Wczoraj (09.10) wieczorem zakończyło się w Brukseli posiedzenie plenarne Komitetu Regionów Unii Europejskiej, w którym zasiada 329 członków i tylu samo ich zastępców reprezentujących władze lokalne i samorządowe ze wszystkich 27 krajów członkowskich. Rzadko zdarza się taki jak obecnie jednoznaczny sprzeciw jak wobec zakusów Komisji Europejskiej, by pozbawić regiony i miasta decydującego głosu w kwestii polityki spójności.
CZYTAJ: Jarosław Stawiarski: wzorem komunistycznych realiów polityka spójności ma być w dyspozycji państwa
Perspektywa finansowa od 2028 roku, a tym bardziej do 2034, może oznaczać, że regiony i miasta, które do tej pory były osłaniane finansowo przez politykę spójności, nie będą miały aż takich możliwości dysponowania tymi funduszami jak do tej pory. Efekty tego wsparcia na przestrzeni ostatnich 20 lat są właściwie wszędzie widoczne. Sporo mówiono o tym na posiedzeniu plenarnym Komitetu Regionów, który jest ciałem doradczym Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego. Niestety nie ma ono głosu decyzyjnego, bo być może te przecieki, które dotyczą innego niż do tej pory rozdysponowania środków unijnych, byłyby w ogóle bezprzedmiotowe. Bo pomysł, jaki wykluł się w głowach przedstawicieli Komisji Europejskiej, jest taki, żeby rządy państw członkowskich otrzymywały pełną pulę pieniędzy unijnych i niech z tym robią, prawie co chcą.
W opozycji do tego pomysłu jest m.in. Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego, jednocześnie przewodniczący polskiej delegacji Komitetu Regionów.
– Zdecydowanie będziemy oponować przeciwko takim scenariuszom, ponieważ powtarzamy od lat, że przyjęty w Polsce system dystrybucji, gdzie ponad 40% środków w ramach polityki spójności jest kierowanych do samorządów regionalnych i one dalej dystrybuują te pieniądze, sprawdził się – stwierdza Marek Woźniak. – Osiągnęliśmy określone efekty i myślę, że jest nadal potrzeba kontynuacji. Chcemy, aby polityka spójności miała swoje silne pozycje w ramach funduszy Unii Europejskiej. Uważamy, że Europa nie skończyła procesu wyrównywania szans, tego procesu solidarnościowego, który jest fundamentem istnienia Wspólnoty. Aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że są nowe zagrożenia, sytuacje, które polityków skłaniają do myślenia o koncentracji środków, do osiąganiu efektów punktowych, kluczowych z ich punktu widzenia. A temu nie sprzyja taka dystrybucja rozproszona, jak to ma miejsce w ramach polityki spójności. Mówimy o zagrożeniach wewnętrznych, o cyberbezpieczeństwie, o kwestiach azylowych i migracyjnych. Tych zagrożeń dla Unii jest sporo i ktoś, kto nią kieruje może myśleć, że byłoby lepiej posiadać większe zdolności kierowania środków finansowych według bieżącej potrzeby. Natomiast jest to w zdecydowanej sprzeczności z systemem, który uznajemy za dobry i uważamy, że on się sprawdził. Ta sprzeczność, może być powodem kryzysu. Myślę, że część posłów w Parlamencie Europejskim podziela nasze poglądy. Sądzę, że jeśli to zostanie poddane pod dyskusję, będziemy mieć sojuszników, zwłaszcza po stronie Europarlamentu.
To nie był przypadkiem próbny balon, żeby sprawdzić, jaka będzie reakcja i w razie czego ostudzić emocje poprzez rezygnację z części nieoficjalnych założeń?
– Trudno mi to oceniać. Nie wiem, jakie są zamiary. Myślę, że stanowiska i pozycje stron wszyscy mniej więcej znają i mogą się spodziewać, jakie będą reakcje. Jeśli ktoś w ten sposób próbuje, to być może jest jakiś sposób taktycznego rozgrywania tego procesu przyszłego dialogu – zauważa Marek Woźniak. – Wyzwania przed Unią Europejską są spore, a na zwiększenie puli środków w budżecie chyba nie możemy liczyć. Nie słychać bowiem głosów gotowości ze strony państw członkowskich, żeby zwiększyć swój udział w budżecie unijnym. Raczej pojawiają się głosy, żeby poszukiwać dodatkowych źródeł do budżetu w postaci nowych obciążeń. To nie jest zły kierunek, natomiast musimy uzyskać akceptacje ze strony wszystkich. A to nie będzie łatwe, o ile w ogóle możliwe. Obie ścieżki – zwiększenie składki członkowskiej czy też nowe obciążenie – są trudne, więc raczej rozegra się walka o te pieniądze, które już są. Zobaczymy. kto tutaj będzie miał dominujący głos. Jeśli to będzie nasz polski komisarz, to liczymy, że to będzie osoba, z którą dialog będzie możliwy i sprawny – podkreśla marszałek województwa wielkopolskiego.
Pod warunkiem, że będzie stroną w tym dialogu, a nie ze względu na swoją podległość przewodniczącej Unii Europejskiej będzie musiał być posłusznym pewnym poleceniom.
– Tego nie mogę skomentować. Przyszłość pokaże, jak będą wyglądały te relacje. Jednego jestem pewien – to jest osoba niezwykle doświadczona na polu działań instytucji unijnych z niekwestionowaną wiedzą. Ma wszelkie atuty, żeby brać czynny udział w tej grze. Natomiast to jest polityka, więc zobaczymy jak się to rozegra w tym bieżącym funkcjonowaniu nowej komisji – dopowiada przewodniczący Polskiej Delegacji Komitetu Regionów.
Przesłuchania kandydatów na komisarzy odbędą się na początku listopada.
JB / opr. AKos
Fot. Jacek Bieniaszkiewicz