Powodzianie w Ziemi Kłodzkiej sprzątają po wielkiej wodzie, oczyszczają swoje mieszkania i firmy. Problemem jest temperatura – w nocy spada w okolice zera.
Jak wygląda sytuacja w Kłodzku i okolicach?
– Cały czas są dostawy, więc dopóki nie wydamy wszystkiego, pewnie będziemy działać na dwie zmiany. Nie mamy pojęcia, ile czasu to jeszcze potrwa – mówi Anna Domańska, kadrowa w Centrum Integracji Społecznej Gminy Kłodzko.
Grupa związana z WOPR Lubniewice z woj. lubuskiego przywiozła tira pomocy, w tym amerykańskie racje wojskowe przekazane przez żołnierzy stacjonujących w Polsce. Wciąż przeżywali to, co zobaczyli w Kłodzku i innych miejscach spustoszonych przez wodę.
– Jeżeli chodzi o mniejsze miejscowości, zauważyliśmy, że ludzie zachowują się bardzo skromnie – mówi Przemysław Matczak, prezes WOPR Lubniewice. – Pamiętam, jak zwróciliśmy się do pana, czy czegoś potrzebuje – żywności, sprzętu do oczyszczania. Stwierdził, że nie. Dopiero po dłuższej namowie wziął od nas produkty spożywcze.
CZYTAJ: Pomagali na terenach powodziowych. Służby z regionu podsumowały swoje działania [ZDJĘCIA]
Korespondent Polskiego Radia Mariusz Pieśniewski odwiedził Trzebieszewice – jedną z wiosek na trasie do zniszczonego jak po tsunami Lądku Zdroju. Wzdłuż drogi wciąż leżą wyrzucone, zniszczone przez wodę rzeczy. Ludzie raczej nie chcą rozmawiać, są zapracowani porządkowaniem. Na prośbę o wspomnienie tego, co się stało, twarze im tężeją.
O swojej sytuacji opowiada rodzina Gorajewskich.
– Obraz był straszny, mieliśmy na podwórku pełno mułu i wysypanego drzewa. Tragedia, bramy poodpadały, śmieci na podwórku. Drzwi popuchły, nie da się ich zamknąć. Cały czas pracujemy nad sprzątaniem.
Wnętrze domu zostało już oczyszczone, pracują tam osuszacze. – Jest troszeczkę posprzątane, ale jeszcze dużo przed nami. Sprzęty pozalewało wszystkie.
CZYTAJ: Żołnierze państw NATO pomogą w usuwaniu skutków powodzi
Pan Gorajewski przeżył już trzecią powódź w swoim życiu, ale mówiąc o padłych zwierzętach, ledwo powstrzymuje płacz.
– Były tu króliki, ale się potopiły. Jak uciekaliśmy, to klatka się wywróciła. Daliśmy ją do góry, myśleliśmy, że będzie jak przedtem, ale… Nie było mowy, żeby cokolwiek zabrać. Było tyle wody, że człowieka spokojnie by przykryło. Od razu uciekliśmy, nie zdążyliśmy zabrać królików.
– W ostatniej chwili uratowałem psa. Już zaczęło wylewać, wsadziłem go do bagażnika i zawiozłem do teściów.
IAR / RL / opr. WM