Od niewielkich zniszczeń po całkowitą degradację – tak wyglądają gleby na terenach powodziowych. Gospodarstwa w okolicach Kłodzka i Lewina Brzeskiego ocenili specjaliści z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. I choć nie pobierali próbek pod kątem zanieczyszczeń, to mają w tym zakresie pozytywne doświadczenia z powodzi w 2010 roku.
– W zdecydowanej większości można będzie przywrócić dobry stan gleb – ocenia dyrektor puławskiego instytutu, prof. Mariusz Matyka. – Z tego, co udało nam się ustalić, są dostępne dane, zostało zalanych ok. 60 tys. hektarów użytków rolnych, z czego 20 tys. pod zasiewami. W Polsce mamy 14,5 mln hektarów użytków. W skali kraju wydaje się, że to nie jest aż tak dużo z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego, ale lokalnie jest to bardzo duży problem.
– To, co mogliśmy stwierdzić, będąc na miejscu, to przede wszystkim utrata wartości produkcyjnej dużych obszarów – zaznacza dr inż. Jacek Niedźwiecki, pracownik naukowy Zakładu Gleboznawstwa i Analiz Środowiskowych. – Krótko mówiąc, część gleb została zniszczona. Fala powodziowa zmyła tę powierzchniową, najbardziej żyzną warstwę próchniczną, a w wielu miejscach całe profile glebowe zostały zupełnie zmyte do skały macierzystej. W przypadku tych gleb to są kamienie otoczaki rzeczne, bo to są mady rzeczne, gleby, które tworzą się w dolinach rzecznych.
CZYTAJ: Marcin Kierwiński: wypłacono ok. 200 mln zł zasiłków pomocowych dla powodzian
– Wcześniej badaliśmy tereny popowodziowe w 2010 roku na przykładzie gmin Wilków i Janowiec – mówi Bożena Smreczak, profesor Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. – W naszych badaniach nie wyszły żadne przekroczenia zanieczyszczeń, co może też uspokajać rolników z terenów popowodziowych. W Kotlinie Kłodzkiej większość rzek przepływa przez tereny rolnicze, które nie są zanieczyszczone. Prowadzimy również inny monitoring gleb ornych w Polsce, z którego nie wynika, że gleby w naszym kraju są zanieczyszczone.
– Problem na pewno jest z uprawami, gdzie nie zdążono zebrać roślin. Głównie kukurydza, ale też soja, również uprawy, gdzie były zasiane np. oziminy, rzepak – dodaje dr inż. Jacek Niedźwiecki.
– Przygotowaliśmy takie zalecenia w przypadku np. ozimin, które zostały już posiane, ale niestety stagnowała na tych polach woda – mówi prof. Bożena Smreczak. – Należy je zaorać i zrobić siew od nowa, np. pszenicy. W przypadku kukurydzy sugerujemy, żeby rolnicy jednak zebrali tę kukurydzę i oddali do biogazowni. Natomiast w przypadku soi można ją zaorać i będzie stanowiła dodatkowe źródło materii organicznej w glebach.
CZYTAJ: Premier Tusk: dziewięć ofiar śmiertelnych w związku z powodzią
– Zaczęliśmy też prace nad zagospodarowaniem i metodą postępowania z ziemiopłodami – mówi prof. Mariusz Matyka. – Wystąpił taki problem, że część ziemiopłodów – ziarna zbóż, ziarna rzepaku, zebranej kukurydzy, która była już w magazynach, w silosach – została zalana. Teraz nie może być już przeznaczona ani na żywność, ani na paszę. Trzeba znaleźć sposób na jej zagospodarowanie. To jest np. przeznaczenie do biogazowni, gdzie można odzyskać energię, w postaci pofermentu może wrócić na pole część tej biomasy, w przypadku ziarna zbóż po przeschnięciu można rozważać spalenie tego, też odzyskanie energii i w popiele składników mineralnych, które mogą wrócić na pole. Nie możemy wywieźć tego ziarna na pole i przeorać, dlatego że skiełkuje i będzie tworzyło zachwaszczenie w stosunku do potencjalnych roślin uprawnych.
Generalnie specjaliści z puławskiego instytutu zalecają zastosowanie nawozów zawierających wapno, które wzmacniają strukturę gleb. Wcześniej warto jednak sprawdzić odczyn gleby, by dobrać odpowiednią dawkę.
ŁuG / opr. WM
Fot. Państwowa Straż Pożarna / archiwum