Zagospodarowanie wód opadowych to jedno z większych współczesnych wyzwań. – Z jednej strony coraz więcej osób „łapie deszczówkę” w swoich ogrodach, z drugiej miasta we współpracy z naukowcami opracowują różne systemy, które mają zapobiec zalewaniu ulic podczas nawalnych opadów – mówi profesor Dariusz Kowalski z Katedry Zaopatrzenia w Wodę i Usuwania Ścieków Politechniki Lubelskiej w rozmowie z Magdaleną Kowalską.
Ostatnio lato wygląda często tak, że dłuższe okresy bezdeszczowe przerywane są przez gwałtowne ulewy. I wtedy w miastach – na przykład w Lublinie – są ulice, na których w ciągu kilkunastu minut pojawia się woda do kostek. To efekt tego, że kanalizacja deszczowa nie jest w stanie tak szybko odprowadzić tej wody. W jaki sposób można temu zapobiec?
CZYTAJ: „Złap deszczówkę”. Ostatnie dni na składanie wniosku
Sprawa nie jet łatwa
– Problem jest dość złożony i dotyczy praktycznie wszystkich miast, nie tylko w Polsce. Warto powiedzieć, że kanalizację projektuje się na konkretne warunki opadowe; projektanci zakładają pewne prawdopodobieństwo wystąpienia deszczu „miarodajnego” i w oparciu o to projektują kanalizację. Problem pojawia się wówczas, kiedy charakterystyka opadów się zmienia. Ale dotyczy to nie tylko opadów, ale również charakterystyki samej zlewni. Tutaj z jednej strony mamy zmiany klimatyczne, z drugiej zaś coś, co sami powodujemy. My potocznie nazywamy to uszczelnieniem powierzchni. To budowy nowych parkingów, budynków, ulic, chodników. Proszę zwrócić uwagę, że na terenie parków, także w Lublinie, w zasadzie nie występuje ten problem. Woda opadowa w znaczniej części infiltruje w głąb gleby. Natomiast na terenach silnie zurbanizowanych, gdzie mamy dużo powierzchni nieprzepuszczalnych, problem zalewania występuje – wyjaśnia profesor Dariusz Kowalski.
– Co z tym można zrobić? Sprawa nie jest taka łatwa. Najszybciej można byłoby to zrobić zmieniając średnice kanalizacji i odprowadzając wodę opadową jak najszybciej do odbiorników. To droga, jaką wybierali projektanci jeszcze kilkadziesiąt lat temu. W tej chwili myślimy zupełnie inaczej. Koszty przebudowy kanalizacji są bardzo duże. Miasto nie może sobie pozwolić na to, żeby zamknąć wszystkie ulice i przebudować kanalizację. W takim razie trzeba wykorzystać inne środki, które my nazywamy lokalnym zagospodarowaniem wód opadowych. Czyli trzeba budować na przykład coś, co nazywamy ogrodami deszczowymi. W Lublinie już pojawiają się tzw. „zielone dachy”, które przyjmują pewną ilość opadowych – informuje profesor Dariusz Kowalski.
– Druga część tego typu inwestycji to budowa zbiorników retencyjnych. Ostatnio można było to zaobserwować w trakcie remontu ulicy Lipowej w Lublinie, gdzie w tej chwili pod jezdnią znajdują się dość duże zbiorniki zamknięte. I to jest chyba najważniejsza sprawa, czyli nie dopuścić do tego, żeby woda opadowa przedostawała się w sposób niekontrolowany. Ale po drugie, aby można było ją w jakiś sposób zebrać. To otwiera drogę do wykorzystania tej wody – stwierdza nasz gość.
CZYTAJ: Kolejne „zielone gąbki” dla deszczówki. W Lublinie trwa budowa ogrodów deszczowych
Czysta woda z deszczówki
– Cała nasza praca jest tak naprawdę ukierunkowana na to, co z tą wodą można zrobić. Najłatwiej ją wykorzystać do podlewania zieleni miejskiej w czasie, gdy są okresy suszy. Równie dobrze można jej użyć w tzw. instalacjach dualnych wewnętrznych w budynkach, a więc na przykład do spłukiwania toalet – tam, gdzie nie potrzebujemy wody o najwyższej jakości, a jednocześnie woda deszczowa może pełnić taką rolę. Mamy jeszcze zupełnie nowe wykorzystania, a więc zebranie wody opadowej w powiązaniu z wykorzystaniem energii elektrycznej ze słońca, czyli fotowoltaiką, do wytwarzania wodoru jako paliwa – opowiada profesor Dariusz Kowalski.
