Mglisty wymiar (wyd. kultura gniewu) to ostatni komiks w dorobku zmarłego w 2020 roku Richarda Corbena – artysty, którego w Polsce mieliśmy dotąd zdecydowanie za mało. Choć wydawcy praktycznie wyprztykali się z jego utworów zleconych przez komercyjnych amerykańskich edytorów, to wciąż mamy zaległości z początków kariery tego artysty. Kariery, która eksplodowała w latach 70. minionego wieku i która była o tyle fascynująca, że idealnie łączyła komiks poszukujący, wywodzący się z żywiołowego undergroundu, z przyswajalną dla standardowego odbiorcy estetyką współczesnych produkcyjniaków. Wkład Corbena w rozwój sztuki komiksu jest nieoceniony.
CZYTAJ: W labiryncie ludzkich spraw
Mglisty wymiar to sprawnie pozszywany szereg odcinków tytułowej serii, świetnie polepiony obecnością jednej z bohaterek, która snuje nam opowieść o Tugacie – początkowo nieco durnowatym półnagim wojowniku. Corben gra tu wszystkimi motywami fantasty, magii i miecza, wyzuwając je jednak ze świętoszkowatości i szlachetności. Fabularnie ten komiks na pewno będzie gratką dla koneserów gatunku, do których się nie zaliczam, więc często ziewałem. Choć naprawdę doceniam formę, na jaką zdecydował się tutaj słynny artysta. Ta historia ma ręce i nogi, a wszystkie zmienne są intuicyjne – oto bowiem świat przedstawiony wyłania się z mgławicy, a główny bohater zaczyna misję polegającą na wypełnieniu swojego przeznaczenia. Tyle wystarczy, konkrety pojawią się po drodze i będą zawierały wszystkie składowe mocnej rozwałki piłą komiksową: potwory, pojedynki, walki w klatce, roznegliżowane kobiety, zdrady i niedoprecyzowane stwory (bo w końcu wymiar to mglisty).
CZYTAJ: Siła czerni i bieli. Intensywna podróż przez tetralogię Bardo
Lekturę zdecydowanie psuje hurtowa obecność szeryfowej literki „i”, ale nie popełnia błędów ten, co nic nie robi. Są tacy, co pewnie zbojkotowaliby komiksy wydawcy przez wzgląd na takie babole, ale pamiętajmy, że proces przygotowania komiksu do druku jest żmudny i warto uzbroić się w wyrozumiałość.
Mglisty wymiar to obowiązkowy tom do postawienia na półce obok innych dzieł Corbena – w nadziei, że któryś z wydawców znajdzie odwagę, by sięgnąć po te dzieła autora, które wprowadziły go na szczyt komiksowej sztuki.
DySzcz
Fot. materiał wydawcy