Połowa wykroczeń zarejestrowanych przez fotoradary kończy się mandatami. To mało, dlatego samorządy postulują powrót fotoradarów w ich ręce. Obecnie urządzenia obsługuje Główny Inspektorat Transportu Drogowego. I to ma się nie zmienić. Jest jednak szansa na zmianę przepisów – ma być łatwiej ustalić, kto siedział za kierownicą samochodu, gdy fotoradar robił zdjęcie. Obecnie wielu kierowców uchyla się od odpowiedzialności.
Szczegóły zebrał Kuba Witkowski z Informacyjnej Agencji Radiowej.
Ma zmienić się szybkość i skuteczność karania
To już pewne – samorządy mogą zapomnieć o żółtych skrzynkach i łapaniu piratów drogowych na własną rękę.
– Nie ma mowy o powrocie do tego, że każdy samorząd będzie decydował o tym, gdzie ustawia mobilne fotoradary – powiedział w Polskim Radiu RDC minister infrastruktury Dariusz Klimczak. – Jeżeli chodzi o wspólną politykę dotyczącą bezpieczeństwa ruchu drogowego, tak, chcę wespół z samorządem prowadzić politykę, gdzie te urządzenia powinny być zainstalowane.
Ma zmienić się szybkość i skuteczność karania za wykroczenia zarejestrowane fotoradarami. Obecnie takich przypadków jest milion rocznie, ale do niedawna tylko dwóch na pięciu złapanych piratów drogowych płaciło mandaty. Dziś z racji względnej automatyzacji jest odrobinę lepiej.
– Osiągnęliśmy optimum, które oscyluje w okolicach 60 procent, jeżeli chodzi o egzekwowanie kar – mówi Wojciech Król z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. – Przy obecnym stanie prawnym i sposobie weryfikowania m.in. sprawcy tego wykroczenia, które odbywa się korespondencyjnie, jest to czasochłonne i wymaga zaangażowania dużej liczby osób. Można stwierdzić, że takie zmiany prawne są konieczne.
CZYTAJ: Winda uruchomiona. Czy to koniec problemów mieszkańców wieżowca?
Chodzi o sposób, w jaki ustala się, kto siedział za kierownicą w trakcie popełnienia wykroczenia. Właściciel ma, co prawda, obowiązek wskazania sprawcy, ale może też tego odmówić.
– Jeśli odmówi wskazania takiej osoby, wtedy popełnia wykroczenie – tłumaczy radca prawny i ekspert z zakresu prawa o ruchu drogowym Krzysztof Proć. – Nie jest to wykroczenie związane z prędkością, tylko wykroczenie polegające na niewskazaniu na żądanie uprawnionego organu osoby, której w danym czasie był powierzony pojazd. Czyli dostaje karę, natomiast za inne wykroczenie niż prędkość.
W efekcie część sprawców przynajmniej w zakresie punktów karnych, w ten sposób unika kary, choć GITD zarzeka się, że ma też swoje sposoby, by winowajcę ustalić.
– Dysponujemy nowoczesnym sprzętem najnowszej generacji wyposażonym w optykę pozwalającą na zidentyfikowanie kierującego pojazdem – zaznacza Wojciech Król. – Ta twarz jest na tyle widoczna, że po powiększeniu można porównać ją ze zdjęciem z dowodu osobistego. Niekiedy korzystamy nawet z mediów społecznościowych. Wiele spraw wykroczeń z fotoradarów zakończyło się po prostu przez ustalenie, kto kierował tym samochodem, przy pomocy mediów społecznościowych.
Większa odpowiedzialność właścicieli pojazdów?
Tak czy siak tego typu sprawy rozstrzyga sąd, a to przecież trwa. Pomysł resortu infrastruktury, na razie ogólny, jest więc taki, by mechanizm odwrócić. To właściciel pojazdu lub jego posiadacz miałby udowodnić, kto siedział w tym czasie za kółkiem. Zapowiedzi są takie, że przepisy mają sprawić, by właścicielowi na tym wręcz zależało. Jak? Na razie cisza. Jedno jest pewne – zmiany muszą uwzględniać też zapisy konstytucyjne.
– Z Konstytucji wynika domniemanie niewinności w sprawach typu karnego, a kwestia naruszeń prawa drogowego tradycyjnie jest uznawana za sprawę typu karnego – wskazuje Krzysztof Proć. – Pytanie, co na to konstytucjonaliści? Czy dałoby się zmienić te tradycje i przenieść to na grunt prawa administracyjnego? Moim zdaniem Konstytucja jednoznacznie tego nie wyklucza, ale wątpliwości mogą się pojawić, bo zawsze tak jest, kiedy zmienia się jakiś tradycyjny tryb postępowania w dość powszechnych sprawach.
Jaki ostatecznie kształt przyjmą te propozycje, czas pokaże. Przepisy mają być uchwalone w przyszłym roku.
IAR / RL / opr. WM
Fot. canard.gitd.gov.pl / archiwum