Mała retencja w dużej skali
System małej retencji funkcjonuje w Lublinie od dobrych kilku lat. Mieszkańcy mogą dostać dofinansowanie na budowę zbiorników na wodę deszczową albo ogrodów deszczowych. Tymczasem Świdnik stawia na małą retencję w dużej skali. Jest w trakcie inwestycji, która polega na umieszczeniu pod powierzchnią dwóch zbiorników retencyjno-przepływowych.
– Brałem udział w pracach zespołu, który się tym zajmował. Tak naprawdę jest to jeden z początkowych etapów. Chodziło o to, żeby w jak najkrótszym czasie ograniczyć możliwość przeciążania istniejącej kanalizacji deszczowej. I budowa podziemnych zbiorników retencyjnych jest chyba najszybszym rozwiązaniem. Ale nie jedynym. Miasto stawia na kompleksowe rozwiązania problemu wód opadowych i oprócz tych zbiorników powstaną również inne elementy, jak chociażby ogrody deszczowe – tłumaczy profesor Dariusz Kowalski.
– Warto też powiedzieć, że Świdnik ma unikalną w skali kraju oczyszczalnię wód deszczowych. W ogóle cały system odprowadzania wód opadowych jest bardzo ciekawy. Wody, które zbierane są na terenie praktycznie całego miasta, trafiają do jednego punktu, gdzie są podczyszczane, a dopiero później odprowadzane do odbiornika. Warto się temu przyjrzeć. Zaczynamy w tej chwili współpracę z miastem. Chcemy zająć się badaniem skuteczności oczyszczania takiego systemu, jaki funkcjonuje w Świdniku – stwierdza profesor Dariusz Kowalski.
Co z Lublinem?
– Czy to jest podobnie, jak w Lublinie? I tak, i nie. Lublin nie ma centralnego systemu, który powodowałby zbieranie wszystkich wód opadowych w jednym punkcie. Mamy co najmniej kilka zlewni, z których każda oprowadza wodę do Bystrzycy czy Czechówki indywidualnie. Ale w Lublinie również powstają takie zbiorniki i również tworzony jest szereg innych inwestycji ukierunkowanych na ograniczenie wielkości tego spływu – informuje gość Radia Lublin.
CZYTAJ: Deszczówka dla koników polskich. Nowy projekt lubelskich naukowców
Świdnicki system
Na czym polega unikalny świdnicki system podczyszczania wszystkich wód opadowych?
– To po pierwsze zebranie wszystkich wód opadowych w jednym miejscu. Do tego dochodzi oczyszczalnia, która zawiera w sobie separator substancji ropopochodnych, piaskownik, oraz dodatkowo dość duży, kilkuhektarowy zbiornik retencyjny, w którym gromadzona jest spływająca woda. Następnie w zbiorniku następuje sedymentacja (proces opadania na dno zawiesiny ciała stałego w cieczy – red.) dodatkowa substancji, które są zawarte w wodach deszczowych. Dzięki temu, że istnieje tak duży zbiornik, następnie wody deszczowe odprowadzane są do odbiornika – do rzeki Stawek – w sposób bezpieczny. Niezależnie od tego, czy był deszcz nawalny, woda odpływa do tej rzeki w bardzo ograniczonym stopniu – wyjaśnia profesor Dariusz Kowalski.
Czy taki system można byłoby zastosować na szerszą skalę i wprowadzić także w innych miastach?
– Wydaje mi się, że w miastach o większej powierzchni raczej nie. Wówczas urządzenia byłyby naprawdę gigantyczne. Wtedy nie mówilibyśmy o przewodach kanalizacyjnych o średnicy 2 metrów, tylko kilkunastu metrów. Zresztą nie ma takiej potrzeby. Natomiast fragmentarycznie system ten może być jak najbardziej wykorzystywany, również w Lublinie. Jedyną barierą jest dostępność terenu, ponieważ ten system wymaga budowy dość dużego, kilkuhektarowego zbiornika retencyjnego, więc proszę sobie wyobrazić ulicę Głęboką w Lublinie, która zakończona byłaby takim dużym zbiornikiem w ulicy Muzycznej. Jest to mało realne. Dlatego Lublin stawia na troszeczkę inne rozwiązania o mniejszej skali, ale za to znacznie częściej występujące w samej kanalizacji – tłumaczy profesor Dariusz Kowalski.
W Europie średni poziom retencji to 20%, tymczasem w Polsce jest to 7,5% – to dane z portalu gov.pl.
MaK / opr. ToMa