regularnych kadrów. One przechodzą przez siebie, tworzą jedną ładną planszę. W pobocznym projekcie o wampirach mam layout – na przykład cztery kadry, dwa kadry, dwa panoramiczne albo dwa długie albo jeden duży. I to są wszystkie layouty, które mam w tym komiksie. Więcej nie będzie, bo tak sobie przyjęłam. Takie ograniczenia pomagają mi czasem szybciej pracować.
CZYTAJ: „To zabawa własnymi sentymentami”. Rafał Szłapa i jego „The Amazing Girl”
Wampiryczny romans – opowiedz coś na temat tego projektu i innych, jakie masz w planach.
Planuję sobie rzeczy na pierwszą i drugą część roku. Pierwsza część roku to z reguły Złote Kurczaki i wszystkie imprezy, które dzieją się wokół, a druga część roku to Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Z tego względu była premiera drugiego wydania Bułki. Projekt o wampirach ciągnie się za mną dwa lata, ale jest trochę tajny i dopiero teraz zaczęłam ludziom mówić, że rysuję romans z wampirami. Tak, rysuję taki komiks. Jak to się zaczęło? Zaczęło się w ten sposób, że była pandemia i miałam ciężko w swojej poprzedniej pracy. Potrzebowałam wyrwania się z tego, więc zaczęłam rysować komiksy o wampirze, który jest trochę smutny, bo chciałby się zakochać. Lubię właśnie takie dramy. Lubię słuchać dram swoich znajomych o tym, jak im nie idą związki. To jest historia fantasty. On pracuje w nocnej kawiarni, wygląda trochę jak z k-popowego bendu. Dlatego wszyscy myślą, że jest taki ładny i chcą się z nim umawiać. To była taka bardzo prosta historia. Później pojawiły się „Warchlaki” tworzone przez Martę Falkowską o tematyce erotycznej. Stwierdziłam, że to jest w sumie dobre dla wampirów, więc narysowałam pierwszy krótki komiks, który nigdy nigdzie nie wyszedł, bo oni mnie wtedy nie wzięli. Zachowałam go sobie. W kolejnym roku była Queer erotica wydawana przez Girls to the Front jako mały zin – tam wydałam kolejne wampiry, więc mam dwa krótkie komiksy o wampirach, ale w mojej głowie urosło to do serii. „O, może bym to wydała razem z tymi dodatkami. Mogłabym to wydać na MFK. Jest to jakiś pomysł”. Ale prawda jest też taka, że wolno mi idzie, bo komiks też jest cały w kolorze. Pokazuję przykładowe plansze znajomym, którzy pojawiają się na eventach komiksowych. Mam też newsletter, gdzie czasami wysyłam sneak peaki, że dalej rysuję te wampiry. To mozolny proces z tego względu, że chciałabym mieć to wszystko w kolorze. Miałam też próbny komiks, który był w czerni i bieli, ale ostatecznie stwierdziłam, że jest za mało teł. Chcę mieć te tła, ten kolor, chcę to wydać na ładnym papierze, chcę mieć świecącą obwolutę, holo naklejki. Mam piękne plany, ale nie wiem, jak mi wyjdzie.
Co więcej?
Pracuję nad kolejnymi szortami o Bułce, bo to jest taka praca organiczna. To sytuacyjne, komediowe wstawki, które się dzieją w moim życiu, więc muszę poczekać, aż one się zadzieją. Mam taki notesik, który noszę ze sobą i sobie zapisuję, że ktoś powiedział coś śmiesznego. Na podstawie tych notatek robię kolejne scenariusze. Właśnie planuję mieć nowego szorciaka z Bułką. To będzie Bułka w szortach: Sucharki. I może nawet już będzie z ISBNem, bo mój kolega Piotrek, z którym rysujemy Karaczana stworzył imprint Bułkaraczany. Już mamy parę ISBN-ów. I już jesteśmy tacy poważni!
CZYTAJ: O „Smole” i lęku przed białą kartką. Rozmowa z Piotrem Marcem
DySzcz
Fot. DySzcz