Gra „Gloria Victis” stworzona przez niezależne studio Black Eye Games z Lublina otrzymała nominację do Digital Dragons Awards. To najbardziej prestiżowa nagroda w polskiej branży gier, a lubelska gra rywalizuje z takimi tytułami, jak między innymi „Cyberpunk 2077” czy „Dying Light 2”.
– Jeśli chodzi o Black Eye Games to jest fenomen, bo to jest ich pierwsza gra. To tak jakby początkujący filmowiec porwał się na coś tak epickiego, jak trylogia „Gwiezdnych Wojen” – mówi Paweł Typiak, współprowadzący audycję „Gramy na Maxa” w Radiu Freee. – Oni stworzyli MMO, czyli massively multiplayer online RPG. Tutaj mnogość mechanik jest tak ogromna, że trzeba być niesamowitym deweloperem, żeby temu podołać. MMO RPG to gry, gdzie każdy gracz jest swoim oddzielnym bohaterem i spotyka innych bohaterów w świecie gry. Na tym to polega, żeby można było spotkać żywego gracza w świecie wirtualnym – tylko w ten sposób MMO ma prawo bytu. Fakt, że cały czas jest duże zainteresowanie ta grą, oznacza, że jest to dobry produkt. Widać wsparcie deweloperów w tworzeniu tej gry. Cały czas ta gra dostaje nowe zadania, nowe zadania poboczne. Można trochę porównać deweloperów takiej gry do zabawy w Boga, bo oni kreują ten świat i muszą wymyślić, co zrobić, żeby ten świat był ciekawszy, trudniejszy, bardziej zły lub bardziej dobry. To naprawdę niesamowite osiągnięcie, że im się to udało.
CZYTAJ: “To połączenie technologii i sztuki”. W Lublinie rozwija się branża gier komputerowych
– W „Glorii Victis” wchodzimy do świata średniowiecza, wybieramy między trzema nacjami: średniowieczną Europą, Wikingami i czymś z przekroju między Rzymem a Bizancjum – mówi Bartosz Janiak, designer „Glorii Victis”. – Podstawowym celem jest, żeby zebrać jak najlepszy ekwipunek, znaleźć sobie drużynę i przetrwać – zdobywać zamki, rozbudowywać je, walczyć o kolejne lokacje i bogacić się, jak w prawdziwym życiu.
– Tak jak pewnie możemy się domyślać, w grach średniowiecznych walka będzie istotnym elementem – mówi Bartosz Idzikowski, producent w firmie Black Eye Games. – U nas, w przeciwieństwie do większości gier MMO jest to walka oparta na systemie akcji, czyli gracz manualnie wykonuje każdą akcję, którą ma wykonać jego postać, w przeciwieństwie do klasycznego systemu, gdzie klikamy skróty klawiaturowe. U nas każdy atak musi być wykonany przez gracza. Gracz decyduje, z której strony, w jakim czasie – może nie trafić, może się spóźnić, może się okazać, że jego postać nie wykona tego ataku już z pełną siłą, bo jest zmęczona, bo gracz przespał ten właściwy moment. Wyróżnia nas to, że mamy oblężenia i bitwy w otwartym świecie. Mamy symulację prawdziwego, żyjącego świata, w którym w jednym miejscu może się spotkać nawet 300-400 graczy walczących jednocześnie o jedną lokację. To na skalę gier sieciowych jest wynik godny pozazdroszczenia. Jesteśmy z tego naprawdę dumni.
– Z wyzwań przy grze sieciowej jest coś takiego, jak exploit, czyli gracze wykorzystują jakieś słabości w tym, jak jest stworzona gra, na przykład przeskakując z serwera na serwer, żeby zdobyć więcej nagród niż jest to zaplanowane, jakieś podszywanie się pod inne nacje, oskarżenia o szpiegostwo i inne tego typu zabawy – mówi Bartosz Janiak. – Jest mnóstwo takich rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Kombinujący gracz psuje od razu ekonomię, psuje rozgrywkę innym graczom, więc musimy tego cały czas pilnować, zabezpieczać.
CZYTAJ: W lubelskiej uczelni będą tworzyć gry komputerowe. Powstało specjalne laboratorium
– Część z nas jest bądź była aktywna w środowiskach rekonstrukcji historycznej, czy to okresu grunwaldzkiego czy wczesnego średniowiecza – mówi Bartosz Idzikowski. – Dużo swojej własnej wiedzy włożyliśmy w to, żeby przedstawić to tak wiarygodnie, jak się tylko da. To jest gra komputerowa, musi być przede wszystkim grywalna i przyjemna, ale elementy realistyczne też są ważne. Studiowaliśmy zapiski średniowiecznych mnichów, żeby wydobyć informacje o tym, jak jeszcze w średniowieczu na przykład wytapiano rudy żelaza, jak wyprawiano skóry zwierząt. To są rzeczy, które usieliśmy wygrzebać, ale to też sprawia, że ta gra jest trochę inna niż wszystkie.
– Musimy chcieć być w tym świecie, żeby na chwilę odłożyć sobie świat prawdziwy i zagrać w coś, co pozwoli nam spełniać jakieś ciekawe marzenia albo przezywać niesamowite przygody – mówi Paweł Typiak. – No i przede wszystkim MMO łączy ze sobą ludzi z całego świata, bo każdy z dostępem do Internetu może w tę grę zagrać. Non stop tworzymy społeczność, do której lubimy wracać. To jest świat wirtualny. Stworzenie takiego świata jest naprawdę mega trudne.
„Gloria Victis” rozeszła się w nakładzie ponad pół miliona kopii. Prace nad nią rozpoczęły się zdalnie i bez budżetu.
Informacje na temat gry można znaleźć na stronie gloriavictisgame.com.
LilKa/ opr. DySzcz
Fot. Gloria Victis FB