Liczba ofiar trzęsienia ziemi, które dotknęło 6 lutego pogranicze turecko-syryjskie zbliżyła się w sobotę do 46,5 tys. – poinformowała stacja CNBC. W obu krajach zginęły łącznie co najmniej 46 442 osoby.
Na liście ofiar kataklizmu w Turcji są już 40 642 nazwiska. Natomiast od kilku dni nie pojawiły się nowe informacje dotyczące osób, które poniosły śmierć w sąsiedniej Syrii. Dotychczas podawano, że na terenach kontrolowanych przez rząd i rebeliantów trzęsienie ziemi pozbawiło życia ponad 5 800 ludzi.
CZYTAJ: Ukraina: sytuacja w Bachmucie to prawie piekło na ziemi
Większość syryjskich ofiar zginęła na ziemiach kontrolowanym przez rebeliantów, do których dostęp jest bardzo utrudniony – dotyczy to również dostaw pomocy humanitarnej.
W rozmowie z dziennikarzem agencji Reutera na marginesie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, dyrektor World Food Programme, David Beasley powiedział, że „władze syryjskie nie dają dostępu do terenów na północnym wschodzie kraju, którego potrzebuje WFP”. „To wąskie gardło dla naszych operacji” – oświadczył, podkreślając, że musi się to jak najszybciej zmienić.
„Czas ucieka, a nam kończą się pieniądze. Nasza operacja to koszt około 50 mln dolarów miesięcznie na samą reakcję na trzęsienie ziemi, więc jeśli Europa nie chce nowej fali uchodźców, musimy uzyskać wsparcie, którego potrzebujemy” – dodał Beasley.
RL/ PAP/ opr. DySzcz
Fot. PAP/EPA/ERDEM SAHIN