Zanim w roku 1996 ukazał się pierwszy zeszyt serii Batman Black and White (wyd. DC Comics), redaktor Mark Chiarello musiał się sporo nasłuchać: a to, że nikt nie czyta komiksów w czerni i bieli; a to, że ludzie nie lubią antologii; a to, że taki pomysł nie ma prawa się sprzedać. A on chciał po prostu zgromadzić śmietankę twórców (ale taką prawdziwą śmietankę, 100 procent, a nie 12) i umożliwić im realizację autorskich wizji w najbardziej pierwotnej, dwubarwnej technice. Przypominam, że chodzi o drugą połowę lat 90., kiedy to herosi latali po niebie w pstrokatych kolorach, byli napompowani raczkującą technologią komputerową i przeżywali absurdalne przygody na sterydach. A tu gość chce robić sztukę. Szok i niedowierzanie.
A jednak ten pomysł nie dość, że dostał zielone światło, to także się sprzedał. I kiedy prawie po 30 latach spoglądam sobie na pierwszy tom Batmana Black and White to wiem dlaczego. Już oglądając ten album ma się poczucie obcowania z komiksowym absolutem, bardzo kompletnym i odważnym. Jest tu i Joe Kubert, i Katsuhiro Otomo, Simon Bisley i Richard Corben, Brian Bolland i Bill Sienkiewicz. A na pin-upach Miller i Moebius. Trzeba mieć naprawdę sporo odwagi, żeby na komiks otwarcia serii z takimi nazwiskami dać osiem plansz Teda McKeevera – artysty niechcianego przez biznes, a pewnie i przez czytelników; artysty, który na łamach tej publikacji daje prawdziwy popis swojego mistrzostwa tworząc prawdopodobnie najlepszą historię z Batmanem.
Batman Black and White w Polsce ukazał się tuż po premierze amerykańskiej i także spotykał się z życzliwym odbiorem, a na przestrzeni lat doczekał się także ekskluzywnej edycji. Ja wracam sobie do tego tytułu w jednym z najnowszych oryginalnych wydań – z 2022 roku, w eleganckim slipcasie z pięcioma miękkookładkowymi tomami. Nie ma tu logotypów na okładce, są zaktualizowane biogramy twórców oraz szereg materiałów dodatkowych w postaci wspomnień redaktora i szkiców, rysunków, konceptów autorów biorących udział w tym przedsięwzięciu. To naprawdę cudowne materiały – można na przykład zobaczyć, jak po znacznym przekroczeniu deadline’u kajał się Teddy Kristiansen, albo co odruchowo nabazgrał Michael W. Kaluta. Są też niewykorzystane szkice Barry’ego Windsor-Smitha oraz znakomity szkic jednej z plansz McKeevera. McKeever, wraz z Klausem Jansonem, został też zresztą uwzględniony w końcowym wpisie na łamach tego albumu – jako artysta, który stworzył przepiękną historię i miał ogromny wkład w powstanie tej antologii.
Z perspektywy czasu można to potraktować jako pożegnanie McKeevera ze strony środowiska. Zdaje się, że nigdy lepszego nie dostał. Jego żałobny komiks, pięknie wnikający w misję Człowieka Nietoperza, bardzo ludzki i wzruszający, to najwspanialszy moment tego zbioru, ale jest tam jeszcze mnóstwo innych ośmiostronicowych opowieści, które urzekają rysunkiem, dialogami, które zostają w pamięci i pokazują, że w czerni i bieli zawsze będzie drzemała olbrzymia siła.
Pierwszy Batman Black and White to najbardziej zbilansowany przegląd twórczości komiksowych mistrzów i najlepszy pomnik wystawiony postaci Nietoperza.
DySzcz