Podejrzenie kolejnego ogniska rzekomego pomoru drobiu stwierdzono w województwie lubelskim. Chodzi o gospodarstwo w Rzeczycy w gminie Międzyrzec Podlaski liczące blisko 13 tysięcy kurczaków rzeźnych. Jeszcze żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły, a na miejscu pracują służby.
Wysoce zakaźna choroba
Pierwsze ognisko rzekomego pomoru drobiu w województwie lubelskim stwierdzono pod koniec roku w Dołhołęce, również w gminie Międzyrzec Podlaski. Konieczne było wybicie ok. 700 tysięcy kur rzeźnych.
– Rzekomy pomór drobiu jest chorobą śmiertelną dla ptactwa. Wystąpienie jej u drobiu wiąże się z koniecznością wybicia całego stada danego gospodarstwa – mówi lubelska wojewódzka lekarz weterynarii Agnieszka Smyl. – Rzekomy pomór drobiu to wysoce zakaźna choroba wirusowa, która ma istotne konsekwencje dla branży drobiarskiej, jak i dla populacji dzikiego ptactwa.
CZYTAJ: Rzekomy pomór drobiu. Pierwsze ognisko śmiertelnej choroby w województwie lubelskim
Rzekomy pomór drobiu stwierdzono na fermie kur rzeźnych prowadzonej przez Arkadiusza Zaniewicza.
– W jednym z kurników wystąpiły podwyższone upadki, co zgłosiliśmy służbom weterynaryjnym – opowiada pan Arkadiusz. – Służby pobrały wymazy, wyniki niestety wyszły pozytywne – potwierdziły rzekomy pomór drobiu. Jest to sytuacja katastrofalna zarówno dla mnie, jak i dla całej branży drobiarskiej. Likwidowane są całe fermy drobiu. Poza tym mamy ograniczenia w hodowli, są duże restrykcje bioasekuracyjne. To dotyczy dzisiaj tak naprawdę całych Łosic. Weszliśmy już na Międzyrzec, czyli wzdłuż „dziewiętnastki” pomiędzy Łosicami a Międzyrzecem mamy strefę rzekomego pomoru drobiu.
Obowiązują specjalne nakazy
Aby zwalczyć chorobę i zapobiec jej rozprzestrzenianiu w odległości 10 kilometrów od ogniska wyznaczono strefy zapowietrzone i zagrożone. W strefach tych obowiązują nakazy wydane rozporządzeniem powiatowego lekarza weterynarii w Białej Podlaskiej.
– Nakazuje się utrzymywanie drobiu lub innych ptaków w odosobnieniu, w kurnikach lub innych zamkniętych obiektach, niezwłoczne czyszczenie i odkażanie środków transportu i sprzętów wykorzystywanych do transportu drobiu i innych ptaków, stosowanie środków bezpieczeństwa biologicznego przez osoby wchodzące i wychodzące z pomieszczeń, w których utrzymywany jest drób – wskazuje Agnieszka Smyl.
Hodowcy w ciężkiej sytuacji
– Sytuacja pogorszyła się na tyle, że nie da się żyć – mówi hodowca indyków Jerzy Łukaszuk z gminy Międzyrzec Podlaski. – Po prostu obostrzenia działają w tym kierunku, że nie możemy sprzedać indyka. Jesteśmy w tej chwili w strefie żółtej, czyli zagrożonej. Mimo tego, że ptaki są zdrowe, nie pozwalają nam ich sprzedać. A jeżeli sprzedajemy, to po niższej cenie. Dlaczego? My hodowcy uważamy, że jesteśmy niewinni. Nie mamy w tym udziału, a dostajemy po kieszeni. Uważam, że prawo jest do poprawienia. Dzwonimy do ubojni, umawiamy sprzedaż, wszystko jest dogadane, ale ubojnia dowiaduje się, że jesteśmy w strefie i mówi, że nie weźmie. Jesteśmy zdani na łaskę ubojni; nie da się przekierować ptaków do innej ubojni, bo są terminy i umowy. A oni mówią, że nie wezmą. Później stwierdzają, że wezmą, ale po niższej cenie. Cena jest całkowicie wyrwana z powietrza. Proponują cenę, jaką chcą. Nie ma reguły po ile. Może być to pół ceny rynkowej, a może być jeszcze mniej. Uważam, że ubojnie zachowują się nie w porządku, bo żerują na nieszczęściu hodowców. A ten drób jest zdrowy, jest ze strefy zagrożonej, powinien być pod obserwacją, ale nie jest chory.
Rolnicy, których drób został zlikwidowany, otrzymają rekompensaty.
Rezerwuarem wirusa rzekomego pomoru drobiu są dzikie ptaki. W ubiegłym roku roku w województwie lubelskim rzekomy pomór drobiu wykryto również u gołębi w Łęcznej.
MaT / opr. WM
Fot. pixabay.com