Aimee de Jongh to mieszkająca w Rotterdamie autorka powieści graficznych, która w Polsce zyskała aplauz właściwie każdym swoim albumem – debiutanckie Dni piasku, opowiadające o Stanach Zjednoczonych, sprawnie wprowadzały w tematykę burz piaskowych, zaś w Powrocie pszczołojada autorka opowiadając prostą obyczajową historię ubrała ją w lekko metafizyczne szaty, spinając poetycką przenośnią. Trzecia powieść graficzna artystki to materiał chyba bardzo dobrze znany – adaptacja Władcy much (wyd. Non Stop Comics) Williama Goldinga.
POSŁUCHAJ: Halo Komiks – odcinek trzeci
Przyznaję, że nie jestem fanem adaptacji, ale za to uważam się za zwolennika twórczości Aimee de Jongh, dlatego mając pewne wątpliwości przed rozpoczęciem lektury, żywiłem również nadzieję, że szybko zostaną przez wspaniałą artystkę rozwiane. Wizja Goldinga jest przerażająca – Władca Much opowiada o grupce chłopców, którzy po katastrofie samolotu organizują sobie życie na bezludnej wyspie, tworząc mikro społeczność, w której zaczynają narastać problemy. I z tymi problemami dzieciaki muszą radzić sobie same, bo żaden dorosły nie podzieli się z nimi swoim doświadczeniem. Ambicje poszczególnych jednostek, wspierane przez rozprzestrzeniającą się wśród chłopców historię o grasującym na wyspie potworze, dość szybko prowadzą do szeregu tragicznych zdarzeń, a wszelkie zasady idą precz.
Zanim przejdę do swoich trzech zdań na temat komiksu, wspomnę, że choć książkowy oryginał nieco zamazał mi się w pamięci, to obrazy z filmowej adaptacji wciąż są w niej żywe. Chodzi mi o drugą adaptację tej historii – z roku 1990, w którym główną rolę zagrał Balthazar Getty. Jest to adaptacja, którą mimo nieprzepadania za adaptacjami obejrzałem jeszcze jako dzieciak i która dosłownie mną wstrząsnęła. Sceny z okularami Prosiaczka, z bestią biegnącą nocą nad brzegiem czy ze spadającym z wzgórza kamieniem wyryły się w mojej głowie, a cała reszta nieco się zamazała. Aimee de Jongh swoim komiksem zdecydowanie odświeżyła mi kilka wątków, uradowała znakomitymi rysunkami i dopowiedziała dość sporo do zakurzonej historii.
POSŁUCHAJ: Halo Komiks – odcinek 01: Złote Kurczaki
Artystka stwierdziła, że stworzenie adaptacji Władcy much było dla niej ogromnym zaszczytem, ale jednocześnie „najbardziej przerażającym zadaniem, jakiego podjęła się w życiu”. Każde zdanie wykorzystane w komiksie zaczerpnęła z oryginału powieści, zaś adaptując, postanowiła wzbogacić materiał o dodatkowe znaczenia wynikające z języka komiksu. Jak wyszło? Wciąż jestem wstrząśnięty wymową tej historii, ale uczucia mam zmieszane. To, że de Jongh czuje komiks, nie ulega wątpliwości. Trafnie ukazuje mroczną stronę człowieczeństwa, wie, kiedy w kadrach milczeć, a kiedy wprowadzić narrację, kompozycyjnie robi wszystko tak jak trzeba – chociaż bez zapowiadanych fajerwerków, dających odczuć, że rzeczywiście komiks jest w stosunku do oryginału jakąś wartością dodaną.
To poprawna adaptacja – tylko tyle i aż tyle. Dla nieznających oryginału może być dużym przeżyciem, dla tych którzy czytali książkę lub oglądali film – już niekoniecznie. Trochę za mało tu brudu, a droga prowadząca do wstrząsającego finału momentami jest zbyt słodka i kolorowa.
DySzcz
Fot. materiał organizatora