Dziś (13.04) Niedziela Palmowa, która rozpoczyna Wielki Tydzień. Czas ten związany jest z wydarzeniami dotyczącymi ukrzyżowania i śmierci Chrystusa na krzyżu.
CZYTAJ: Niedziela Palmowa prawosławnych. Wielkanoc w tym roku w tym samym terminie, co u katolików
– Dawniej był także zwyczaj palmowania – mówi Bogna Głuchowska z działu edukacji i promocji Muzeum Wsi Lubelskiej. – Po wyjściu z kościoła ludzie uderzali się nawzajem tymi gałązkami wierzbowymi i mówili „Palma bije, nie zabije. Niech ten człowiek 100 lat żyje” albo „Oczeret łozina za tydzień słonina” – przy czym oczeret to była ta martwa gałązka, łozina to łoza, czyli wierzba. To powiedzenie wzięła się stąd, że dawniej przez cały okres Wielkiego Postu ludzie nie jedli żadnych tłuszczy odzwierzęcych. Jeśli potrawy kraszono to olejem, więc za tą słoniną już byli bardzo stęsknieni.
Palmy, które wierni przynoszą do kościoła tego dnia, symbolizują odradzające się życie.
– W każdej wiejskiej chałupie, w każdej wiejskiej rodzinie powstawała jedna taka palma – mówi Wioletta Dryło z działu edukacji i promocji Muzeum Wsi Lubelskiej. – To jest obiekt składający się z kilku bardzo prostych elementów, ale znaczenie każdego z nich jest bardzo głębokie. W każdej lubelskiej palmie musi znaleźć się wierzbowa gałązka. Wierzba jest rośliną, która jako pierwsza budzi się do życia. Symbolizuje w lubelskiej palmie Zmartwychwstanie. Obok niej znajduje się sucha trzcina, trawa, czyli symbol ubiegłorocznej wegetacji – to jest symbol śmierci. Zielona rośliny zimą symbolizują nieśmiertelność ludzkiej duszy i naszą nadzieję na życie wieczne, a kwiaty bibułkowe – radość z nadchodzących świąt wielkanocnych. Im bardziej kolorowa palma, im więcej kolorowych kwiatów, tym większa radość.
– Taka palma wyświęcona w kościele zyskiwała szczególne właściwości i patronowała domostwu przez cały rok – mówi Wioletta Dryło z działu edukacji i promocji Muzeum Wsi Lubelskiej. – Była lekiem na wiele nieszczęść i kłopotów, które dręczyły naszych prapradziadków. Jeśli ktoś był bardzo chory to ucinało się fragment tej palmy, ucierało i odymiało chorego dymem z tych spalonych gałązek. Jeśli dzieci bardzo chorowały na gardło, to panaceum na to miał być kotek wierzbowy zjedzony z tej bazi. Palma była też wtykana w pole, żeby nie wyłożyło się w zboże, len. Przebywała przez cały rok za świętym obrazem. Nigdy jej nie wyrzucano tak sobie. Płonęła w Wielką Sobotę w tym świętym ogniu, który kapłan roznieca podczas nabożeństwa Wody i Ognia.
Palmę wystawiało się także w oknie, by chroniła od piorunów, gdy nadchodziła burza. Wykorzystywano ją również do poganiania bydła, które po raz pierwszy wyganiano na wypas, żeby się dobrze pasło.
Wystawiało się ją w oknie, by chroniła od piorunów, gdy nadchodziła burza; a także – gdy ktoś z domowników był chory – odcinało się kawałek, ucierało i odymiało chorego.
EwKa / opr. AKos
Fot. Piotr Michalski