RIP (wyd. Non Stop Comics) to sześcioczęściowa seria, o której początku wspominałem w Halko (bo pomysł był interesujący) i do której powracam pod sam koniec (bo rozwinięcie było znakomite, a finał niezwykle zadowalający).
To komiks na zapętleniu – w każdym tomie powracamy do tej samej sceny; sceny, w której jeden z grupki szabrowników ogałacających domy zmarłych ludzi odnajduje niezwykle cenny przedmiot – na tyle cenny, że jego kradzież ściąga uwagę wielu osób i sieje popłoch w szeregach ekipy. I nie chodzi o to, kto go podwędził, ale jakie reperkusje czekają wszystkich zaangażowanych – od grupki pracowników niby legalnego biznesu, poprzez ich rodziny, barmankę z pobliskiej knajpy oraz infiltrującego ich funkcjonariusza.
Każdy tom zatytułowany jest imieniem jednego z bohaterów i przedstawia jego perspektywę – czytelnik otrzymuje więc te same sceny, ale podane w innym kontekście, rzucającym nowe światło na przebieg zdarzeń. Nie jest to jednak męczenie wciąż tego samego tematu – autorzy, Julien Monier i Gaet’s – poszerzają fabułę o inne wątki związane z poszczególnymi postaciami, odkrywając kolejne warstwy tej szeroko zakrojonej intrygi. Bo choć klimat jest tu dość kameralny, a bohaterów poznajemy całkiem nieźle już w pierwszym tomie, to w kolejnych odcinkach wkraczamy na głębsze wody, zahaczając o gangsterski półświatek, uniwersum medycyny sądowej, umysł seryjnego mordercy oraz perypetie zwykłych ludzi postawionych w niezwykłych sytuacjach.
CZYTAJ: Och, ech i ach. Przeprawa przez Niepisane
Autorzy świetnie grają pozorami – ktoś, kogo raczej nie darzymy sympatią w pierwszym tomie, w ostatnim okazuje się całkiem spoko, a osoba na pierwszy rzut oka poczciwa okazuje się średnio fajna. Specjalnie nie operuję tu skrajnymi określnikami – w tym świecie nie ma czerni i bieli, ponieważ każdy ma coś na sumieniu. Jest dużo szarzyzny, czasem wręcz bardzo dosadnej, bo generalnie duża część tego komiksu orbituje wokół tematu umierania w sensie rozkładu – a zatem w kontekście tego, które robaczki pojawiają się na samym początku tego procesu, a które wchodzą na finał gnicia, ten komiks jest bardzo konkretnym poradnikiem. Nie jest to jednak komiks obrzydliwy – to warto podkreślić.
Podczas lektury miałem skojarzenia z takimi nazwiskami jak Tarantino czy Ritchie, ale nie powinny być to skojarzenia dla kogokolwiek zobowiązujące, bo RIP to po prostu solidna, trzymająca w napięciu, wielowątkowa i autentycznie satysfakcjonująca seria komiksowa.
Sześć tomów – każdy inny, a jednak łączą się w jedną spójną opowieść. Autorom gratuluję sposobu realizacji tej pokręconej wizji!
CZYTAJ: Zielony horror i rodzinna obyczajówka. Autorki Monstressy zaskakują
DySzcz
Fot. materiał wydawcy